Aaran Lines jako pierwszy piłkarz z Nowej Zelandii trafił do Polski. Zaczęło się od tego, że pokazał się ze świetnej strony w meczu przeciwko reprezentacji Biało-Czerwonych prowadzonej wtedy przez Zbigniewa Bońka.
Dobry występ przeciwko Polsce zaowocował kontraktem z Ruchem Chorzów - trafił do tego klubu po występach w lidze niemieckiej.
ZOBACZ WIDEO: Co za gol w Polsce. To nagranie po prostu trzeba zobaczyć
Teraz wspomina ten czas. - Najtrudniejszy był język. W Niemczech uczyłem się od 16. roku życia miejscowego języka i miałem pomoc klubu, szkoły, nauczycieli. W Polsce tego zabrakło, więc bariera była większa. Na szczęście paru piłkarzy mówiło po angielsku, to pomagało - mówi, cytowany przez "PrzeglądSportowy".
Lines przyznaje, że największym zaskoczeniem w Polsce było dla niego... jedzenie. - Nie miałem żadnych oczekiwań, a było fantastyczne - prawdziwe, sycące, bardzo smaczne. To mnie zaskoczyło najbardziej - podkreśla 48-latek, były reprezentant swojego kraju.
Polskie potrawy okazały się dla niego prawdziwym odkryciem, które wspomina z entuzjazmem. Dzięki kolegom z drużyny, Damianowi Gorawskiemu i Marcinowi Malinowskiemu, szybko zaaklimatyzował się w nowym środowisku.
Po zakończeniu kariery w Polsce, Lines przeniósł się do Stanów Zjednoczonych, gdzie założył akademię piłkarską. Jego doświadczenia z Polski i Niemiec pomogły mu w budowaniu nowego życia za oceanem. Dziś prowadzi jedną z największych akademii piłkarskich w stanie Nowy Jork.
Może przegapiłem?