W piątek wieczorem Motor Lublin przegrał na własnym boisku z GKS-em Katowice 2:5.
Jakież było zdziwienie kibiców przed telewizorami, gdy sędzia Tomasz Kwiatkowski odgwizdał koniec spotkania, gdy na zegarze było 89:34.
W sieci pojawiły się ironiczne komentarze, że może spieszył się na pociąg powrotny lub po prostu było mu żal zawodników Motoru i zlitował się nad nimi.
Niemniej - na pierwszy rzut oka wyglądało to na dość trudny do wytłumaczenia błąd. Okazuje się jednak, że do pomyłki arbitra nie doszło. Zawiódł natomiast realizator transmisji.
W sobotę PZPN wydał oficjalny komunikat w tej sprawie:
"Zegar transmisji telewizyjnej wskazywał wówczas 89:34. Różnica pomiędzy czasem faktycznym, a czasem zamieszczonym w transmisji nastąpiła w minucie 65:35, kiedy to z ekranu TV - w trakcie transmisji - zniknął zegar. Został on umieszczony ponownie w 66:10 (jednak de facto brak zegara trwał 1 minutę i 7 sekund). Stąd wynika różnica 32 sekund, która zaistniała w momencie gwizdka kończącego zawody. Mecz nie zakończył się przed 90 minutą (lecz w 90:06), zaś wszyscy członkowie zespołu sędziowskiego - w tym sędziowie VAR - dopełnili wszelkiej staranności, by przepisy artykułu 7 nie zostały naruszone."
Nie zmienia to jednak faktu, że sędzia Kwiatkowski powinien doliczyć kilka minut z uwagi choćby na zmiany przeprowadzone przez trenerów w drugiej połowie.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie Znany raper zaskoczył Szczęsnego