Robert Lewandowski rozgrywa swój 15. (!) sezon w Lidze Mistrzów i nigdy wcześniej nie zdarzyło mu się nie zdobyć bramki w żadnym z czterech pierwszych występów w fazie grupowej (2011-2023) lub ligowej (2024).
Dotąd najpóźniej worek z bramkami w Champions League rozwiązywał w trzecim meczu, co przytrafiło mu się trzykrotnie. Podobnie jak strzelenie pierwszego gola w drugim występie. Najczęściej konto otwierał natomiast już na inaugurację (8).
Nie ma się czym chwalić
W tym roku jednak ma już za sobą cztery puste przebiegi: z Newcastle United (2:1), PSG (1:2), Clubem Brugge (3:3) i Chelsea (0:3). Ewentualny występ we wtorkowym spotkaniu 6. kolejki z Eintrachtem Frankfurt będzie jego piątym w tej edycji Ligi Mistrzów. Mecz 3. serii z Olympiakosem (6:1) musiał bowiem opuścić z powodu kontuzji.
ZOBACZ WIDEO: Kołecki jasno o polskiej piłce. "Trudno mi znaleźć klub, któremu mógłbym kibicować"
Nigdy nie czekał na trafienie w Champions League tak długo zarówno pod względem rozegranych spotkań, jak i w ujęciu kalendarzowym. Nawet w sezonie 2020/21, kiedy terminarz rozgrywek był przesunięty z uwagi na wybuch pandemii COVID-19, po raz pierwszy już trafił 3 listopada. Teraz mamy już 9 grudnia, a po bramkowym koncie Lewandowskiego w Lidze Mistrzów hula wiatr.
Mało tego, już tylko 24 minuty dzielą "Lewego" od kolejnego osobistego niechlubnego rekordu. Na premierowego gola w tej edycji Champions League czeka już 182 rozegrane minuty. Dotąd trzykrotnie musiał być bardziej cierpliwy: w sezonach 2011/12 (188), 2014/15 (205) i 2020/21 (194). To w komplecie te edycje, w których przełamywał się w trzeciej kolejce.
Sprawca czy ofiara?
Naprawdę niewiele brakuje zatem Lewandowskiemu od mało chlubnego wyczynu. Z drugiej strony, futbol to sport zespołowy, a koledzy w Lidze Mistrzów mu nie pomagają. Jak wykazaliśmy TUTAJ, "Lewy" w tej edycji Champions League nie oddał jeszcze ani jednego celnego strzału. Zdarzyło mu się czekać dłużej na gola w Champions League, ale na uderzenie w światło bramki? Nigdy.
Aż trudno w to uwierzyć, bo mówimy o największym postrachu bramkarzy w Europie ostatniej dekady. To jednak tylko pół prawdy. Przez trzy spędzone na boisku godziny miał w sumie tylko osiem kontaktów z piłką w polu karnym rywali, w tym tylko ledwie razy po... podaniu od kolegi. Średnio raz na 45 minut. Pozostałe to efekt przejęcia bezpańskich piłek: po interwencji obrońcy albo nieudanym dryblingu partnera.
Mimo tego ewidentnego braku wsparcia, oddał sześć uderzeń. Chociaż raczej trzeba mówić o podjęciu sześciu prób, bo aż pięć jego strzałów zostało zablokowanych (a jeden był niecelny). Co ciekawe, trzykrotnie sam musiał wypracować sobie pozycję strzelecką, gdy zbierał w polu karnym wspomniane piłki niczyje.
Wszystkie jego próby wg algorytmu portalu statystycznego "SofaScore" były warte łącznie 0,48 bramki. W telegraficznym skrócie oznacza to tyle, że nawet jak dochodził do pozycji strzeleckiej i uderzał, to z rozpaczy i nieprzygotowanych pozycji. Dla porównania, w La Lidze współczynnik xG w tym sezonie ma równy 7,59. Zupełnie inny świat.
Wymarzona okazja
Trudno zatem mówić o nieskuteczności Lewandowskiego w Lidze Mistrzów. Raczej mamy do czynienia z niewykorzystaniem jego umiejętności przez kolegów. Czy we wtorkowym meczu z Eintrachtem Frankfurt "Lewy" przerwie niemoc? Najbliższy rywal Barcy ma olbrzymie kłopoty w grze obronnej. W weekend przyjął pół tuzina goli od RB Lipsk (0:6).
Mecz 6. kolejki Ligi Mistrzów FC Barcelona - Eintracht Frankfurt we wtorek o godz. 21. Transmisja w Canal+ Extra 1. Relacja NA ŻYWO w WP SportoweFakty.
Maciej Kmita, dziennikarz WP SportoweFakty