- Chciałbym zostać w Ruchu, ponieważ gram tutaj regularnie. Co za tym idzie, mam większe szanse na zdobywanie bramek. Dla mnie właśnie najważniejsze są stałe występy w Orange Ekstraklasie. Moją ambicją na pewno nie jest siedzenie na ławce rezerwowych - nie ukrywa Ćwielong w rozmowie z serwisem SportoweFakty.pl. Nie ulega bowiem wątpliwości, że niespełna 22-letni napastnik na grę w pierwszym składzie Wisły nie miałby większych szans.
Tym bardziej, że w ostatnim czasie nie zachwyca. W minionej kolejce zdobył bowiem dopiero trzeciego gola w tym sezonie. Trafienie w spotkaniu z Łódzkim Klubem Sportowym było przerwaniem fatalnej passy Ćwielonga, który przez osiem kolejnych meczów nie mógł się przełamać. Na pewno trochę utrudniała mu to zmiana pozycji, bowiem trener Duszan Radolsky lubił ustawiać go również na lewej stronie pomocy. - No tak, trochę czekałem na tą bramkę. I się do czekałem. Wszedłem na krótki słupek po podaniu Wojtka Grzyba i z bliska wbiłem futbolówkę do siatki. Wreszcie - uśmiecha się "Pepe".
Zaledwie trzy trafienia Ćwielonga (w tym jedno z rzutu karnego) na nikim nie robią wrażenia. Zwłaszcza, że młody zawodnik w Chorzowie miał powrócić do dawnej formy, a swoimi golami zapewnić Ruchowi jak najwyższą lokatę w tabeli. Niebiescy o utrzymanie walczyli do samego końca, a sam "Pepe" spisywał się co najwyżej przeciętnie. - Ale ja nie jestem żadnym doświadczonym zawodnikiem, tylko ogrywam się w pierwszej lidze - tłumaczy Ćwielong. - Trener Radolsky mi zaufał, stawiał na mnie w niejednym spotkaniu i mam nadzieję, że przekonałem go do swojej osoby. Nie ukrywam, że chciałbym zostać w Chorzowie - dodaje piłkarz.