W przyrodzie nic nie ginie - relacja z meczu Ruch Chorzów - Jagiellonia Białystok

W przyrodzie nic nie ginie. Pięć lat temu w meczu decydującym o grze w barażach o uniknięcie spadku do trzeciej ligi Jagiellonia pokonała Ruch 1:0 i to Niebiescy musieli walczyć o utrzymanie. Z piłkarzy grających w meczu rozegranym 11 czerwca 2004 roku w sobotni wieczór zagrał tylko Piotr Ćwielong, a na ławce zasiadł aktualnie drugi trener chorzowian Tomasz Fornalik.

Wydawało się przed spotkaniem, że goście nawet przegrywając przy Cichej unikną gry w barażach. Stało się inaczej. Jaga jak najbardziej zasłużenie poległa w Chorzowie i sezon dla niej potrwa dłużej niż wcześniej planowano. - W tym roku nie będziemy mieli urlopów - przyznał po spotkaniu wzburzony kapitan gości Radosław Kałużny.

Prawie 12 tysięcy kibiców stawiło się na Cichą, aby po raz ostatni w bieżącym sezonie zobaczyć swoich ulubieńców i podziękować im za utrzymanie się w pierwszej lidze. Wszak Niebiescy, czternastokrotni mistrzowie Polski, ale mimo wszystko beniaminek Orange Ekstraklasy miał za zadanie jak najszybciej zapewnić sobie ligowy byt.

Niewielu jednak spodziewało się, że chorzowianie w sobotni wieczór zaaplikują rywalom aż cztery gole. Część z bramek padła dzięki fatalnej postawie niedoświadczonego bramkarza gości Grzegorza Sandomierskiego, który pojedynku przy Cichej do udanych na pewno nie zaliczy.

Rozpoczęło się trochę sennie. Żadna z drużyn nie forsowała tempa, a gra toczyła się w środku pola. Dużo ciekawiej było na trybunach. Fani Ruchu przez pełne dziewięćdziesiąt minut dopingowali swoich ulubieńców, którzy z każdą minutą coraz bardziej napierali.

Pierwsza groźna akcja gospodarzy miała miejsce w 14. minucie. Groźna wrzutka grającego po raz pierwszy od początku Daniela Ferugi i Sandomierski wypuścił futbolówkę z rąk, ale żaden z zawodników Ruchu nie potrafił dobić piłki do bramki. Golkiper gości fatalnie grał na przedpolu. Niemal każda wrzutka sprawiała duże problemy pod bramką. Nie lepiej było przy strzałach chorzowian. W 17. minucie uderzenie Ćwielonga omal nie wbił do własnej bramki Sandomierski.

W 26. minucie Ruch jak najbardziej zasłużenie objął prowadzenie. Łukasz Janoszka otrzymał długą piłkę od Rafała Grodzickiego i w sytuacji sam na sam pokonał Sandomierskiego. Po objęciu prowadzenia chorzowianie mogli zdobyć kolejne gole, ale grali nieskutecznie. Goście ocknęli się dopiero w ostatnich minutach pierwszej połowy, gdy wiedzieli już, że z Cichej muszą wywieźć co najmniej remis.

Zdesperowana Jaga bardzo dynamicznie rozpoczęła również drugą odsłonę. Goście dużo biegali, walczyli w środku pola, ale Ruchowi zagrozić nie potrafili. - Jagiellonii zabrakło armat - przyznał po spotkaniu wprowadzony na ostatnie jedenaście minut Wojciech Grzyb.

W 63. minucie Niebiescy trafili do siatki, ale główny rozjemca po konsultacji z bocznym bramki nie uznał. Zdzisław Bakaluk uznał, że Ćwielong faulował Sandomierskiego i gol Marcina Nowackiego po chwili wahania został anulowany. Jednak co się odwlecze... Maksyma stara jak świat sprawdziła się przy Cichej w stu procentach. Cztery minuty po nieuznanym golu Nowacki podał do rozgrywającego bardzo dobry mecz Ferugi, który z okolic linii pola karnego strzelił po ziemi. Sandomierski tylko w znany dla siebie sposób przepuścił piłkę do bramki. Gol przypominać mógł trafienie Jana Domarskiego ze sławetnego pojedynku Anglia - Polska na Wembley w 1973 roku.

W 75. minucie po kolejnej wrzutce z prawej strony z kilku metrów główkował Nowacki, ale futbolówka o centymetry minęła bramkę. Jednak w 79. minucie było już 3:0. Znowu dośrodkował z prawej strony Feruga, uderzenie Nowackiego odbił golkiper Jagi, a nadbiegający Michał Pulkowski umieścił piłkę w pustej bramce. Dwie minuty później przez kilkanaście metrów sam naprzeciwko Sandomierskiego biegł Ćwielong i pewnym strzałem zdobył czwartą bramkę dla gospodarzy.

Prowadząc 4:0 Ruch miał szansę na zdobycie kolejnych goli. W ostatnich minutach również goście chcieli zdobyć bramkę, ale z przodu grali po prostu źle. Dodatkowo dwie minuty przed końcem regulaminowego czasu gry boisko za dwie żółte kartki opuścić musiał wprowadzony zaraz po przerwie Bruno.

Końcowy gwizdek sędziego fantastyczna w sobotni wieczór publiczność przyjęła z ogromnym entuzjazmem. Kibice pożegnali się z piłkarzami i udali się na plac przy stadionie, gdzie na festynie mogli dalej świętować udane zakończenie sezonu. Po kilkudziesięciu minutach do kibiców dołączyli piłkarze.

Nikt z bawiących się nie mógł zauważyć cichaczem odjeżdżającego w kierunku Białegostoku autokaru ze smutnymi piłkarzami Jagiellonii. Pięć lat temu podobny los spotkał chorzowian. To, że w przyrodzie nic nie ginie potwierdziło się kolejny raz...

Ruch Chorzów - Jagiellonia Białystok 4:0 (1:0)

1:0 - Janoszka 26'

2:0 - Feruga 68'

3:0 - Pulkowski 79'

4:0 - Ćwielong 81

Składy:

Ruch Chorzów: Pilarz - Nykiel, Baran, Grodziski (84' Ninković), Jakubowski - Brzyski, Pulkowski (82' Sadlok), Nowacki, Feruga (80' Grzyb) - Ćwielong, Janoszka.

Jagiellonia Białystok: Sandomierski - Nawotczyński, Kałuży, Wasiluk (52' Niedziela), Kwiek - Alexis, Jarecki, Markiewicz (70' Tumicz), Retusz - Sobociński (46' Bruno), Sotirović.

Żółte kartki: Pulkowski (Ruch), Bruno, Kwiek (Jagiellonia).

Czerwona kartka: Bruno (Jagiellonia) /88’/ za drugą żółtą

Sędzia: Zdzisław Bakaluk (Olsztyn).

Widzów: 12000 (100 gości).

Najlepszy piłkarz Ruchu: Daniel Feruga

Najlepszy piłkarz Jagiellonii: Radosław Kałużny

Piłkarz meczu: Daniel Feruga

Źródło artykułu: