Anna Soboń: Przed meczem z GKS Katowice wzięlibyście w ciemno wynik remisowy?
Marcin Folc: Powiem szczerze, że chyba jednak nie. To się tylko tak mówi przed pierwszym gwizdkiem, że w niektórych meczach wzięłoby się w ciemno jakiś wynik, ale my zawsze chcemy walczyć o komplet punktów.
Skończyło się 1:1, więc rozumiem, że niedosyt pozostał?
- Zdecydowanie tak, tym bardziej, że w drugiej połowie już praktycznie całkiem przejęliśmy inicjatywę w meczu i rzeczywiście mogliśmy ten mecz wygrać. GKS praktycznie tylko się bronił i nie stworzył sobie sytuacji do zdobycia bramki.
Ale gol zdobyty przez Dudzica padł po bardzo ładnej, szybkiej akcji.
- Przy straconej bramce zawodnicy z Katowic wyprowadzili bardzo ładna kontrę, po której strzelili nam gola i w efekcie dalszych wydarzeń na boisku wywieźli z Ostrowca Świętokrzyskiego jeden punkt, choć to my powinniśmy to spotkanie wygrać.
Wszedłeś na zmianę i po chwili zdobyłeś bramkę. Można pokusić się o stwierdzenie, że Marcin Folc to dżoker w talii trenera Czesława Jakołcewicza?
- Akurat tak się zdarzyło, że wszedłem na plac gry i po kilku minutach zdobyłem bramkę, więc w tym meczu możliwe, że dżoker, choć nie mnie to oceniać (śmiech).
Bardzo ważną bramkę. Poza tym masz ich na swoim koncie już pięć i liderujesz z tym wynikiem wśród piłkarzy KSZO.
- Te zdobywane bramki to nie tylko moja zasługa, bo ktoś mi przecież te piłki dogrywał, ale oczywiście cieszę się, że zdobywane przeze mnie gole przyczyniały się do zdobyczy punktowych zespołu. To jest najważniejsze, bo jak wygrywamy to jako cały zespół. Podobnie w przypadku remisu czy też porażki.
Z pewnością chciałbyś dostawać więcej szans pokazania swoich umiejętności od trenera Jakołcewicza.
- Każdy chciałby grać dłużej i ja też chciałbym dostawać więcej szans na pokazanie się, bo ostatnio różnie to wyglądało. Minutowo wchodziłem na końcówki meczów, ale zobaczymy jak teraz to będzie wyglądało.
Żółta kartka jaką otrzymał Adam Cieśliński eliminuje go z najbliższego meczu więc może to Marcin Folc dostanie szansę gry w napadzie KSZO?
- Może akurat w sytuacji gdy niestety Adam Cieśliński nie zagra w meczu z Motorem, bo musi pauzować za kartki, trener da szansę właśnie mnie (śmiech). Najważniejsze jest dobro zespołu. Jeśli dostanę pięć minut, to zagram na maksa przez ten czas, podobnie jeśli trener postanowi wpuścić mnie na dłużej.
Myślę, że kibice nie mieliby nic przeciwko, żebyś wchodził choćby na pięć minut i nawet w tak krótkim czasie zdobywał ważne bramki.
- Oczywiste jest, że cieszę się z każdej zdobytej bramki i też nie będę miał nic przeciwko jeśli wejdę na pięć minut i trafię do siatki rywala. Choć przyznam, że jeśli już to wolałbym choćby przez piętnaście minut pokazać się na boisku (śmiech).