Wisłę znów nawiedziły demony wiosny

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Porażką 0:1 przed własną publicznością z kielecką Koroną piłkarze Wisły Kraków mocno skomplikowali sobie sprawę obrony mistrzowskiego tytułu. Biała Gwiazda zamiast co najmniej utrzymać dystans od drugiego w tabeli Lecha Poznań, po 27. kolejce może mieć ledwie punkt przewagi nad Kolejorzem.

Scenariusz piątkowej klęski z kielczanami był łudząco podobny to tego, według którego rozgrywały się dwa poprzednie przegrane przez mistrzów Polski wiosenne mecze z GKS-em Bełchatów i Arką Gdynia: wiślacy po stracie bramki w pierwszej połowie nie mieli kompletnie pomysłu na odwrócenie losów spotkania na swoją korzyść. - Demony z początku rundy rewanżowej wróciły. Podobnie jak wtedy straciliśmy bramkę, a potem nie potrafiliśmy odpowiedzieć na to golami z naszej strony - mówi kapitan Wisły, Arkadiusz Głowacki. Dodać należy jednak, że również jesienią Wisła tracąc jako pierwsza bramkę z Legią Warszawa i Cracovią, przegrywała te spotkania.

Przed tygodniem krakowianie zagrali bardzo skutecznie przeciwko Lechowi Poznań, neutralizując jego najmocniejsze strony i uzyskując bezbramkowy remis, który zdawał się być dla nich dobrym rozstrzygnięciem. Tydzień później niżej notowana Korona przez długi okres robiła, co chciała z ekipą Henryka Kasperczak. - Nie wiem z czego wynika ta zmiana naszej gry w porównaniu z meczu z Lechem. W pierwszej połowie Korona miała duże pole do popisu. Zostawiliśmy im dużo miejsca do grania. Wiele było takich momentów, że przeciwnicy mogli nam swobodnie rzucać piłkę za plecy. Mieliśmy z tym sporo problemów. Korona ustawiała się tak, żeby szybko odebrać piłkę i wyprowadzić kontrę. Nie potrafiliśmy się temu przeciwstawić, zwłaszcza w pierwszej połowie - tłumaczy gorzko "Głowa" i odpiera zarzut, jakoby Wisła zlekceważyła złocisto-krwistych, myśląc, że tytuł mistrzowski ma już w kieszenie: - Przecież my nie mogliśmy czuć się pewnie. Życie, przynajmniej mnie, nauczyło pokory, a szczególnie w Wiśle. Nie wydaje mi się, żebyśmy już myśleli o mistrzostwie. Cały czas powtarzaliśmy, że jeszcze daleka droga przed nami, że jeszcze cztery mecze do wygrania.

Sprzymierzeńcem Wisły na pewno nie jest terminarz ostatnich trzech spotkań. Biała Gwiazda zmierzy się wtedy z Legią Warszawa, Cracovią oraz Odrą Wodzisław. Jesienią w meczach z tymi rywalami zdobyła tylko 3 punkty. Kolejorz oprócz spotkania tej kolejki ze Śląskiem Wrocław, zagra z Polonią Bytom, Ruchem Chorzów i Zagłębiem Lubin. - Oczywiście, że mam wrażenie, że mistrzostwo wymyka nam się z rąk. Teraz będzie jeszcze trudniej się pozbierać, bo myśleliśmy, że wracamy na właściwe tory, że kroczymy od zwycięstwa do zwycięstwa. Nasza gra wydawała się coraz lepsza, a tymczasem przyszło zaprzeczenie tego wszystkiego. Z doświadczenia wiem, że po takich meczach potrafimy zareagować, pozbierać się. Wierzę, że i tym razem tak będzie. Sami sobie zgotowaliśmy ten los. Mimo porażki od poniedziałku trzeba zacząć wierzyć w zwycięstwo z Legią.

- To jest ostatni błąd, jaki mogliśmy popełnić do końca sezonu. Lech i Legia czekały na nasze potknięcie. Teraz my musimy czekać na ich wpadkę. Jeśli mieliśmy przed meczem jakiś komfort, to już go nie mamy - mówi z kolei Wojciech Łobodziński. Wiślacy sytuacje bramkowe stworzyli sobie dopiero, kiedy właśnie "Łobo" pojawił się na placu gry w 61. minucie. - To wynikało raczej z przypadku, a nie z kreacji gry. Walczyliśmy o bramkę wszystkimi środkami - tłumaczy skrzydłowy Wisły.

Źródło artykułu: