Analiza SportoweFakty.pl - Przereklamowana antyreklama

Kolejny mecz zapowiadany jako wielki hit ekstraklasy rozczarował. Na Suchych Stawach w Krakowie wiało nudą, podczas bezbramkowego pojedynku Wisły Kraków z Lechem Poznań. To nie pierwsze w ostatnich sezonach spotkanie w ekstraklasie, zapowiadane jako szlagier, które ostatecznie srodze rozczarowało kibiców. Bezbarwne widowisko w stolicy Małopolski, skłoniło nas do przyjrzenia się wynikom meczów, pomiędzy "wielką trójką" polskiej ekstraklasy. Na dobre uformowała się ona w poprzednim sezonie, więc pod uwagę wzięliśmy spotkania obecnego i poprzedniego sezonu ekstraklasy, z udziałem Lecha Poznań, Legii Warszawa oraz Wisły Kraków.

Dla promocji polskiej piłki, nie ma to jak transmisja meczu, na ogólnodostępnym kanale telewizyjnym. Od niespełna dwóch sezonów, hitowe mecze goszczą na antenie telewizji publicznej. Nie trzeba chyba nikogo przekonywać, jak dobre widowiska, mogłyby być znakomitą reklamą rodzimego futbolu. Tyle że w momencie brzmienia pierwszego gwizdka arbitra, to piłkarze biorą sprawy we własne nogi i kiepskie spotkanie, całkowicie obarcza tylko i wyłącznie "bohaterów" spektaklu. Niestety, odkąd tylko pełne mecze można obejrzeć w telewizji publicznej, szlagiery ekstraklasy swoim poziomem, nie za bardzo zachęcają do poświęcenia na ich obejrzenie, dziewięćdziesięciu minut swojego życia. Poziom spotkań pomiędzy drużynami z dołu tabeli, zawsze powinien być niższy, niż starcie tych z jej czuba. Tak jest w każdej dyscyplinie sportu w naszym kraju, oprócz piłki nożnej. Czołowe do niedawna zespoły, prezentują równie nieudolny futbol, co ich koledzy z dolnych sfer ligowej szarzyzny. Nie wspomniawszy o ilości bramek, których jest jak na lekarstwo. W tym i poprzednim sezonie, w 11 meczach pomiędzy Lechem, Legią a Wisłą padło zaledwie 18 bramek.

Niskie umiejętności piłkarskie oraz coraz niższy poziom ekstraklasy w ogóle, to nie jedyne powody, przez które ligowy hit, zamienia się w zwykły mecz drużyn walczących w drugiej lidze. Sporą winę ponoszą za to także szkoleniowcy, którzy konsekwentnie grają zbyt zachowawczo w tego typu spotkaniach. W zeszłym sezonie, Wisła Kraków pod wodzą Macieja Skorży grała bardzo zachowawczo w starciach z poznańskim Lechem. Kolejorz potrafił to wykorzystać i Biała Gwiazda nie zdołała ani razu wygrać z ekipą z Wielkopolski. Wtedy jednak na ławce trenerskiej Lecha, siedział Franciszek Smuda, który akurat ryzyka się nie boi. Co innego Jacek Zieliński, który ryzyka pod Wawelem w ubiegłym tygodniu nie podjął. Gdyby nie wpadka krakowskiego zespołu z Koroną Kielce, złoty medal mistrzostw Polski, zostałby przegrany przez Kolejorza, już na stadionie Hutnika. Zieliński nie ukrywał, że głównym założeniem, było zamurowanie własnej bramki. Kto nie ryzykuje, ten nie ma i tak doświadczony trener, powinien był o tym wiedzieć. Mając kilkupunktową stratę, wytłumaczenie, że gra się na wyjeździe, nie ma znaczenia. Na szczęście dla Kolejorza, los był dla nich łaskawy i we Wrocławiu wykorzystali potknięcie krakowian w meczu z Koroną. Dzięki tryumfowi przy Oporowskiej, Lech nadal jest w grze o upragniony tytuł.

Jeszcze bardziej niezrozumiale od Zielińskiego, postąpił Henryk Kasperczak. W którym kraju jest tak, że lider tabeli w meczu na własnym stadionie, skupia się na zamurowaniu własnej bramki (sic!)? Taktyka obrana przez "Henriego" zawiodła, bowiem nie dość, że Wisła nie wykorzystała atutu własnego boiska i nie ograła Lecha, to w dodatku krakowianie wcale nie byli bliżej zdobycia jedynej bramki w tym spotkaniu. Wróćmy jednak do aspektu promocyjnego, bowiem teraz odgrywa on czołową rolę. W przededniu EURO 2012, gdy wymarzone od dawna nowoczesne obiekty zaczynają powoli rosnąć, trzeba zacząć myśleć o tym, jak je zapełnić. Jeśli mecz określany przez wielu jako mecz sezonu, tak zawodzi, to cała perspektywa wypełnionych stadionów, znacząco się oddala. Nie pomagają też ceny biletów. Mecze reklamowane są niczym najlepsza oskarowa produkcja a cena jest do tego dostosowana. Tymczasem później wychodzi szydło z worka i zamiast hollywodzkiego dzieła, kibic otrzymuje bollywood najniższych lotów.

Pompowanie medialnego balonika przed hitami ekstraklasy, także niczemu nie służy. Naturalną rzeczą jest bunt kibica, gdy zamiast oczekiwanego nieziemskiego widowiska piłkarskiego, otrzymuje emocje porównywane z najnudniejszym wykładem, prowadzonym przez sędziwego staruszka. Zaangażowanie mediów i ich podniecenie szlagierowymi meczami, nie jest zbytnio zrozumiałe. Reklama co prawda znakomita, jednak sam produkt okazuje się później istną autoantyreklamą. Co gorsza, w dodatku przereklamowaną.

Sezon 2008/2009:

14.09.2008 - Wisła Kraków - Lech Poznań 1:4 (Murawski-5', Lewandowski-8', 58', Bandrowski-40')

05.10.2008 - Lech Poznań - Legia Warszawa 0:0

26.10.2008 - Legia Warszawa - Wisła Kraków 2:1 (Grzelak-38', Chinyama-67' - Paweł Brożek-34')

05.04.2009 - Lech Poznań - Wisła Kraków 1:1 (Stilić-82' - Singlar-51')

26.04.2009 - Legia Warszawa - Lech Poznań 1:1 (Chinyama-10' - Lewandowski-75')

10.05.2009 - Wisła Kraków - Legia Warszawa 1:0 (Marcelo-36')

Sezon 2009/2010:

25.09.2009 - Legia Warszawa - Lech Poznań 2:0 (Grzelak-62', Chinyama-70')

18.10.2009 - Lech Poznań - Wisła Kraków 1:0 (Lewandowski-60')

06.11.2009 - Wisła Kraków - Legia Warszawa 0:1 (Radović-34')

03.04.2010 - Lech Poznań - Legia Warszawa 1:0 (Stilić-76')

24.04.2010 - Wisła Kraków - Lech Poznań 0:0

Źródło artykułu: