Wracając jednak do prowadzącego spotkanie w Białymstoku Siedleckiego należy prosić PZPN by dał mu odpocząć do końca sezonu. O tym jak dziwne decyzje podejmować warszawski arbiter może świadczyć przede wszystkim sytuacja z drugiej połowy, gdy niejako zabrał on gościom gola wyrównującego. W 71. minucie spotkania na spotkanie z Grzegorzem Sandomierskim nadbiegali po świetnym przechwycie i wyprowadzeniu akcji Grzegorz Piech i Artur Sobiech, ale nie dane im było sprawdzić umiejętności młodego golkipera. Wszystko z powodu sędziego, który w sobie tylko znany sposób dopatrzył się w tej akcji pozycji spalonej u któregokolwiek z graczy przyjezdnych. Zresztą już wcześniej Siedlecki oszczędził gospodarzy nie usuwając z boiska Thiago Cionka za chamski i brutalny atak łokciem na Andrzeja Niedzielana. Napastnik Niebieskich doznał w tym starciu ponownego złamania kości jarzmowej i zdenerwowany podkreślał po spotkaniu, że obrońca miejscowych urządził sobie na niego niejako polowanie. Mimo to defensor Jagiellonii dograł mecz do końca. Kto wie czy Ruch nie byłby teraz bliższy europejskich pucharów, gdyby gospodarze przez tak długi okres czasu grali w osłabieniu? Ogólnym podsumowaniem beznadziejnego występu Siedleckiego w Białymstoku niech będzie kłopot z właściwym ustawieniem numerów na tablicy sygnalizacyjnej przy zmianie zawodnika w ostatnich minutach pojedynku. Komentatorzy telewizyjni określili to krótko - sędziowie grają na czas.
Mało uważny był też w Lubinie Hubert Siejewicz, który dał się oszukać próbującemu wymusić rzut karny Piotrowi Piechniakowi. Pomocnik Odry Wodzisław dopiął swego i arbiter z Białegostoku wskazał na wapno, a doskonałej okazji nie zmarnował Aleksander Kwiek, który pokonał Bojana Isailovica. Sędziemu należy się za te sytuację nagana, a byłemu piłkarzowi Groclinu nagroda dla najlepszego aktora kolejki przyznana przez portal SportoweFakty.pl. Pochwalić wypada za to asystenta pana Siejewicza, który w końcówce spotkania w bardzo kontrowersyjnych okolicznościach nie uznał bramki Odry na 2:2, dopatrując się pozycji spalonej. Powtórki telewizyjne wykazały, że miał rację, ale gracz gości znajdował się tak niewiele za linią obrony, że potrzebna była iście aptekarska dokładność, by to wychwycić.
W drugą stronę pomylił się za to pan Mariusz Trofimiec, który w Krakowie uznał bramkę, której uznać nie miał prawa. Można się zachwycać, że Polonia Warszawa otworzyła wynik spotkania po pięknie i szybko wyprowadzonej kontrze, tyle że pochwały milkną, gdy zobaczy się powtórkę tej akcji. Kluczowy przechwyt Łukasza Skrzyńskiego był efektem jego faulu na będącym bez piłki graczu gospodarzy, ten upadł wprost pod nogi prowadzącego piłkę kolegi i przed przyjezdnymi otworzyła się szansa, która wykorzystali. Nie wiadomo dlaczego, żaden z sędziów nie zauważył ewidentnego odepchnięcia gracza Cracovii i Polonia mogła kontynuować grę. Może bez straty tego gola piłkarze Oresta Lenczyka byliby bliżej utrzymania niż są po porażce z Czarnymi Koszulami?
Co ciekawe, wszystkie 16 drużyn zakończyło swoje mecze w komplecie. Po części wynikało to z pobłażliwości sędziów, którzy bali się najwyraźniej sięgać po czerwone kartoniki, tak jak w przypadku Cionka. Poza katem Andrzeja Niedzielana za pomylenie boiska z ringiem z boiska w Kielcach powinien wylecieć Tomasz Dawidowski, który również za pomocą rąk rozprawił się z rywalem. Zresztą nie mu jednemu w tym meczu puściły nerwy, bo po drugiej stronie na czerwony kartonik zasłużył Aleksandar Vukovic, który chamsko, od tyłu wszedł w nogi rywala, kompletnie nie interesując się piłką. Podobnie interweniował w Gliwicach Antoni Łukasiewicz, który będąc ostatnim obrońcą bezpardonowo wywrócił wychodzącego na czystą pozycję rywala. Cała trójka uniknęła jednak kary.
31 żółtych kartek w ostatni weekend pokazali sędziowie na boiskach ekstraklasy, co dało średnią 3,875 kartonika na mecz. Najostrzejszy był Marek Karkut, który w Gliwicach upomniał ośmiu zawodników. Jego dorobek byłby jeszcze bardziej okazały, ale we wspomnianej wcześniej sytuacji oszczędził Łukasiewicza. Najłagodniej podchodził do poczynań piłkarzy Szymon Marciniak, pokazując w Poznaniu tylko jedną żółtą kartkę. Hubert Siejewicz jako jedyny podyktował rzut karny, ale jego zasadność wzbudza spore kontrowersje, tak samo jak brak kilku czerwonych kartoników.
Podsumowanie pracy sędziów w 28. kolejce:
Marcin Szulc (Warszawa): 3 żółte kartki - 2 gospodarze, 1 goście. Arka Gdynia - PGE GKS Bełchatów 2:1
Mariusz Trofimiec (Kielce): 2 żółte kartki - 1 gospodarze, 1 goście. Cracovia - Polonia Warszawa 1:2
Piotr Siedlecki (Warszawa): 5 żółtych kartek - 2 gospodarze, 3 goście. Jagiellonia Białystok - Ruch Chorzów 1:0
Marek Karkut (Warszawa): 8 żółtych kartek - 3 gospodarze, 5 goście. Piast Gliwice - Śląsk Wrocław 2:2
Paweł Gil (Lublin): 4 żółte kartki - 2 gospodarze, 2 goście. Legia Warszawa - Wisła Kraków 0:3
Szymon Marciniak: 1 żółta kartka - 0 gospodarze, 1 goście. Lech Poznań - Polonia Bytom 3:0
Mirosław Górecki (Katowice): 5 żółtych kartek - 3 gospodarze, 2 goście. Korona Kielce - Lechia Gdańsk 1:0
Hubert Siejewicz (Białystok): 3 żółte kartki - 1 gospodarze, 2 goście; 1 rzut karny (goście) Zagłębie Lubin - Odra Wodzisław 2:1