- To najpodlejsza chwila w mojej karierze. Mam świadomość tego, że będę postrzegany jako ten, który zawalił Wiśle sezon. Ale takie jest życie i muszę się z tym zmierzyć. To był niesamowity pech. Nawet w najczarniejszych myślach, nikt nie pomyślałby, że w ten sposób może się potoczyć ten mecz i mieć takie konsekwencje. Życie ostatnio mnie doświadcza - powiedział dla Przeglądu Sportowego Mariusz Jop.
Samobójcza bramka Jopa może spowodować, że Wisła nie obroni tytułu mistrzowskiego. Z trudnej sytuacji zespołu zdają sobie sprawę wszyscy piłkarze Białej Gwiazdy, z kapitanem zespołu, Arkadiuszem Głowackim na czele. Głowacki twierdzi, że to nie pierwsza trudna sytuacja zespołu w tym sezonie. Sam Jop nie może zrozumieć, jak piłka mogła wpaść do bramki. - Wydaje mi się, że straciłem równowagę biegnąc do tej piłki. Gdy już się przy niej znalazłem, ona gwałtownie spadła. Patrząc na jej lot, już po moim uderzeniu, miałem nadzieję, że odbije się od poprzeczki. Nie potrafię wytłumaczyć, dlaczego poleciała akurat tam. Wydaje mi się, że w tej sytuacji zachowałem się dobrze, wyprzedziłem rywala. Teraz człowiek zadaje sobie masę pytań: dlaczego akurat w tym meczu, dlaczego w ostatniej minucie, dlaczego na mnie trafiło... Jak długo jeszcze można przyjmować te ciosy na siebie? To trudne, ale cóż... Z tym też trzeba sobie umieć radzić - wyjaśnił Przeglądowi Sportowemu Jop.
W szatni Wisły po meczu panowało milczenie i niedowierzanie. Kibice Cracovii cieszyli się z utrzymania w lidze. Na wieść o zwycięstwie Lecha Poznań z Ruchem Chorzów 2:1 śpiewali również "mistrz, mistrz, Kolejorz". Grzegorz Mielcarski nie przesądza jeszcze o utracie mistrzostwa przez Wisłę. Wierzy, że Iljan Micanski napsuje krwi obrońcom Lecha w ostatniej kolejce ligowej.
Więcej w Przeglądzie Sportowym.