Mirosław Jabłoński (trener Górnika): Przyjeżdżając do Stalowej Woli byliśmy w trochę trudnej sytuacji, bo czterech zawodników wypadło nam ze składu i mieliśmy małe obawy, jak sobie z tym poradzimy. Jestem pełen podziwu dla Stali i trenera Białka za motywację do gry, jaką pokazali gospodarze. Na dobrą sprawę ten mecz mógł się zacząć od prowadzenia Stali. Na szczęście bardzo dobrze bronił dzisiaj Jakub Wierzchowski, wybronił dwie sytuacje sam na sam. Wiadomo było, że będzie to mecz walki i że wygra zespół skuteczniejszy. Okazało się, że to my byliśmy skuteczniejsi, chociaż nie do końca, bo były też sytuacje, kiedy z metra trafialiśmy w poprzeczkę lub nie wykorzystaliśmy pojedynku sam na sam z bramkarzem. Cieszę się, że zespół przeprowadził kilka niezłych akcji i stworzył sytuacje bramkowe, to rokuje dobrze na przyszłość.
Adrian Bartkowiak (Górnik): Przyjechaliśmy po to, żeby wygrać. Wiedzieliśmy jak grać, operowaliśmy skrzydłami i stworzyliśmy sobie klarowne sytuacje do strzelenia bramek. Trochę boli gol stracony w końcówce, bo sam gram na obronie i chcieliśmy zakończyć spotkanie na zero z tyłu. Stal miała na początku dobra sytuację, której nie wykorzystała, gdyby było inaczej przebieg mecz też mógłby być inny. Dobrze, że zagraliśmy do końca skoncentrowani z tyłu.
Janusz Białek (trener Stali): Na pewno nie chcieliśmy ułatwiać zadania przeciwnikowi i to było widać od pierwszych minut. Powtarza się scenariusz z ostatnich meczów. Wypracowujemy sobie okazję do strzelenia bramki, podobnie jak w Zabrzu mamy sytuację sam na sam, nie jest ona trudna, zawodnicy "jadą" sam na sam z bramkarzem i nie potrafią zdobyć gola i dobrze otworzyć spotkania. Mirek dobrze powiedział, że drużyna była zmotywowana i tak zazwyczaj jest do momentu, w którym tracimy bramkę. Pierwszy gol dla Górnika trochę podciął nam skrzydła i moja drużyna przestała wierzyć w możliwość odniesienia zwycięstwa. Kto oglądał w telewizji nasz mecz z Górnikiem Zabrze, ten zauważył, że popełniamy ten sam grzech - brak skuteczności w najprostszych boiskowych sytuacjach, gdy jesteśmy sam na sam z bramkarzem i musimy dobrze otworzyć mecz. Nie mamy takiego zawodnika, który wykorzystywałby takie sytuacje, widać to w statystykach strzeleckich naszych zawodników, bo sezon się już kończy. Liga pokazała, że nie mieliśmy zawodnika, który byłby egzekutorem, na którego w najtrudniejszych meczach moglibyśmy liczyć. Takiego, który potrafiłby rozstrzygnąć mecz na naszą korzyść, wyprowadzić nas na bezpieczną przewagę, co nakazywałoby przeciwnikowi się otworzyć i zacząć gonić wynik. Nie potrafiliśmy tego do należytego stopnia wypracować i stąd nasze porażki. Szczęście jest czymś ulotnym, pomaga zazwyczaj lepszym, bardziej zmotywowanym i tym, którzy dążą do celu. Nam w każdym meczu tego szczęścia brakuje, ale to z tego względu, że chyba sami nie wierzymy w to, że możemy rywalowi nastrzelać bramek.
Kamil Gęśla (Stal): Jedna bramka cieszy, ale powinny być przynajmniej trzy dla nas w tym meczu. Mieliśmy trzy takie stuprocentowe sytuacje, co więcej po moim strzale powinniśmy wygrywać 1:0, niestety nie wykorzystałem sytuacji sam na sam. Na treningach w takich sytuacjach strzelam bramki. Tutaj nie miałem nawet chwili na zastanowienie i zrobiłem to, co było w tamtym momencie najlepsze, czyli uderzyłem. To, że trafiłem w bramkarza to tylko mój błąd. Później stworzyliśmy jeszcze jedną sytuację, ale przeciwnik nas zaskoczył.
Piotr Szymiczek (Stal): Udało mi się strzelić bramkę, ale jest to małe pocieszenie, gdyż przegraliśmy kolejne spotkanie. Po raz kolejny potwierdziło się to, że jak pierwsi nie strzelimy bramki, to później ciężko cokolwiek zrobić. Szkoda przede wszystkim sytuacji sam na sam Kamila Gęśli z pierwszej połowy, bo po chwili to my straciliśmy bramkę. To była taka "powtórka z rozrywki". Na początku meczu z Górnikiem Zabrze sytuacji sam na sam nie wykorzystał Paweł Wasilewski. Do naszych kolegów nie mamy jednak większych pretensji, bo wiadomo, że chcieli trafić. Nie udało się i mówi się trudno.