Łatwo komuś dorobić gębę - I część rozmowy z Łukaszem Mazurem, prezesem Górnika Zabrze

Prezes Górnika, Łukasz Mazur w pierwszej części rozmowy z naszym portalem opowiada m.in. o łatce szołmena, jaką media mu przypięły, logice letnich transferów przeprowadzonych przez Górnika, medialnym show z "czterema muszkieterami", a także ciężkiej sytuacji Damiana Gorawskiego, któremu grozi kalectwo.

Marcin Ziach
Marcin Ziach

Marcin Ziach: Odsapnął pan już po wielkich letnich zakupach i ogromnej masie konferencji prasowych?

Łukasz Mazur: Trudno nasze letnie transfery nazwać zakupami. Zapłaciliśmy za czterech zawodników, a za dwóch trzeba było opłacić ekwiwalent. Z tego wynika, że pięciu zawodników przyszło do nas za darmo, dlatego ciężko nasze zakupy nazywać wielkimi. Natomiast od konferencji na pewno nieco odpocząłem. Niebawem rozpoczną się nowe, bo jest masa nowych ciekawych tematów do omówienia.

Za masowe konferencje oberwało się panu w mediach.

- Czy ja wiem? W których?

Chociażby w Gazecie Wyborczej. Tego rodzaju artykuły demotywują pana?

- Urokiem mediów jest to, że z każdej wypowiedzi można tak naprawdę wybrać to, co się chce. W tytule tego artykułu była wyrwana z kontekstu jakaś wypowiedź pana Koźmińskiego, z którym tak naprawdę nie mam zamiaru i nie będę polemizować. Mnie wystarczy to, że dobrą opinię ma o mnie pan Kowalski. Ten człowiek pracował w Górniku bodajże przez czterdzieści lat i przeżył wtenczas rządy większej ilości prezesów niż pan i ja pamiętamy wspólnie. Dla każdego z kibiców Górnika to jest prawdziwy autorytet. I to jego słowa są dla mnie ważne. A co do samego artykułu, mogę powiedzieć, że może faktycznie trochę mi się oberwało od Wyborczej, ale gra była warta świeczki. Górnik był najbardziej medialnym klubem, nie było dnia, w którym by o nas gdzieś nie napisano. A o to w tym wszystkim chodziło.

Zaraz po ukazaniu się artykuły w Wyborczej specjalny komunikat w tej sprawie wydało Stowarzyszenie Kibiców Górnika. Fani stoją za panem murem.

- Było to szalenie miłe, ale powiedziałem już w rozmowie z przedstawicielami Stowarzyszeniem, że ja się sam potrafię bronić. Poza tym my, jako Górnik nie chcemy się bawić w przepychankę z mediami. Można też powiedzieć, że rozmową ze mną Gazeta przeprosiła mnie za ten niefortunny tytuł. Inna rzecz, że przypuszczam, iż tak szybka reakcja Gazety pewnie była podyktowana oświadczeniem Stowarzyszenia, w tym zwłaszcza części o braku moich wypowiedzi. I za to jestem Stowarzyszeniu wdzięczny. Co do tytułu, sam pan wie, że trup na pierwszej stronie zawsze niesie za sobą większe zainteresowanie czytelników. W Internecie nie jest zresztą inaczej. Zawsze duże zainteresowanie wzbudzi tytuł: "Zjadła go krowa", a po rozwinięciu okazuje się, że chodziło o serek. Tytuły mają taki urok i ciężko byłoby go ich pozbawić. Co do zachowania kibiców to było mi bardzo miło, ale jak wcześniej powiedziałem, jestem dużym chłopcem i potrafię sam się bronić. Na marginesie: po takim oświadczeniu czuję się zobowiązany do jeszcze cięższej pracy dla Górnika.

W mediach kreuje się pan bardziej jako wybitny strateg, czy medialny szołmen, który za wszelką cenę chce żeby było o nim głośno?

- Ja się w ogóle nie kreuje. Nie jestem ani strategiem, ani szołmenem. Po prostu jestem sobą. Mam taki charakter i może odwagę, że czasem potrafię powiedzieć to, o czym większość ludzi być może myśli, ale boi się powiedzieć. Mam swoje zdanie, ale słucham też tego, co na dany temat mają do powiedzenia inni. W ogóle uważam, że powinno się być mądrym mądrością innych, słuchać mądrzejszych od siebie. Rzadko decyzję podejmuję pod wpływem emocji, bo wiem, że emocje są zazwyczaj złym doradcą. Co do kreowania: mam wrażenie, że to bardziej media mnie kreują. Widać niektórym przypadło do gustu, że pojawił ktoś niepoprawny politycznie, kto nie zawsze się uśmiecha i nie posiada tej szeroko pojętej i opisanej w Gazecie kindersztuby (smiech). Bardzo łatwo komuś dorobić gębę. Ja każdą swoją decyzję podejmuję po głębszym zastanowieniu. Oczywiście zdarza mi się popełniać błędy, ale nikt z nas nie jest nieomylny.

Rewolucja w kadrze Górnika była naprawdę przemyślana?

- Była bardzo mocno przemyślana nie tylko przeze mnie, ale także Tomka Wałdocha, Maćka Sowickiego i trenera Nawałkę. Zadaliśmy sobie proste pytanie, a dotyczyło ono tego, czy z tą kadrą stać nas na walkę w ekstraklasie. Po głębszym przemyśleniu doszliśmy do wniosku, że nie i stąd wynikły ruchy kadrowe. Uczciwie rzecz biorąc to nie była rewolucja. Jeśli popatrzymy na wyjściową jedenastkę Górnika w ostatnich meczach sezonu, to tak naprawdę prawie wszyscy ci zawodnicy w klubie zostali. My chcemy się pozbyć zawodników bezproduktywnych, takich jak Gorawski, który jest cały czas chory i jeśli ten kontrakt nie zostanie rozwiązany, to wyjdzie na to, że ten przepis jest zupełnie pusty. Z zawodników, którzy pojawiali się na boisku zrezygnowaliśmy tylko ze Szczota i Strąka.

Trener Nawałka w jednym z ostatnich wywiadów powiedział, że jego wizja przebudowy drużyny była zgoła inna.

- Tak naprawdę nie wiem co powiedział trener. Nie mogę wykluczyć, że fragment, który mi pan przytoczy będzie wypowiedzią wyrwaną z kontekstu. Niemniej jednak trener to osoba, która musi bronić zawodników tak jak ojciec swoich dzieci. Oficjalnie mamy takie ustalenia, że wszyscy w klubie mówimy jednym głosem. Głos Górnika jest taki, że rewolucja była konieczna, by drużyna mogła z dobrym skutkiem walczyć w ekstraklasie.

Do klubu dołączyło jedenastu nowych zawodników. Letnie wzmocnienia miały być oparte na zawodnikach oddanych Górnikowi, a tak naprawdę kryteria te spełnia tylko Piotr Gierczak, który coś już dla tego klubu zrobił.

- Nie powiedzieliśmy, że chcemy ściągnąć zawodników oddanych klubowi. Gdyby tak było już dawno ściągnęlibyśmy np. Jacka Wiśniewskiego, ale nie o to chodzi. Mówiliśmy o zawodnikach, którzy potrafią oddać serce na boisku i tak też się stało, a pokazał to ostatni sparing z Sandecją. Zawodnicy w jego trakcie mieli założone aparaty, mierzące tętno i przebiegnięty dystans. Wyniki były jednoznaczne i pokazały, że zawodnicy włożyli wszystkie siły w to spotkanie a pamiętajmy, na którym etapie przygotowań się znajdują. Dzisiaj mogę z całą pewnością powiedzieć, że obecna kadra Górnika to są mężczyźni, bo chłopcy ciężko o nich powiedzieć, którzy wkładają całe serce w to, co robią. A to dla nas najważniejsze.

Taki Daniel Sikorski oblał testy w Lechii Gdańsk i Śląsku Wrocław, a potem podpisał kontrakt z Górnikiem. Gdzie tu logika?

- Z tego co wiem nikt się nie pytał Daniela i nikt nie pytał się Lechii, dlaczego Daniel nie został w tym klubie. Według moich informacji zadecydowały zupełnie inne aspekty. Podobnie rzecz miała się w Śląsku. Ten klub był zresztą nadal zainteresowany treningami Daniela z drużyną. Do Górnika trafił bez testów, ale był on przedmiotem naszych obserwacji. Przyglądał mu się Tomek Wałdoch, a jego grę bardzo pozytywnie ocenili Lukas Podolski i Radek Gilewicz. Nasze założenie było takie, że zawodników, których sprowadzamy do kadry pierwszego zespołu nie będziemy testować. Danego piłkarza obserwujemy i dobrze wiemy kogo chcemy pozyskać. Dzisiaj meczów nie wygrywa się tylko pierwszą jedenastką, ale przede wszystkim ławką rezerwowych. Doprowadziliśmy do tego, że na każdą pozycję mamy dwóch równorzędnych zawodników i to był nasz cel.

Z perspektywy czasu nie wydaje się panu, że lepiej było załatwić sprawy z Robertem Szczotem czy Pawłem Strąkiem po cichu, a nie wywlekać tego do mediów?

- Zależało nam na tym, by w tej kwestii panowała przejrzystość. Nie ukrywam, że było to działanie zamierzone. Dzięki temu zawodników jak i siebie samych postawiliśmy pod ścianą. To miał być jasny, czytelny sygnał: "rozstajemy się, nie macie po co wracać". Wcześniej próbowaliśmy z tymi zawodnikami rozmawiać, ale z tych rozmów niewiele wynikało. My jako Górnik mamy być przede wszystkim skuteczni. A że forma była taka, a nie inna to zobowiązuje. Powiedzieliśmy, że ci zawodnicy nigdy więcej nie zagrają w pierwszej drużynie Górnika i nie możemy teraz złamać słowa. Mają wolną rękę i Górnik nie będzie blokował im ich karier. A przykład Przemka Pitrego pokazał, że obrana przez nas droga była słuszna.

A jeśli spełni się taki scenariusz, że zawodnicy ci zostają w rezerwach i strzelają, co mecz po 4-5 bramek?

- Może wtedy by ktoś ich kupił. Ja tutaj będę konsekwentny i powtórzę raz jeszcze - z pewnych względów dla tych zawodników miejsca w Górniku już nie ma. To powiedziałem już wcześniej, a słowa danego się nie łamie. Tak mnie nauczono i według tej zasady żyję.

Jak wygląda sytuacja muszkieterów obecnie? Przemysława Pitrego już nie ma. Co z pozostałymi?

- Paweł Strąk powiedział, że jeśli spełnimy jego warunki to zgodzi się na rozwiązanie kontraktu. My te warunki spełniliśmy i mam nadzieję, że w najbliższym czasie pojawi się w klubie i dotrzyma danego słowa. Na to liczymy.

A sytuacja Roberta Szczota?

- Z Robertem też jesteśmy po rozmowach. Poprosił nas o zgodę na wyjazd na testy medyczne do Grecji i tę zgodę otrzymał. Mam nadzieję, że uda mu się przekonać do swoich umiejętności nowego pracodawcę i podpisze kontrakt. My ze swojej strony na pewno nie będziemy robić mu problemów z transferem.

Został jeszcze Damian Gorawski.

- Tak jak już wspominałem na początku naszej rozmowy, przepisy PZPN-u są jasne i mówią, że jeśli zawodnik zmaga się z kontuzją dłużej niż przez okres sześciu miesięcy klub może wystąpić z wnioskiem o rozwiązanie kontraktu. My taki wniosek złożyliśmy i czekamy na werdykt.

Klub ma jakieś alternatywne rozwiązanie w przypadku, jeśli kontrakt Gorawskiego nie zostanie rozwiązany?

- Nie wiem co będzie jeśli taki werdykt zapadnie. Brzydko mówiąc, nie będę rozumiał jaki sens ma ten zapis w regulaminie PZPN. Chyba będzie trzeba przywieźć zawodnika na wózku inwalidzkim bez dwóch nóg żeby otrzymać korzystny werdykt. Ja sam Damianowi się dziwię, że w jego stanie chce się jeszcze bawić w grę w piłkę nożną i ryzykować tym, że przy każdym kolejnym urazie może zostać kaleką.

Sam Gorawski zapewnia, że otrzymał zgodę od ZUS na uprawianie zawodu piłkarza, a udziału w treningach zabrania mu klubowy lekarz.

- Zgody nie ma. Otrzymał natomiast z ZUS-u informację, że nie jest niezdolny do wykonywania pracy i tylko tyle. Całą odpowiedzialność za dopuszczenie zawodnika do meczu bierze lekarz klubowy. Nasz lekarz na chwilę obecną wysłał Damiana na badania. My na pewno nie będziemy ryzykować. Zawodnik trenuje pod okiem fizjoterapeuty i ma pełne obciążenie treningowe, bo w przypadku piłkarzy trening jest formą rehabilitacji.


W II części rozmowy prezes Łukasz Mazur odpowie m.in. na pytania o stan finansów Górnika, kurczącej się loży VIP, budowie nowego stadionu i zdradzi za jakie aspekty w minionym sezonie się wstydził za Górnika.

II część rozmowy już w niedzielę! Zapraszamy!

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×