Marcin Żewłakow: Męczyli się kibice i piłkarze

Marcin Żewłakow po 12 latach tułaczki po Belgi, Francji oraz Cyprze wrócił do polskiej ligi. Przejście brata bliźniaka Michała do GKS Bełchatów było jednym z najgłośniejszych hitów letniego okienka transferowego. W sobotę 34-letni napastnik zdobył gola, jednak nie miał powodów do radości, gdyż Brunatni przegrali 1:3.

- Nie można wygrać meczu przegrywając go 0:2. Bramki dla gospodarzy padły po sytuacjach, których mogliśmy uniknąć. To nie było tak, iż Jagiellonia w pierwszej połowie miała dwie stuprocentowe sytuacje i obie wykorzystała. Dwa stracone gole były sprokurowane naszymi błędami. Strzeliliśmy bramkę kontaktową i do szatni schodziliśmy z nadzieją osiągnięcia lepszego wyniku, jednak po przerwie straciliśmy kolejnego gola i było praktycznie po meczu - mówi Żewłakow.

- Gol to chyba jedyny pozytywny akcent mojego występu. Brakuje mi jeszcze wiele, trenuję dopiero od dwóch i pół tygodnia i muszę nadrabiać zaległości. Siła, wytrzymałość i szybkość, jeżeli te elementy zostaną poprawione, na pewno będę bardziej przydatny drużynie - twierdzi Żewłakow.

Regułą po sobotnim meczu było narzekanie przez zawodników na warunki atmosferyczne. Również na ten temat wypowiedział się Żewłakow. - Dwa ostatnie lata spędziłem na Cyprze także bywało, że grywałem i w gorszym upale. Szkoda, że my, piłkarze mamy niewiele do powiedzenia. Widać było jak na trybunach męczyli się kibice, a na murawie my. Niestety, jak powiedziałem, my o tym nie decydujemy - kończy doświadczony napastnik.