Takie jest życie trenera - rozmowa z Janem Urbanem, byłym szkoleniowcem Legii Warszawa

W kwietniu Jan Urban stracił posadę szkoleniowca Legii Warszawa i od tego czasu pozostaje bez pracy. - Jeżdżę po stadionach, oglądam mecze i zbieram materiał. Każde spotkanie przynosi bowiem cenne doświadczenia, z których można wyciągnąć odpowiednie wnioski - mówi w rozmowie z naszym portalem znany polski trener.

Marcin Ziach: W sobotę obserwował pan z trybun mecz Wisły z Polonią, a w niedzielę zagościł na starciu Górnika z Ruchem.

Jan Urban: Rzeczywiście ciągnie mnie do futbolu, choć powiem panu, że wbrew pozorom nie oglądałem w tym sezonie zbyt wielu meczów z perspektywy trybun. Oczywiście staram się nadrabiać zaległości śledząc spotkania w telewizji, ale to nie jest ten sam materiał. Staram się oglądać meczów jak najwięcej i to nie tylko w ekstraklasie, bo z każdego spotkania można wyciągnąć jakieś cenne wnioski.

Od kwietnia pozostaje pan bez pracodawcy. Żaden klub nie zgłaszał zainteresowania pana usługami?

- Jakieś tam oferty były, ale nie były to propozycje z ekstraklasy i to nie było to czego szukam. W polskiej lidze nie było ostatnio zbyt wielu roszad na ławkach trenerskich, ale być może w najbliższej przyszłości coś się pojawi. Takie są uroki życia trenera. Jednego dnia pracujesz, a drugiego już w klubie cię nie ma i szukasz nowych wyzwań.

Gołębie na katowickim rynku gruchały, że zasiądzie pan na ławce trenerskiej Gieksy.

- Ja sam wiele czytałem na ten temat, ale powiem szczerze, nie było tematu mojej pracy w Katowicach. Działacze GKS-u nie kontaktowali się ze mną ani przed sezonem, ani teraz po zmianie szkoleniowca. To była typowa kaczka dziennikarska.

Jak derbowe spotkanie Górnika i Ruchu wyglądało okiem dawnej wielkiej gwiazdy Trójkolorowych?

- Rozczarowało mnie trochę. Brakowało mi agresji, waleczności. Było widać respekt z obu stron. Na tym przeciętnym tle Górnik wyglądał lepiej i zdołał stworzyć więcej sytuacji strzeleckich. Z kolei jeżeli chodzi o sytuacje bramkowe, to tutaj przewaga była po stronie Ruchu, bo Bronowicki i Janoszka zmarnowali świetne okazje. Górnik może żałować sytuacji Bonina i Gierczaka. Na pewno widowisko zyskałoby na tym, gdyby bramka padła wcześniej, ale mimo wszystko wydaje mi się, że Górnik zrobił w tym meczu więcej, by to spotkanie wygrać.

Było to typowe spotkanie derbowe do jednej bramki.

- Mnie do tego, żeby to było pełne derbowe spotkanie zabrakło tej waleczności i zaciętości boiskowej. Derby charakteryzują się tym, że nie mają faworyta i choć na początku sezonu Ruch potrafił pokonać Wisłę Kraków przyjechał do Zabrza i przegrał z beniaminkiem. Można tłumaczyć to tym, że Górnik miał po swojej stronie kibiców, a fanów Niebieskich zabrakło. To może być jakieś usprawiedliwienie, ale i tak muszę powiedzieć, że jestem tymi derbami troszeczkę rozczarowany.

To nie było starcie Górnika i Ruchu podobne do tych w czasach, kiedy pan przywdziewał trójkolorowy trykot.

- Rzeczywiście było to inne spotkanie. Kiedy my wybiegaliśmy na boisko przez całe spotkanie na boisku miała miejsce gra na pograniczu faulu, było mnóstwo walki i spornych sytuacji, co podgrzewało również atmosferę na trybunach. Na boisku działo się zdecydowanie więcej niż w spotkaniu, którego byłem świadkiem w niedzielę.

Dla Górnika to drugie z rzędu wygrane derby nad Ruchem.

- Cieszy mnie to, bo Górnik zaliczył bardzo dobry start sezonu i w mojej opinii powinien mieć na koncie więcej punktów niż zdobył. Dzięki zwycięstwu nad Ruchem Górnik dopisał sobie kolejne trzy punkty bardzo ważne dla układu tabeli, ale także dla morale drużyny i kibiców, którzy mecze z chorzowianami traktują bardzo prestiżowo.

W Zabrzu spędził pan najlepsze lata swojej kariery. Ciągnie pana na Roosevelta?

- Górnik to dla mnie szczególny klub i zawsze to podkreślałem. Cieszę się, że po spadku udało się wszystko poukładać i szybko awansować do ekstraklasy, bo to jest bardzo ważne, by nie ugrzęznąć w pierwszej lidze na dłużej, bo potem o awans jest zdecydowanie trudniej. To klub, który ma miejsce w moim sercu i zawsze kiedy mam czas przyjeżdżam na stadion, bo mam w klubie wielu przyjaciół.

Marzy się panu powrót do Górnika?

- Nie mówmy nawet takich rzeczy. Adaś Nawałka robi w Górniku bardzo dobrą robotę. Oddaje temu klubowi serce, a i drużyna traktuje go z należnym mu szacunkiem. Jeżeli w przyszłości nadarzyłaby się okazja do tego, bym został szkoleniowcem Górnika to nie zastanawiałbym się długo, bo to bardzo zasłużony klub, a wizję wielkiego Górnika wciąż mam w pamięci, bo sam przecież w tym klubie za lat jego świetności miałem okazję występować.

W ostatnich miesiącach Górnik wykonał milowy krok w kierunku poprawy stosunków z ikonami klubu. Może znalazłaby się dla pana posada w innej roli?

- Wiem, że zawsze w Górniku drzwi stoją przede mną otworem, ale czy znalazłoby się dla mnie miejsce w klubie trudno mi powiedzieć. Fakt, że pojawiam się na stadionie nie niesie za sobą żadnych podtekstów. W dalszym ciągu chciałbym próbować swoich sił w roli trenera, ale w jakim klubie przyjdzie mi pracować pokaże czas.

Od pana odejścia z Zabrza minęło już dobre 20 lat, ale po stadionie chyba może poruszać się pan po omacku, bo na dobrą metę od tego czasu nie zmieniło się nic.

- Zgadza się i jest to dla mnie bardzo przykra sprawa. Nie potrafię zrozumieć dlaczego nie tylko w Zabrzu, ale w ogóle na Śląsku, gdzie futbol był kiedyś na najwyższym poziomie i zawsze cieszył się ogromnym zainteresowaniem kibiców zostaliśmy regionem, gdzie nawet nie zanosi się na to, by te stadiony powstały.

W Zabrzu budowa ma ruszyć na wiosnę przyszłego roku.

- Dopóki na stadion nie wjadą buldożery to w to nie uwierzę. Wiele razy słyszałem podobne deklaracje władz, a później niewiele z nich wynikało i sprawa przeciągała się w nieskończoność. Dla mnie sprawa jest przykra, bo Górnik i jego kibice na nowy stadion zasługują bez dwóch zdań.

Źródło artykułu: