Tomaszewski dla SportoweFakty.pl: Nie mają prawa używać słowa "Orły" tylko "Smudasy"

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

<I>- Dla mnie wczoraj się okazało, że są to "Smudasy", a nie piłkarze reprezentacji Polski. Co oni robią na tych treningach ze Smudą? Widać, że on nie panuje nad całą tą sytuacją </I>- mówi portalowi SportoweFakty.pl o meczu Polska - Australia Jan Tomaszewski, były reprezentant Polski.

- Jeśli Smudy nie wyrzucą dyscyplinarnie ze Związku, to moim zdaniem nie mają prawa używać słowa "Orły" tylko "Smudasy" - irytuje się Jan Tomaszewski w rozmowie z naszym portalem. - Reprezentacja kraju, która ma się liczyć w Europie, przegrywa z dobrym bramkarzem Australii, a później z dziesięcioma i następnie z dziewięcioma koszulkami, to jest to po prostu hańba. Jak słyszę o jakimś progresie, czy dobrych sytuacjach, to coś jest nie tak. Piłka nożna póki co nie jest jazdą figurową na lodzie, że się za styl punktuje, ale za to, co wpadnie do sita - dodaje.

Fatalną skuteczność mieli we wtorkowym meczu biało-czerwoni. Wykorzystali jedną sytuację, a zmarnowali kilka innych, doskonałych okazji. - Mamy po prostu nieprzygotowanych do gry napastników. Nie wiem co robią na tych zgrupowaniach. Jeśli nie strzelają w stuprocentowych sytuacjach, to ja nie wiem o co tutaj chodzi. Smuda nie był na mistrzostwach świata, gdzie mógł zobaczyć jak przygotowują się napastnicy. Przecież Jeleń strzela bramki w jednej z najlepszych lig w Europie, to nagle nie zapominał jak się to robi. Z innymi jest to samo, że jak przyjeżdżają do reprezentacji, to nie strzelają - ocenia nasz rozmówca.

Franciszek Smuda chce do współpracy namówić Tomasza Frankowskiego, byłego króla strzelców polskiej ligi i reprezentanta Polski. Jednak Tomaszewski jest przeciwny zatrudnianiu w tej funkcji napastnika Jagiellonii Białystok. Zdaniem Smudy, miałby być lekiem na nieskuteczność graczy ofensywnych. - Ja rozumiem, że Blanc zaprosił Zidane'a, ale jakie Frankowski ma osiągnięcia? Jest światowej klasy napastnikiem? On jest jeszcze zawodnikiem, jak on może szkolić innych piłkarzy? Przecież Jeleń jest dużo lepszym graczem od niego.

Może lekiem nie jest Frankowski, ale pozyskiwanie takich zawodników, jak Sebastian Boenisch, którzy mają polskie korzenie. - Dla mnie zawsze to będzie Niemiec, który będzie grał w reprezentacji Polski. Wczoraj zawalił pierwszą bramkę, a to, że później wrzucał tę piłkę w pole karne, to dlatego, iż Australijczycy bronili się. To przeciętny piłkarz, bez szybkości, którego Smuda sobie wymyślił. Ale dobrze - miejmy jedenastu takich. Tylko co po Euro 2012? - pyta retorycznie.

Po raz 99 w reprezentacji zagrał Michał Żewłakow. Już prześcignął Kazimierza Deynę (97 spotkań), a niedługo i Grzegorz Lato będzie musiał oddać mu fotel lidera. Obecny prezes PZPN rozegrał 100 meczów w kadrze narodowej. - Dziennikarze śrubują rekord Żewłakowa, który dla mnie w meczu z Australią był dla mnie najgorszym zawodnikiem na boisku. A teraz się jego porównuje do Deyny czy Laty. Do pięt im nawet nie dorasta. To że gra, to z braku laku i kit dobry - mówi Tomaszewski, który sam zagrał 63 mecze w kadrze narodowej.

Ma pretensje do PZPN za wybór Krakowa. Jedynie dwie trybuny były czynne, a Polacy musieli się przebierać w… kontenerze. - Jeśli mecze organizuje się na stadionie Widzewa, który jest skansenem, albo na obiekcie, gdzie zawodnicy przebierają się w kontenerach, to tylko PZPN może zawdzięczać, że jest w tuskolandii. Gdyby był w normalnym kraju, to dawno Związek zostałby rozpie… tak jak został w Rosji.

Tomaszewski zwraca jeszcze uwagę na komentatorów w TVP. Po raz drugi ekspertem był Radosław Majdan, pracujący dla Polonii Warszawa. - Jak słyszę komentatorów telewizyjnych, to mi się odechciewa płacenia abonamentu. Jeśli jest nim Majdan, który pracuje etatowo w Polonii Warszawa, promuje swoich zawodników oraz dodatkowo mówi o Radosławie Majewskim czy Adrianie Mierzejewskim, to dla mnie jest to po prostu sabotaż. Czekam tylko aż telewizja publiczna zaprosi za nasze pieniądze rodziny piłkarzy, którzy występują na boisku. To jest po prostu kpina w żywe oczy - kończy Jan Tomaszewski.

Źródło artykułu: