- Zaczęliśmy nerwowo i skończyliśmy nerwowo, bo Wisła od początku meczu narzuciła swój styl, dobrze operowała piłką i strzeliła piękną bramkę. Całe szczęście, że odpowiedzieliśmy momentalnie, bo mogło być różnie. Wiedzieliśmy, że krakowianie mają problemy w defensywie, więc staraliśmy się grać prostopadłe piłki. Jedna nie doszła, bo Mariusz Pawełek dobrze wyszedł z bramki, druga zakończyła się rzutem karnym i bramką. Po zmianie stron w nasze szeregi wkradło się sporo nerwowości. Niepotrzebnie, gdyż uważam, że mamy umiejętności, by grać lepiej w piłkę - powiedział Frankowski.
Po 5. kolejkach Jagiellonia jest samodzielnym liderem ekstraklasy. Na pytanie czy żółto-czerwoni zostaną mistrzem Polski i w którym kierunku dąży Jaga Frankowski odpowiedział: - Sam nie wiem dokąd zmierza Jagiellonia. Na razie kolekcjonujemy punkty i myślę, że wszyscy na Białostocczyźnie są szczęśliwi. Zobaczymy jakie będą rezultaty w spotkaniach, w których będziemy uchodzić za faworyta - z Arką w Gdyni i Zagłębiem Lubin u siebie. Wtedy poznamy prawdziwą wartość, choć nie ukrywam, że bardzo nas zadowala obecna sytuacja w tabeli. Do końca rundy jesiennej wierzę, że będziemy na fali wznoszącej, a potem nadejdą trzy miesiące przerwy i działacze podejmą decyzję co robić dalej.
Zdaniem byłego reprezentanta Polski, zwycięstwo Jagiellonii nie przyszło łatwo, gdyż jej rywal pod wodzą trenera Roberta Maaskanta zaprezentował się dużo lepiej niż we wcześniejszych meczach. - Wisła ostatnio wyglądała słabiej niż w piątek. Z nami grała dobrze piłką, fajnie Maciek Żurawski wychodził po nią, bardzo dobre zawody rozegrał Andres Ríos, a Patryk Małecki starał się dobrze podawać do kolegów. Wiśle zabrakło skuteczności, bo strzał Pawła Brożka mógł równie dobrze znaleźć się w bramce (napastnik Wisły trafił w słupek - red) - zauważył Frankowski.
Zwycięstwo Jagiellonii Frankowski zapewnił w 43. minucie, kiedy celnie strzelił z "wapna". Nie cieszył się jednak energicznie z tego trafienia. - Na początku była wielka wewnętrzna euforia, bo wyprowadziłem zespół na prowadzenie przy dużej odpowiedzialności jaką niewątpliwie był rzut karny, ale potem nie było wielkiej oznaki radości jak to jest w innych meczach. Z sentymentu i szacunku dla Wisły - podkreślił "Franek".