25 września 2010 roku - tego dnia w dziejach najstarszego klubu w Polsce rozpocznie się nowy rozdział. Po ekspresowej, trwającej 14 miesięcy budowie do użytku oddany zostanie całkiem nowy 15-tysięczny obiekt. Stadion ma być wizytówką klubu i miasta, ale również "maszynką do zarabiania pieniędzy". Przy Kałuży 1 oprócz imprez sportowych mają odbywać się również koncerty i inne wydarzenia kulturalne.
W czwartek piłkarze Cracovii po raz pierwszy trenowali na odnowionej "Ziemi Świętej". - Super. Piękny stadion. Piękna murawa. Obiekt XXI wieku. Myślę, że jeżeli dopracujemy wykończenie w środku, to będzie to jeden z najpiękniejszych obiektów tej wielkości w Europie - dzieli się pierwszymi wrażeniami trener Ulatowski. - Cieszymy się, że wracamy na nasz stadion, do naszego domu. Chciałbym, żeby miało to przełożenie na postawę zawodników - dodaje szkoleniowiec zespołu, który w tym sezonie przegrał wszystkie ligowe mecze.
Najwięcej do powiedzenia na temat zmian, jakie zaszły przy Kałuży ma Marcin Cabaj. 30-letni golkiper jest zawodnikiem Cracovii od 2003 roku, więc bardzo dobrze pamięta trybuny bez zadaszenia, brak jupiterów, szatnie w barakach i okalający płytę boiska tor kolarski: - Jesteśmy pod wielkim wrażeniem. Murawa jest równa, jak stół. Mam sentyment do starego stadionu. Chociaż tam warunki dla nas były spartańskie, wywalczyliśmy awanse do II ligi i ekstraklasy - mówi.
Kolejnymi pod względem stażu w Cracovii są Tomasz Moskała (od stycznia 2005) i Dariusz Pawlusiński (od lipca 2005). Ten pierwszy w tym sezonie jeszcze nie znalazł się na boisku: - Mam nadzieję, że na takim stadionie kolegom będzie szło dużo lepiej, niż dotychczas. Z kolei "Plastik" skrupulatnie pamięta ile bramek strzelił przed własną publicznością. - 17. Większość z uderzeniami z dystansu. Pierwszą bramkę pamiętam bardzo dobrze. Było to z Odrą Wodzisław, z rzutu wolnego - uśmiecha się słynący z atomowego uderzenia pomocnik Pasów. - Jeśli trener będzie mi dawał więcej szans, niż dotychczas, to postaram się coś zwojować na tym stadionie. Nie patrzymy na "przełamanie" i na przeciwnika. Trzeba po prostu zrobić punkty, bo nikt nie może pozazdrościć nam sytuacji w tabeli. Czas najwyższy punktować, żeby móc wyciągnąć głowę spod ziemi - dodaje Pawlusiński.
Na dwa dni przed meczem w sprzedaży zostało tylko 1000 biletów. Oznacza to, że sobotnią inaugurację nowego obiektu obejrzy komplet publiczności, który w tym wypadku wynosi ok. 12 tysięcy. 3 tysiące miejsc z pojemności obiektu "zginęło" ze względu na rozłożenie sceny, na której na godzinę przed pierwszym gwizdkiem koncert da Maciej Maleńczuk z zespołem Psychodancing. Estrada jest wkomponowana w jedną z trybun za bramką. - Dobrze, że jest ten koncert, to ludzie przyjdą go posłuchać, bo swoją grą ich nie zachęcamy - śmieje się Mateusz Klich.
Oprócz Cabaja, nie ma w Cracovii w tej chwili zawodnika, który pamięta taką publikę przy Kałuży. Tego rzędu frekwencja w ostatnich latach zdarzyła się kilkukrotnie, ale miało to miejsce w III oraz II lidze. Po awansie do ekstraklasy pojemność stadionu została zmniejszona do 6,5 tysiąca. - Kibice wiedzą jaka jest sytuacja. Poza tym to nie jest pierwszy nasz mecz, kiedy zagramy przed takim tłumem. Graliśmy na Lechu, na Legii, na Wiśle. To nas nie zestresuje. Wyjdziemy po 3 punkty - zapewnia Pawlusiński.
- Po to się gra w piłkę, żeby kibice przychodzili i żeby ciężko było o bilet na mecz drużyny. Nie sądzę, by stres sparaliżował piłkarz, wręcz przeciwnie - może to pomóc. Kibice odwiedzili nas na treningu i zrobili swój trening głosów. Mogę powiedzieć, że kiedy będzie komplet, doping będzie się niósł wspaniale. Nie można zawieźć w takim meczu. Wielu kibiców może być pierwszy raz na naszym spotkaniu. Jeśli połknie bakcyla, to będzie przychodził częściej, ale my musimy w tym pomóc. Mam szczęście, że mogę jutro otworzyć ten stadion. Chce się żyć dla takich momentów - puentuje Rafał Ulatowski.