Generalnie Norbert Witkowski często, jak na bramkarza, wychodził poza obręb pola karnego, czym prowokował rywali do strzałów. - Trener wymaga ode mnie, żebym grał wysoko. Poza tym wpływ na to jak zachowuje się piłka ma również sztuczna murawa, która jest nieco specyficzna. Ogranicza pewne zagrania - tłumaczy Witkowski.
Golkiper Arki powinien po tym meczu dziękować sędziemu, który nie wyrzucił go z boiska. Witkowski w jednej z sytuacji zagrał bowiem ręką poza polem karnym. - Trudno mi to ocenić. Sędzia postąpił jak uważał za stosowane. Nie będę tej decyzji komentował. Tak samo jak nie komentowałem pracy arbitra w Krakowie - ucina kapitan zespołu.
- Nie straciliśmy bramki i akurat w tej kwestii nie możemy sobie nic zarzucić. O ile w obronie dobrze się spisujemy, o tyle naszą bolączką wciąż jest skuteczność - kontynuuje bramkarz żółto-niebieskich.
Witkowski nie kryje, że nie było to dobre spotkanie w wykonaniu Arki: - Nie było to najlepsze spotkanie w naszym wykonaniu, ale dla mnie jest ważne, że zanotowaliśmy zero po stronie strat. Szkoda, że zero było również po stronie zysków. W tej statystyce coś nie możemy drgnąć do przodu.
Pocieszeniem może być fakt, iż gdynianie pozostają niepokonani na własnym stadionie. - Seria meczów bez porażki na własnym stadionie została podtrzymana. Oczekiwaliśmy jednak zwycięstwa, bo sprawilibyśmy kolejną niespodziankę - zaznacza golkiper gdynian.
A jak ocenia sytuację z Mierzejewskim oraz tą, po której powinien zostać wyrzucony z boiska? - Z mojej perspektywy wyglądało to tak, że powinien wyjść do tej piłki. Nie spodziewałem się jednak, że boisko jest aż tak zroszone. Utrudniło to skuteczną interwencję, gdyż potknąłem się. Gdyby nie ten fakt teraz nie rozmawialibyśmy o tej sytuacji. Z drugiej strony gdyby Mierzejewski wyszedł sam na sam i strzelił bramkę to powiedzielibyście, że nie była to wina Witkowskiego - mówi, a po chwili zaś dodaje: - Lekki kontakt w tej sytuacji był, ale nie było to zamierzone. Z kolei w drugiej sytuacji piłka nie odbiła się w tempo i zaczęła kozłować. Ja starałem się rękami chronić przed uderzeniem w twarz.
Przypadek Witkowskiego każe przypuszczać, iż spadła na jego barki duża odpowiedzialność. Z jeden strony bowiem brak zmiennika, a z drugiej rola kapitana drużyny. - Komfort psychiczny wciąż mam. Niestety w ostatnich dwóch meczach przytrafiły się takie niefortunne sytuacje. Nie patrzę na swoje obowiązki w kategorii braku zmiennika. Po prostu staram się wykonywać to, co do mnie należy. Możemy gdybać i rozmawiać o tym dlaczego tracimy bramki w dziwnych okolicznościach, ale też dlaczego ich nie strzelamy. Mam nadzieję, że trener jest zadowolony z mojej postawy i nie dokona zmiany w następnym spotkaniu - stwierdza Witkowski.
A czy z racji pełnionej funkcji może w jakiś sposób wpłynąć na przełamanie napastników? - Nasi napastnicy dobrze zdają sobie sprawę z tego, że skuteczność szwankuje. Na bramki pracuje zresztą cały zespół. Czasami wystarczy jedno dokładne podanie ode mnie, która w efekcie może przerodzić się w asystę. Brakuje nam podań do napastników. Nie otrzymują oni dobrych podań. W meczu z Polonią widać było nerwowość w naszych poczynaniach. Boisko nie jest sprzymierzeńcem jeśli chodzi o ładną grę, jest nim natomiast jeśli chodzi o punkty. Musimy połączyć te dwie rzeczy - kończy.