- W hotelu na sobotnim śniadaniu niosłem posiłek i rozbiłem filiżankę. Wydawało się, że jest to dobry prognostyk. Jak się później okazało, zbicie jednej filiżanki przyniosło efekt, bo szczęście się uśmiechnęło - mówił Frankowski.
Pierwszą bramkę kapitan Jagi strzelił w 29. minucie, kiedy to skorzystał z katastrofalnego błędu Szymona Gąsińskiego. - Jak Burkhardt oddał strzał, to wiedziałem co się będzie święcić. Zauważyłem, że bramkarz niepewnie się zachował i wyprzedziłem stopera, który myślał chyba, że golkiper złapie to uderzenie. Później pozostało mi już tylko strzelić gola - opisywał sytuację "Franek".
Wychowanek Jagiellonii był zadowolony z postawy drużyny, która w tym sezonie w 9 spotkaniach odniosła 7 zwycięstw. - Po raz kolejny potwierdziliśmy, że na boisku wyglądamy dobrze. Byliśmy zespołem zdecydowanie lepszym. Mogliśmy udokumentować nasze zwycięstwo jeszcze wyżej, ale nie wykorzystaliśmy kilku sytuacji. Wygraliśmy pewnie. Do siatki trafiliśmy przed przerwą, a po niej poprawiliśmy - mówił "Łowca bramek".