W drużynie może być tylko jeden wódz - rozmowa z Dariuszem Wójtowiczem, trenerem Sandecji Nowy Sącz

Już drugi sezon z rzędu aspiracje do gry w ekstraklasie zgłasza Sandecja Nowy Sącz. Zespół z Małopolski plasuje się obecnie w ścisłej czołówce pierwszoligowej tabeli. - Najbliższe dwa mecze pokażą czy nasze cele na rundę wiosenną będą bardziej ukonkretyzowane - powiedział w rozmowie z naszym portalem trener Dariusz Wójtowicz.

Marcin Ziach
Marcin Ziach

Marcin Ziach: Mimo zmian kadrowych, jakie zaszły w Sandecji latem drużyna spisuje się świetnie i plasuje w czołówce pierwszoligowej tabeli.

Dariusz Wójtowicz: Nie spodziewałem się przed sezonem, że będziemy w tabeli plasować się tak wysoko. Naszym celem było grać tak, byśmy nie byli chłopcami do bicia. W piłce nożnej wyniki budują morale zespołu i wiara we własne możliwości. Obawiałem się przed startem rozgrywek, że zmiany, jakie zaszły w drużynie przed startem sezonu szczególnie w ofensywie będą miały znaczenie i choć wyniki na to nie wskazują, one znaczenie mają.

Czym zatem objawiają się te braki, skoro drużynie w lidze idzie bardzo dobrze i seryjnie zbiera punkty?

- Braki były widoczne szczególnie w ostatnim meczu z Gieksą. Po bramce strzelili Kukol i Aleksander, ale już trzecia bramka dla nas była podarowana przez obrońców rywala. O ile w poprzednim sezonie nasza gra opierała się na grze na bramkostrzelnych napastników, o tyle teraz ciężar zdobywania bramek spadł na całą drużynę.

Gra zespołowa jest teraz główną domeną pana drużyny.

- Tak właśnie to wygląda, ale brakuje w Sandecji klasowego egzekutora, który bez problemów wykorzystywałby akcje wypracowane przez zespół. System naszej gry w ofensywie w porównaniu z poprzednim sezonem się zmienił, ale cieszy to, że jesteśmy drużyną solidniejszą w defensywie. Tracimy mniej bramek i gramy rozważniej w obronie, a to jest niczym innym niż owocem rozsądnych ruchów kadrowych, jakie nastąpiły w Nowym Sączu latem.

W ostatnich meczach w Łęcznej i Katowicach szkoleniowcy rywala przekonywali, że przegrane mecze są nie tyle efektem świetnej gry Sandecji, co fatalnych błędów ich zespołów.

- Piłka nożna jest grą błędów i na pewno nie można powiedzieć, że Sandecja gra słabo i wygrywa mecze. Kiedy w defensywie drużyny przeciwnej dochodzi do nieporozumienia trzeba pokazać charakter i szansę wykorzystać, najlepiej pakując piłkę do siatki. Nam się to w tych meczach udało i zasłużenie sięgnęliśmy po punkty.

Po ostatnim meczu ligowym, z GKS-em powiedział pan, że drużyna zagrała najlepsze spotkanie odkąd pan podjął się pracy w tym klubie.

- Rzeczywiście, pod względem taktycznym drużyna rozegrała spotkanie kompletne i zrealizowała założenia niemalże w stu procentach. Przydarzyły się błędy indywidualne, po których straciliśmy bramki, ale kluczem do sukcesu było przede wszystkim pozbawienie atutów drużyny rywala i my pozbawiliśmy Gieksy możliwości gry tej piłki, której trener Stawowy ich uczy. Fantastycznie wyglądaliśmy też pod kątem fizycznym i stać nas było na walkę od pierwszego do ostatniego gwizdka sędziego. Było to najlepsze spotkanie Sandecji w przeciągu ostatniego półtora roku, odkąd ja prowadzę ten zespół i mam nadzieję, że drużyna będzie te dobre nawyki w sobie utrwalać.

Dobra forma Sandecji ostatnimi czasy jakby nie była zauważana przez nowosądeckich fanów. Trybuny w Nowym Sączu świeciły pustkami.

- Tutaj problem można rozdzielić na dwoje. Z jednej strony myślę, że się to wszystko kibicom troszeczkę przejadło, z drugiej jak na środowisko w naszym mieście ceny biletów były chyba mimo wszystko za wysokie. W ostatnich dniach zarząd stanął jednak na wysokości zadania i mam nadzieję, że w meczu z Podbeskidziem nasi kibice wrócą na trybuny, bo ich doping w tym starciu będzie nam bardzo potrzebny.

Od pewnego czasu patrząc na skład Sandecji można dostrzec brak Rafała Berlińskiego, który w zeszłym sezonie był jednym z filarów drużyny walczącej o awans. Jakie są tego przyczyny?

- Nie będę na pewno przez media komentował poglądów zawodnika na ten czy inny temat. Dla mnie na tę chwilę Rafał jest zawodnikiem szerokiej kadry. Jego miejsce zajęli zawodnicy, których na tę chwilę bardziej potrzebuję w drużynie od niego i w tych kategoriach na to patrzymy.

Doniesienia mówiące o tym, że Berliński wdał się z panem w konflikt są wyssane z palca?

- Powiem tak, zawodnik powinien znać swoje miejsce w szeregu i wykonywać zadania, jakie przed nim nakreśla sztab szkoleniowy. Jeżeli ma inną filozofię, albo nie zgadza się z decyzją trenera najwidoczniej nie pasuje do koncepcji. Nie chcę tej sprawy niepotrzebnie roztrząsać. Tak jak powiedziałem, na tę chwilę są w drużynie zawodnicy bardziej od Rafała potrzebni. Nie wykluczam jednak, że zawodnik wróci do drużyny, kiedy zajdzie taka potrzeba. Kto wie, czy nie nastąpi to już w meczu z Podbeskidziem. Rafał musi przede wszystkim spokornieć i znać swoje miejsce w szeregu, bo nie po raz pierwszy ma odrębne zdanie od sztabu szkoleniowego. Zawodnicy muszą pamiętać dwie sprawy. Trener ma zawsze rację - a jeżeli trener nie ma racji - patrz punkt pierwszy. W tym zajściu tego zabrakło, a w drużynie musi być tylko jeden wódz.

Jesteśmy blisko półmetka sezonu. Czy jest to taki moment, w którym powie pan jasno: "tak, walczymy o awans" czy będzie pan nadal tonował nastroje?

- Nie jest tak, że ja cokolwiek tonuję. Naszym celem jest zdobywanie punktów w każdym kolejnym meczu. Drużyn chcących awansować jest w tym momencie bodajże pięć, więc to wszystko będzie się jeszcze mieszało. My tymczasem mamy robić swoje i jeżeli wytworzy się taka sytuacja, że realnie bijemy się o ten awans, to oczywiście to powiemy. Trzeba pamiętać, że wyznacznikiem awansu jest nie tylko wynik sportowy, ale za tym musi iść silne zaplecze techniczne i finansowe. Jeżeli tak jest, to zespół, który chce awansować i awansuje do ekstraklasy nie będzie meteor na jeden sezon.

Sandecja już drugi rok z rzędu aspiruje do awansu. W poprzednim sezonie zabrakło wam dwóch punktów do Górnika.

- Poprzedni sezon był dla nas pierwszym rokiem na zapleczu ekstraklasy i uczyliśmy się gry w tej pierwszej lidze. Pierwszym celem było utrzymanie, a potem te cele wynikły same z siebie. W tym sezonie jesteśmy zespołem bardziej doświadczonym, choć mówi się, że dla beniaminka najtrudniejszy jest właśnie ten drugi sezon. Nam na tę chwilę udało się dać temu kłam, bo zbudowaliśmy silny zespół w bardzo dobrej atmosferze. Nie da się ukryć, że trochę sprzyjało nam też szczęście, ale w głównej mierze wszystko jest zasługą naszej ciężkiej pracy, która przynosi dobre owoce.

Przed wami mecze z drużynami ze ścisłej czołówki: Podbeskidziem i ŁKS-em Łódź. Te starcia pokażą prawdziwą wartość Sandecji?

- Moim zdaniem poza słabszym meczem na początku sezonu w Gorzowie Wielkopolskim [0:3 - przyp. red.] pokazaliśmy już swoją wartość i my nic nikomu nie musimy udowadniać. Mamy w drużynie niezłej klasy zawodników i zespół gra fajną, ofensywną piłkę. Te mecze z kolei zaważą o tym czy po rundzie jesiennej nasze cele na wiosnę będą bardziej sprecyzowane i pokusimy się o odważniejsze deklaracje.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×