Cztery, kolejne konfrontacje z beniaminkami zaproponował Flocie Świnoujście pierwszoligowy terminarz. Swoisty maraton rozpoczął się na wyspie Uznam w 11. kolejce. Do tego czasu, przebudowana przed startem sezonu, drużyna Petra Nêmca konsekwentnie gromadziła punkty. Sześciokrotnie zwyciężała, dwukrotnie remisowała i doznała goryczy porażki w spotkaniach z ekipami ścisłej czołówki - Sandecją Nowy Sącz i Podbeskidziem Bielsko-Biała. Tym samym, wyspiarze nie zamierzali wcielić się w rolę rozdającego punkty Janosika i nie stracili kontaktu z czubem tabeli. Po dziesięciu kolejkach, piłkarska Polska ponownie ujrzała w Nêmcu - czarodzieja z Czech, a rewelacyjnych świnoujścian przestano traktować jak ligowego kopciuszka. 9. października, nad morze zawitał Ruch Radzionków. Niepokonani na własnym stadionie świnoujścianie wygrali to spotkanie 4:2 i wskoczyli na 3. pozycję w ligowej drabince, tuż za plecy Podbeskidzia i ŁKS-u. - Przed kolejnymi spotkaniami z beniaminkami nie zakładamy sobie żadnego planu minimum. W każdym meczu zawalczymy o komplet punktów. Dobrze będzie dopiero wtedy, kiedy wygramy wszystkie następne spotkania - odważnie zapowiadał, tuż po ostatnim gwizdku, zdobywca jednej z bramek - Ensar Arifović.
Jeszcze odważniejsi w snuciu dalekosiężnych planów byli działacze Floty. We wtorek zwołali nadzwyczajne spotkanie z przedstawicielami władz miasta i drużyną. Podczas spotkania z ust prezesa klubu Edwarda Rozwałki padły deklaracje, że celem wyspiarzy w obecnym sezonie będzie walka o awans do Ekstraklasy. Balon oczekiwań wobec Floty powiększył się, ponieważ przed sezonem żaden z przedstawicieli klubu nie wspominał głośno o możliwości awansu. Dotychczas, problemy z infrastrukturą świnoujskiego stadionu i niewielki budżet skutecznie chłodziły aspiracje Floty i nakazywały ostrożnie patrzeć w przyszłość klubu, który miał walczyć o miejsce w środku pierwszoligowej tabeli. - Chcieliśmy zarazić bakcylem awansu drużynę i włodarzy miasta - opowiadał Gazecie Wyborczej Rozwałka. Działacze świnoujskiego klubu wprost zacierali ręce na zdobycie kompletu punktów w spotkaniach z trzema, pozostałymi beniaminkami. - Może się okazać, że w ostatniej kolejce ligowej, gdy przyjedzie do nas ŁKS, będzie to mecz o tytuł mistrza jesieni - dodawał wiceprezes Floty, Jarosław Dunajko.
Piłkarska rzeczywistość szybko ostudziła zapędy działaczy nadmorskiego klubu. Kolejna potyczka Floty, z Kolejarzem Stróże, zakończyła się sporym rozczarowaniem. Remis 1:1 w wyjazdowym spotkaniu mógł już zwiastować lekką zadyszkę podopiecznych Nêmca. Tydzień później, następny, uratowany w ostatnich sekundach, remis z Górnikiem Polkowice. Flota zaczęła tracić punkty i kontakt z liderami ligi. Nie tylko wyniki, ale również boiskowa postawa świnoujścian zaczęła pozostawiać wiele do życzenia. W końcówce meczu z polkowiczanami, część kibiców zdecydowała się przedwcześnie opuścić trybuny. - Nie istnieje temat kryzysu we Flocie! - zarzekał się Sławomir Mazurkiewicz. - Przed serią meczów z beniaminkami zajmowaliśmy pozycję w ścisłym czubie tabeli i nasi rywale zaczęli traktować nas poważniej - napinać się. Kiedyś wszyscy liczyli na łatwe wywożenie punktów ze Świnoujścia. Obecnie, takie zespoły jak chociażby Górnik stoją z tyłu i tylko czekają na swoją okazję, aby użądlić nas z kontry i strzelić swoją bramkę. Dzisiaj gościom powiodła się ta sztuka i dlatego udało się nam tylko zremisować - tłumaczył nieporadność wyspiarzy.
Słowa pozostały tylko słowami, gdy boisko ponownie okazało się brutalne. Porażka w Niecieczy, z ostatnią drużyną w tabeli, nie pozostawiła wątpliwości, że dołek w świnoujskim obozie nie był jedynie wymysłem mediów. W kuluarach zaczął krążyć żart, że Flota ugra komplet punktów dopiero wtedy, gdy przestanie grać o ekstraklasie. Zwycięstwo nadeszło, po niemal miesiącu od poprzedniego triumfu. Za późno, aby do końca rundy odzyskać kontakt z liderami ligi. Po pokonaniu Odry Wodzisław Śl., Marek Kowal przyznał otwarcie, że zarówno on, jak i koledzy z drużyny nie chcieli głośno mówić o kryzysie.