Wychowankowie mają ciągnąć grę Zagłębia

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Jerzy Koziński, prezes KGHM Zagłębia Lubin, podkreśla na każdym kroku, że chce jak najwięcej wychowanków w składzie Miedziowych. W rundzie jesiennej trzech z nich regularnie bądź okazjonalnie pojawiało się na ligowych boiskach.

Stawiają na wychowanków

W poprzednim sezonie w Młodej Ekstraklasie triumfowała drużyna Zagłębia. Nic dziwnego, że coraz chętniej po zawodników z tego zespołu sięga Marek Bajor, trener Miedziowych. Na dłużej w pierwszej kadrze zadomowili się Damian Dąbrowski oraz Arkadiusz Woźniak. Mniej meczów niż w poprzedniej rundzie rozegrał natomiast Adrian Błąd. Jednak do grona wychowanków można również zaliczyć Grzegorza Bartczaka (trafił do klubu, gdy miał 17 lat) i Przemysława Kocota (w wieku 16 lat przyszedł do Zagłębia), ale obaj to już ograni ligowcy. Natomiast Dąbrowski, Błąd i Woźniak dopiero wkraczają do wielkiej piłki. Zdołali już poznać smak ekstraklasy, gdzie trafili z rozgrywek ME. Wciąż muszą się dużo uczyć, ale rysuje się przed nimi ciekawa przyszłość.

Największe zaskoczenie

Kiedy w 9. kolejce ekstraklasy w pierwszym składzie w meczu przeciwko Lechowi Poznań na boisku pojawił się Damian Dąbrowski, fani Miedziowych łapali się za głowę, "jak taki młokos może grać w tak ważnym meczu?!". Bajor desygnował do gry prawdziwego żółtodzioba. 18-letni pomocnik wcześniej zagrał w ekstraklasie kilkadziesiąt sekund. W poprzednim sezonie Bajor wpuścił go na boisko w doliczonym czasie gry meczach z Piastem Gliwice i Lechem Poznań. Teraz ni stąd ni zowąd pojawił się w wyjściowym składzie na terenie mistrza Polski. I co? I był jednym z najlepszych zawodników na boisku! Grał na tyle dobrze, że wszystkich konkurentów odstawił na ławkę rezerwowych. Do końca rundy wystąpił w każdym spotkaniu od pierwszej do ostatniej minuty (wyjątkiem był mecz z GKS-em Bełchatów, kiedy zszedł po 71. minutach gry). - Można powiedzieć, że Damian wszedł do zespołu na mecz z Lechem Poznań i uważam, że nie zawiódł naszych oczekiwań - mówi portalowi SportoweFakty.pl Marek Bajor.

Dąbrowski (w pomarańczowej koszulce) wywalczył sobie miejsce w składzie / Fot. B.Wójtowicz

- Jest najmłodszym zawodnikiem z tej grupy. Swoje zadania wypełnił dość pozytywnie. Nie chciałbym go tutaj zagłaskać. On sobie zdaje sprawę, że jeszcze wiele pracy przed nim, ale na pewno trzeba przyznać, że nie zawiódł - dodaje trener. Co na to sam zawodnik? - Dostaję cenne wskazówki od starszych i bardziej doświadczonych kolegów. Jak mi coś nie wyjdzie, to pomagają mi, wspierają mnie, dodają otuchy. Na treningach jest podobnie. Także podpowiadają i rozmawiamy o różnych sytuacjach meczowych. Tłumaczą mi wiele rzeczy - mówi Dąbrowski, który chociaż ma 18 lat, sprawia wrażenie piłkarza wiedzącego czego chce. Sodówka mu nie grozi - mówią koledzy z drużyny.

Zawiódł i musi się sprężyć

W zupełnie innym miejscu niż Damian Dąbrowski jest Adrian Błąd. Debiutował w pierwszej drużynie w poprzednim sezonie mając 18 lat. Jednak udana dla niego była dopiero runda wiosenna. Marek Bajor odważnie stawiał na urodzonego w Lubinie piłkarza. Ten odwdzięczał się dobrą postawą na boisku. Jednak z meczu na mecz było coraz gorzej aż w końcu Błąd wylądował na ławce.

Nadszedł mecz ze Śląskiem Wrocław. Adrenalina, chęć wygrania z odwiecznym wrogiem, tysiące kibiców na trybunach i ogromna motywacja Błąda. Urodzonemu w Lubinie piłkarzowi nie trzeba było tłumaczyć czym są potyczki ze Śląskiem. Na boisku zameldował się w 71. minucie a dziewięć minut później już go na nim nie było. Najpierw wyszedł sam na sam z Marianem Kelemenem, minął go i… padł jak długi, reklamując rzut karny. W pierwszej chwili sędzia dał się nabrać (faulu nie było), ale po konsultacji z bocznym anulował swoją decyzję, pokazując żółtą kartkę Błądowi za próbę wymuszenia "jedenastki". Kilka minut później w ostry sposób zaatakował jednego z rywali. Wprawdzie go nie dotknął, to jednak arbiter ukarał go za sam zamiar. Po dziewięciu minutach wyleciał z boiska, Zagłębie straciło bramkę i zremisowało 1:1. Po spotkaniu Błąd ze spuszczoną głową mówił, że żałuje swoich decyzji.

Wydawało się, że w tym sezonie będzie jeszcze lepiej niż w poprzednim. Jednak Marek Bajor nie dawał mu szans gry, a gdy już pojawił się na murawie, to prezentował się słabo. W sumie zaliczył w ekstraklasie ledwie 72 minuty. - W tej rundzie nie pokazał się z dobrej strony. Adrian zdaje sobie sprawę, że minione miesiące w jego wykonaniu były bardzo słabe i naprawdę będzie musiał włożyć teraz sporo wysiłku, aby wejść do 18-stki meczowej czy nawet utrzymać się w kadrze. Konkurencja zawodników z Młodej Ekstraklasy jest duża. Następni wyczuli szansę, że mogą wskoczyć do pierwszego zespołu. Wcześniej Adrian pokazał, iż jakiś potencjał w nim drzemie, lecz ta runda była w jego wykonaniu słaba - ocenił Błąda Marek Bajor.

Jeden gol to za mało

Najwięcej czasu spośród wymienionej trójki na boisku spędził Arkadiusz Woźniak. Jego sytuacja jest podobna do Dąbrowskiego. W poprzednim sezonie zaliczył dwa epizody w ekstraklasie i na porządne granie musiał czekać do bieżących rozgrywek. Pomogła mu słaba forma innych napastników, a także kontuzje Dawida Plizgi oraz Szymona Pawłowskiego. Od 1. kolejki zaczął pojawiać się na murawie. W pierwszych dwóch spotkaniach jako zmiennik, ale w trzecim z Polonią Warszawa zameldował się na murawie już jako gracz podstawowego składu. Z Arką Gdynia sytuacja się powtórzyła i wówczas w 5. minucie zdobył swoją pierwszą i jak do tej pory jedyną bramkę w ekstraklasie. Po tym meczu wydawało się, że teraz młody napastnik będzie miał z górki. - Arek zagrał w paru meczach i było to spowodowane tym, że mieliśmy problemy z napastnikami - tłumaczy Bajor.

- Trzeba mu przyznać, że włożył sporo serca w meczach, w których grał. Musi jednak popracować nad technicznymi rzeczami. Będziemy mu zwracali na to uwagę, ale i będziemy podczas indywidualnych zajęć pracowali z nim nad tym - dodaje trener lubinian. Trzeba mu przyznać rację: Woźniak na boisku zawsze zostawiał sporo zdrowia. Trudno się dziwić skoro urodził się w Lubinie i od dziecka kibicował Zagłębiu. Teraz spełniły się jego marzenia o grze dla tego klubu. 20-latek musi jednak zrobić kolejny krok, jeśli chce, żeby jego kariera nie stała w miejscu.

Woźniak (w pomarańczowej koszulce) strzelił jedną bramkę / Fot. Ł.Haznar

Źródło artykułu:
Komentarze (0)