Dominacja Borussii, klęska potentatów, Piszczek najlepszy z Polaków - podsumowanie rundy jesiennej Bundesligi

Multum zaskakujących rozstrzygnięć przyniosła pierwsza połowa sezonu 2010/2011. Najpierw szokował Mainz, później rywali deklasowała Borussią, wciąż słabo grał Bayern, a rozczarowywali dotychczasowi giganci. Na boiskach Bundesligi wystąpiło pięciu Polaków.

Bezkonkurencyjna Borussia

Przewaga 10 punktów, z jaką podopieczni Juergena Kloppa zakończyli rundę jesienną, to ewenement na skalę czołowych lig europejskich. Czarno-żółci zdominowali rozgrywki, nie pokonując jedynie Bayeru (0:2), Hoffenheim (1:1) i Eintrachtu (0:1). Borussen, choć średnia wieku podstawowej "jedenastki" często nie przekraczała 24 lat, zdobyli najwięcej bramek, a stracili najmniej, będąc o krok od pobicia rekordu wszech czasów Bundesligi w ilości wywalczonych punktów. W notowaniu Kickera wśród czołowej dwunastki najwyżej ocenianych piłkarzy znalazło się aż 6 zawodników z Dortmundu. Zwyciężył Nuri Sahin tuż przed Shinji Kagawą, a niewiele słabiej wypadli Mats Hummels, Sven Bender, Roman Weidenfeller i Mario Goetze. Borussia grała z polotem i finezją, w większości spotkań jej wygrana nie podlegała żadnej dyskusji. - Niesamowite, jak trudno pokonać Borussię. Spoglądając na tabelę, jestem pewien, że zdobędą mistrzostwo - ocenia trener reprezentacji Niemiec, Joachim Loew. - Borussia gra rewelacyjnie i dominuje w lidze. Ale jestem przekonany, że nie będzie trwało to wiecznie - studzi nastroje opiekun 3. w tabeli Bayeru, Jupp Heynckes. Trener Klopp wciąż powtarza, że jego zespół koncentruje się jedynie na każdym kolejnym spotkaniu, a o mistrzowskiej paterze pomyśli dopiero w maju. Jeżeli jednak gracze Borussii zdołają utrzymać poziom z jesieni, z tytułu cieszyć będą się już w kwietniu.

Bayern i Bayer nie tracą nadziei

Bawarczycy nie rozegrali najlepszej rundy, ale zdaniem Louisa van Gaala nie zawiedli. - Uważam, że prezentujemy się lepiej niż przed rokiem. Naszym jedynym problemem jest Dortmund - skomentował sytuację w tabeli Holender. Obrońców tytułu usprawiedliwia zmęczenie po mundialu i kontuzje największych gwiazd: Arjena Robbena, Francka Ribery'ego, Holgera Badstubera czy Miroslava Klose. Bayern nie najlepiej radził sobie zwłaszcza na wyjazdach, gdzie odniósł tylko dwa zwycięstwa w ośmiu meczach! Tradycyjnie zawodziła formacja defensywna (katastrofalne błędy Daniela van Buytena), którą jednak w przerwie zimowej władze 22-krotnego mistrza Niemiec zamierzają wzmocnić. Dystans 14 "oczek" do BVB wydaje być się nie do odrobienia, ale zespół z Monachium ze swoim potencjałem w każdej chwili rozpocząć może serię zwycięstw. Swoich fanów nie zawiedli za to Aptekarze. Młody team dowodzony przez wielki talent Sidneya Sama miewał słabsze momenty, ale wygrał aż 10 gier i wiosną może okazać się największym zagrożenie dla Borussii, zwłaszcza że na murawę po kontuzji powróci Michael Ballack. Bayer jako jedyny nie ustępował liderowi pod względem postawy na wyjeździe - odniósł 6 zwycięstw przy dwóch remisach.

Rewelacyjne średniaki

Mainz, Hannover i Freiburg wprawiły w osłupienie wszystkich sympatyków Bundesligi. Początek rozgrywek należał do Die Nullfunfer, który pokonali na wyjeździe kolejno Wolfsburg, Werder, Bayern i Bayer, a niemieckie media zaczęły wierzyć, że kopciuszek z niewielkim stadionem i budżetem, opierający skład na żółtodziobach lub piłkarzach wypożyczonych sięgnie po mistrzostwo. Piękny sen piłkarzy Thomasa Tuchela szybko się jednak skończył. - Jeśli kibice chcą tytułu, powinni zapisać się do fanclubu Bayernu - komentował powrót do szarej rzeczywistości bramkarz Christian Wetklo. Mainz finiszował na pozycji wiceldiera, ale omal nie został wyprzedzony przez inne pozytywne zaskoczenie - Hannover 96. Drużyna Mirko Slomki grała mało efektownie, ale niezwykle skutecznie i, bezlitośnie wykorzystując słabości przeciwników, spisała się najlepiej w swojej historii. Na wysokiej 6. pozycji uplasował się inny z dotychczasowych średniaków, Freiburg. Klub z Badenii-Wirtembergii, który rozgrywa najlepszy sezon od 1995 roku, gdy zajął ostatecznie 3. miejsce, progres zawdzięcza Papissowi Cisse. Snajper z Senagalu zdobył niemal połowę goli dla zespołu, wzbudzając zainteresowanie słynnego Arsenalu, który gotowy jest wyłożyć za niego 11 milionów euro.

Klęska potentatów

Co łączy Hamburger, Schalke, Werder, Wolfsburg i Stuttgart? Ogromne przedsezonowe ambicje i szokująco beznadziejna postawa w trakcie rozgrywek. Największym rozczarowaniem okrzyknięto Koenigsblauen, które choć wydało na transfery niemal 40 milionów euro, długo pałętało się w strefie spadkowej. Jak tłumaczy jednak Felix Magath słabsze wyniki były wliczone w koszty gruntownej przebudowy składu, która efekty ma przynieść w następnych sezonach. Nie zmienia to jednak faktu, że po Raulu i Klaasie-Janie Huntelaarze spodziewano się więcej. Przez większą część rundy kompromitująco spisywała się ekipa Thomasa Schaafa. "Odejdźcie wszyscy oprócz Wiese" - krzyczeli po klęskach 0:6 z Vfb i 0:4 z Schalke fani znad Wezery. Fatalnie radziła sobie zwłaszcza formacja obronna, ale poniżej oczekiwań wypadli też renomowani gracze ofensywni. Mimo sprowadzenia Diego i zatrzymania w składzie króla strzelców ubiegłego sezonu Edina Dzeko zupełnie bezbarwnie wypadł Wolfsburg. Wilki wygrały tylko 4 z 17 spotkań, mimo że (według transfermarkt.de) wartością piłkarzy ustępują jedynie Bayernowi! W strefie spadkowej zimę spędzą stuttgartczycy, którym nie pomogły nawet dwie zmiany trenerów. Rewelacyjni na początku 2010 roku w jego końcówce zawodzili na całej, chociaż przyznać trzeba, że wyraźnie brakowało im szczęścia i skuteczności. Nie zachwyciło też HSV, chociaż 8. lokaty nie można rozpatrywać w kategoriach klęski. Ambicje Ruuda van Nistelrooya i Ze Roberto sięgały jednak z pewnością znacznie wyżej.

Solidne beniaminki, heroiczna walka Koeln

Sankt Pauli i Kaiserslautern, powracając po kilku latach do najwyższej klasy rozgrywkowej, słusznie mogły obawiać się o ligowy byt. Jednak zarówno ekipa z Hamburga, jak i Czerwone Diabły spisały się przyzwoicie i degradacja raczej im nie grozi. W pamięci kibiców drużyny Marco Kurza zostanie z pewnością wspaniała gra i perfekcyjne zwycięstwo 5:0 nad Schalke. Niżej od beniaminków uplasował się FC Koeln, który ma za sobą rundę wyczerpującą i pełną zaskakujących zwrotów. Po słabej inauguracji władze zwolniły Zvonimira Soldo, a morale piłkarzy dodatkowo pogorszyła zapowiedź odejścia z klubu Lukasa Podolskiego. Po reformach nowego opiekuna Franka Schaefera sytuacja nieco się poprawiła, Koziołki w heroicznym boju wygrały w Stuttgarcie i ostatecznie przezimują na pozycji barażowej. By jednak nie drżeć o utrzymanie do 34. kolejki, wiosną muszą ustabilizować swoją dyspozycję.

Świetna runda Piszczka, udany debiut Lewandowskiego, pech Boenischa

Na stadionach Bundesligi jesienią pojawiło się pięciu Polaków. W porównaniu z minionymi sezonami nie jest to liczba imponująca, jednak zważyć należy, że wszyscy niżej wymienieni odgrywają w swoich klubach znaczące role, będąc równocześnie podstawowymi piłkarzami kadry Franciszka Smudy.

Łukasz Piszczek (Borussia Dortmund) - 17 meczów (w tym 13 w podstawowym składzie), 1136 minut, bez bramek, 4 asysty.

"To jeden ze zwycięzców tego sezonu, jest bezsprzecznym numerem 1. na prawej obronie" - napisał o 25-latku portal goal.com. Opinię tę potwierdza klasyfikacja Kickera, wedle której żaden prawy defensor Bundesligi nie zebrał lepszych ocen od reprezentanta Polski. Piszczek rozpoczął rozgrywki na ławce rezerwowych, ale z czasem zaczął wygrywać rywalizację z Patrickiem Owomoyelą. Gdy doświadczony Niemiec doznał kontuzji, Polak wystąpił w pełnym wymiarze czasowym w kolejnych 12 ligowych pojedynkach. Naszemu reprezentantowi pochwały należą się zwłaszcza za ofensywny styl, często oskrzydlanie akcji i zapędzanie się pod pole karne przeciwnika. Nie przeszkodziło mu to w skutecznej grze obronnej - podczas jego obecności na murawie Borussia straciła tylko 6 goli! Przeprowadzka z Herthy Berlin wyraźnie pomogła Piszczkowi, a obawy, że w silniejszym zespole nie da sobie rady, okazały się nieuzasadnione. Dzięki dobrej grze w Bundeslidze wychowanek Gwarka Zabrze jest pewniakiem do wyjściowej "jedenastki" biało-czerwonych podczas Euro 2012.

Adam Matuszczyk (FC Koeln) - 16 meczów (w tym 10 w podstawowym składzie), 990 minut, 1 bramka, bez asyst.

Solidność - to określenie idealnie podsumowuje postawę 21-latka z Gliwic w rundzie jesiennej. Matuszczyk z pewnością nie zawiódł oczekiwań, ale też nie oczarował kibiców z Kolonii. Wśród siedmiu klasyfikowanych przez Kickera pomocników Koziołków przegrał tylko, i to nieznacznie, z byłym reprezentantem Portugalii Armando Petitem. Polak osiągnął niemal identyczną średnią co słynny Lukas Podolski, za którego oferty opiewają na 25 milionów euro. Matuszczyk raz występował jako defensywny pomocnik, a raz biegał tuż za wysuniętym napastnikiem. Pracował ciężko, miał mnóstwo przejęć piłki i dokładnych podań, ale nie należał do najbardziej widocznych piłkarzy. Nie pokazał też błysku, dzięki któremu w minionym sezonie strzelił 2 przedniej urody gole w meczu z Hoffenheim. Dyspozycja Matuszczyka napawa jednak optymizmem, a potwierdzenie jego rosnących umiejętności powinniśmy zobaczyć wiosną.

Jakub Błaszczykowski (Borussia Dortmund) - 14 meczów (w tym 7 w podstawowym składzie), 753 minuty, 2 bramki, 4 asysty.

Nowo kreowany kapitan polskiej reprezentacji nie zaliczy minionej rundy do najlepszych w karierze. W poprzednich trzech sezonach w czarno-żółtych barwach "Kuba" miał pewne miejsce w składzie, gdy tylko nie był kontuzjowany. Obecnie musi toczyć zaciętą rywalizację z faworyzowanymi przez media utalentowanymi reprezentantami Niemiec Kevinem Grosskreutzem i Mario Goetze. Tym razem 25-latka zapamięta się nie z przebojowych szarż prawą stroną boiska i mocnych uderzeń, a z fatalnego "pudła sezonu" z Freiburga, gdy nie trafił do pustej bramki. Błaszczykowski wciąż ma jednak w Bundeslidze odpowiednią renomę i jest ceniony, więc nie ma obaw, że Juergen Klopp na dłużej posadzi go na ławce rezerwowych. Biorąc pod uwagę średnią ocen Kickera skrzydłowy utrzymał swój poziom z dwóch ubiegłych lat, ale Piłkarz Roku 2010 w Polsce powinien prezentować wyższy poziom. - Jest dla mnie jasne, że wciąż mogę grać znacznie lepiej. Pokażę to w kolejnym roku - przyznał niedawno "Kuba".

Robert Lewandowski (Borussia Dortmund) - 16 meczów (w tym 1 w pierwszym składzie), 388 minut, 5 bramek, bez asyst.

Transfer za 4.5 miliona euro wzbudzał emocje zarówno w Polsce, jak i w Niemczech. Fani "Lewego" liczyli, że ten z miejsca stanie się gwiazdą pierwszego składu BVB. Bardziej umiarkowani kibice wiedzieli, że 22-latka czeka ciężka rywalizacja z Kagawą i Lucasem Barriosem. Początki nie były łatwe, Lewandowski był krytykowany przez niemiecką prasę, pojawiły się nawet głosy, że zimą zostanie wypożyczony. Były snajper Lecha uwagami się jednak nie przejmował, a w końcówce rundy zaczęto określać go nawet mianem "superjokera". W Dortmundzie niemal wszyscy podkreślają, że Polak rewelacyjnie prezentuje się na treningach i wkrótce udowodni, na co stać go naprawdę. Póki co, jeśli do dyspozycji trenera jest paragwajski snajper, może liczyć na ostatnie 20 minut meczów i nie wydaje się, by po wznowieniu rozgrywek jego pozycja miała ulec zmianie.

Sebastian Boenisch (Werder Brema) - 1 mecz (w podstawowym składzie), 90 minut, bez bramek, bez asyst.

Pochodzący z Raciborza obrońca pojawił się na murawie jedynie w spotkaniu 2. kolejki z FC Koeln (4:2). Później Boenischa z rywalizacji wykluczyła kontuzja kolana, którą ma on nadzieje wyleczyć jeszcze przed rozpoczęciem rundy rewanżowej. O miejsce w wyjściowej "jedenastce" bremeńczyków lewemu obrońcy powinno być stosunkowo łatwo, bo jego konkurenci - Petri Pasanen i Mickael Silvestre - jesienią zawodzili, skutkiem czego Werder stracił aż 35 goli (pomimo dobrej postawy w bramce Tima Wiese). Więcej przepuściła tylko defensywa "czerwonej latarni" ligi, Borussii Moenchengladbach.

Komentarze (0)