Jedna wielka niewiadoma

Łódzki Klub Sportowy w tym roku obchodzi stulecie. Kilka lat temu właściciel Daniel Goszczyński marzył o mistrzostwie Polski. Tymczasem jego drużyna rzutem na taśmę zapewniła sobie utrzymanie, a teraz nie wiadomo nawet, czy przystąpi do rozgrywek ligowych. Czyżby zbliżał się koniec wielkiego klubu?

W tym artykule dowiesz się o:

- Obecna sytuacja bardzo mnie niepokoi i irytuje. ŁKS miał w swojej historii wiele problemów, ale nie pamiętam, żeby kiedykolwiek byłoby ich tyle - przyznaje w rozmowie z serwisem SportoweFakty.pl Marek Chojnacki. Obecny szkoleniowiec drużyny z alei Unii dobrze wie, co mówi, bo z łódzkim klubem jest związany od wielu lat. W jego barwach rozegrał bowiem ponad 450 spotkań w ekstraklasie!

Obudzony ze snu

Przez ostatnie miesiące w Łódzkim KS nazbierało się sporo problemów, których nikt w ostatnim czasie nie raczył rozwiązać. Apelowaliśmy kilka miesięcy temu, że do osoby Algimantasa Breikstasa, właściciela połowy akcji, należy podchodzić z pewnym dystansem. - Rozmawiałem z jednym z testowanych Litwinów i powiedział mi: "Uważajcie na Breikstasa! To człowiek, który inwestuje w klub tylko po to, aby zarobić. Dużo obiecuje, a mało robi" - mówił nam wówczas człowiek blisko związany z ŁKS.

I rzeczywiście unia polsko-litewska niczego dobrego nie przyniosła łódzkiemu klubowi. Breikstas starał się na siłę promować swoich zawodników (pozbawionych piłkarskich umiejętności Brazylijczyków), a także wspierał kandydaturę Łukasza Machulca na prezesa spółki. Oba pomysły okazały się chybione, a Litwin na wszystkie sprawy patrzył tylko pod kątem finansowym - ile może zarobić.

Na szczęście z zimowego snu w porę obudził się Daniel Goszczyński, który chwilowo ogarnął wszystkie sprawy. Teraz czeka go jeszcze więcej pracy. Po pierwsze, drużyna nie może grać na swoim stadionie, tylko w Bełchatowie. Po drugie, sanepid zamknął szatnie. Po trzecie, spora część zawodników zamierza odejść. Po czwarte, nieznana jest przyszłość trenera. Po piąte, piłkarze od pewnego czasu nie otrzymują pensji.

Pod kreską

- Nie wygląda to dobrze. Zaległości finansowe wobec nas są naprawdę spore. Ciekawe, jak długo jeszcze to potrwa. W żadnym profesjonalnym klubie taka sytuacja nie powinna mieć miejsca, ale u nas jest inaczej - irytuje się w rozmowie z nami jeden z piłkarzy. Ponoć klub jest winien zawodnikom znacznie ponad pół miliona złotych.

Niewypłacalność ŁKS spowodowała, że klub będzie miał ogromne problemy z pozyskaniem wartościowych zawodników. Już teraz wiele wskazuje na to, że wielu graczy zdecyduje się odejść. Arkadiusz Mysona i Bogusław Wyparło mają przenieść się do Lechii Gdańsk, Ensar Arifović i Robert Szczot do Jagiellonii Białystok, a Łukasz Madej zamierza podbić zagraniczny rynek. Naprawdę niewielu jest takich, którzy nie planują przeprowadzki, choć... - Ja na pewno zostaję - mówi nam Sebastian Mila. - Ale klub musi wypłacać pieniądze! Jeśli tego nie będą robić, odejdę ja, moi koledzy z drużyny i pan, który zajmuje się sprzętem sportowym. Jeżeli jednak wszystko ma normalnie funkcjonować, to z chęcią zostanę - dodaje.

Żywa legenda

Łodzi nie chce opuszczać też trener Chojnacki, który jest żywym symbolem klubu z alei Unii. To właśnie on odbudował drużynę w końcówce sezonu i pomógł jej w utrzymaniu się w Orange Ekstraklasie. Ale co ciekawe, nikt z zarządu się nie kwapi, aby przedłużyć z nim wygasającą wkrótce umowę. - Obowiązuje mnie kontrakt do 30. czerwca. Co będzie dalej? Nawet ja tego nie wiem... Chciałbym zostać w ŁKS, ale nikt ze mną o tym nie rozmawiał. Jak wiadomo, w klubie jest pat, nikt nie chce podejmować żadnych decyzji, nie ma prezesa Machulca, od czasu do czasu pojawią się panowie Goszczyński i Pożarlik. W dodatku zawodnicy rozpoczęli strajk - żali się nam Chojnacki.

Brak jakichkolwiek rozmów zarządu z trenerem powinien co najmniej dziwić. Kilka tygodni temu serwis SportoweFakty.pl jako pierwszy informował o zainteresowaniu działaczy Arki Gdynia szkoleniowcem ŁKS. Propozycja pracy na północy Polski nie była jedyną, jaką otrzymał Chojnacki, ale większość spraw upadło z biegiem czasu. - Propozycje z innych klubów miałem wcześniej. Teraz jest już za późno. Zawsze wierzyłem, że zostanę w Łodzi, bo chciałem trenować ten zespół. A dzisiaj to nawet nie wiem, czy ŁKS jest zainteresowany moją osobą, ponieważ nikt mi nie złożył żadnej deklaracji - przyznaje.

Jakie kroki podejmą teraz włodarze drużyny z alei Unii, żeby wyciągnąć klub z największych tarapatów w historii? Trudno cokolwiek powiedzieć, bo dziś Łódzki KS to jedna wielka niewiadoma. Problem w tym, że liga zbliża się nieubłaganie...

Może antidotum na wszystkie problemy będzie postać Andrzeja Pawelca, który rozważa wykupienie udziałów? Czas pokaże.

Komentarze (0)