GKS postawi na młodość?

Dyrektor sportowy PGE GKS utrzymuje, ze bełchatowski klub będzie pozyskiwał tylko młodych piłkarzy: - Klub w tej chwili przypomina rozczłapaną krowę, której trzeba dać trochę zielonej trawki, żeby odżyła. Zdzisław Drobniewski nie widzi innych sposobów zbudowania nowego silnego zespołu.

W tym artykule dowiesz się o:

Nikt w piłkarskim światku nie śmie kwestionować tego, że klubowa kasa GKS świeci pustkami. Mimo wszystko kibiców może, to napawać niepokojem, gdyż wątpliwe jest, że kontrakty zawodników, koszt budowy trybuny północnej i sztucznego boiska za halą sportową w Bełchatowie mogłyby kosztować aż 40 mln zł. Mamy więc kolejny dowód na to, że to nie Jerzy Ożóg doprowadził do katastrofy finansowej w klubie, lecz po prostu GKS dysponuje okrojoną sumą pieniędzy.

Orest Lenczyk niedawny trener bełchatowian powiedział niegdyś: - W czerwcu przekonano mnie bym został, gdyż budżet, o którym się mówi od dłuższego czasu będzie rzeczywiście zwiększony. Kogo teraz interesuje, że on jest taki jaki jest, czyli stary... [8 mln złotych - przy. red] To jest temat, na który ja się nigdy nie wypowiadałem, bo to delikatna sprawa, ale uważam, że wielu ludzi pogubiło się w tym wszystkim, co dotyczy budżetu klubu i zapominają, że klub zdobył wicemistrzostwo Polski. Są takie kluby, które dałyby dwa razy tyle za to wyróżnienie.

Kibice biało-zielono-czarnych muszą pogodzić się z ideą ludzi, którzy teraz prowadzą zespół GKS. Ich taktyka zawsze była prosta: klub prosperuje bardzo dobrze, dostarcza pieniędzy ze sprzedaży zawodników, których sam wypromuje. Po co pchać się do czołówki ligi skoro i tak zespół się w niej nie zadomowi? Znamienne w tej kwestii okazały się słowa dyrektora bełchatowskiej kopalni węgla, zarządzającej klubem, Jacka Kaczorowskiego: - Wielkiej piłki w Bełchatowie nie będzie, bo to po prostu nie ma sensu.

Wicemistrzostwo okazało się więc niechcianym dzieckiem, bękartem, który niepotrzebnie zmienił wizerunek klubu na lepszy i stworzył złudne nadzieje.

Aby dowieść skrajny brak ambicji przełożonych klubu z województwa łódzkiego wystarczy wspomnieć lata kiedy GKS grał w II lidze. Po tym czasie, patrząc na zawodników, którzy reprezentowali wtedy Bełchatów można się dziwić, że GKS aż 5 lat marnował się na zapleczu ekstraklasy. Dopóki w klubie nie pojawił się Jerzy Ożóg, bełchatowianie byli ligowym szaraczkiem, który nawet nie śnił o mocarnej pozycji na polskich boiskach.

W końcu przyszedł człowiek, który widząc, że w Bełchatowie tkwi olbrzymi potencjał, uznał iż warto go obudzić. Był niezły budżet, młodzi, ambitni i zdolni chłopcy, którzy potrafią grać w piłkę. Został zatrudniony klasowy trener.

Fakt, że wydawano wtedy dość sporo pieniędzy, ale bez nich nie byłoby sukcesu. Wicemistrzostwo Polski pociągnęło za sobą spore koszty, których brzemię kibice GKS dźwigają po dziś dzień. Premie dla piłkarzy i tym podobnych wydatków nie można było fundować z kasy klubowej. Jednak to wtedy na mecze przychodziło po 6-7 tysięcy ludzi i stadion utrzymywał się sam. Sprzedaże Radosława Matusiaka, czy Marcina Kowalczyka także były sporym zastrzykiem gotówki. Mało brakowało, by GKS w rozgrywkach Pucharu UEFA trafił na niemiecki Hamburg. Oczywiście pokonać Niemców byłoby jeszcze trudniej niż Dnipro, ale pieniądze z praw telewizyjnych byłyby wprost gigantyczne.

Dlatego też nikt w mieście byłego wicemistrza Polski nie rozumie władz klubu z Bełchatowa, którzy boją się zainwestować w zespół, by ten w przyszłości przynosił profity. Angaż 10 czy nawet 20 młodych piłkarzy nie daje gwarancji ich promocji. Wybić się może dwóch, może trzech i to w trakcie kilku lat, gdzie po drodze trzeba wypłacać im pensje, czasem uregulować koszty leczenia w razie kontuzji, czy wypłacić należne premie. Taka taktyka ekonomiczna klubu może nigdy nie przynieść zysków. Niestety polska piłka nożna ekspertami stoi i ci właśnie lubują się w odmładzaniu zespołu, by w przyszłości zarobić na zagranicznych transferach. Wszystko to powoduje, że polski futbol jest o kilka lat świetlnych do tyłu w stosunku do Premiership, Primera Division, czy choćby nawet ligi rosyjskiej. To musi się zmienić.

Przed rokiem Zagłębie Lubin o mało nie wywalczyło awansu do fazy grupowej Ligi Mistrzów. Nie każdy jednak wie, jakie profity mogli oni czerpać z gry w tych elitarnych rozgrywkach. Samo wejście to fazy grupowej LM to zysk rzędu 5-6 milionów euro. Obligatoryjnie trzeba rozegrać w niej 6 spotkań. Każde transmituje kilka stacji telewizyjnych. Pieniądze lecą jak manna z nieba. Niestety by znaleźć się w takiej sytuacji należy w klub zainwestować, a to jest dla wielu działaczy po prostu nierealne. Kto nie ryzykuje, ten nie wygrywa.

Podobną sytuację możemy zaobserwować teraz w Bełchatowie. Jednak skala porównania jest zupełnie inna. Klub przechodzi proces przebudowy i fani podopiecznych Pawła Janasa muszą się pogodzić ze stałym regresem. Kryzys GKS przejawia się nawet w braku pieniędzy na transfery. Nie wiadomo jednak w czym tkwi problem. Czy brakuje pieniędzy na samo kupno zawodników, czy może działacze z Bełchatowa nie są w stanie zaoferować piłkarzom godnego kontraktu? To ostatnie może wiązać ze sobą kolejne problemy, gdyż w takiej sytuacji nowego pracodawcy zaczną szukać Dawid Nowak czy Paweł Strąk, a już od dawna wiadomo, że z klubem mogą pożegnać się Tomasz Jarzębowski, Łukasz Garguła, Tomasz Wróbel czy Dariusz Pietrasiak.

Przyjmijmy jednak, że Bełchatów jest gwarantem wypłacalności i to w niezłej ilości. By wzmocnić zespół wcale nie trzeba kupować zawodników. Co rok piłkarzom kończą się kontrakty i zaczyna się polowanie na ich osoby. W ten sposób do GKS trafił Patryk Rachwał, który spełnił oczekiwania trenerów i kibiców górniczego miasta. Klub zwolniony z płacenia sumy odstępnego, musi jednak zagwarantować piłkarzowi godny kontrakt. Weźmy pod lupę choćby Zbigniewa Drzymałę. Jak prawdziwy biznesmen prezes Groclinu nie lubi wydawać na transfery, bo zdecydowanie bardziej woli zapłacić wysoki kontrakt wolnemu piłkarzowi. Taka polityka była prowadzona w ostatnich sezonach. I tak może postąpić też GKS wobec swojej niemocy finansowej. Do wzięcia byli tacy piłkarze jak: Rocki, Arboleda czy Zając, a na angaż wciąż czekają następni, wśród których nie brakuje klasowych atletów, potencjalnych filarów nowej jedenastki bełchatowian (Skerla, Andradina). W wielu przypadkach piłkarz może także skorzystać z prawa Webstera, które także diametralnie zmniejsza koszty zatrudnienia zawodnika.

Gorzej jeśli włodarze GKS z panami Sarneckim, Kaczorowskim i Drobniewskim na czele nie będą się kwapić do wydawania bardziej sowitych pensji. Wtedy klub z Bełchatowa będzie skazany na walkę o utrzymanie. Godne wynagrodzenie za włożoną pracę jest podstawą sukcesu w biznesie.

Komentarze (0)