Tata Kazika powiedział: Szukajcie Azjatów!

Jadę SKM-ką do Gdyni. Generalnie mało konstruktywne zajęcie, ale czasami trzeba. Ma sporo minusów, ale dwa niewątpliwe plusy. Pierwszy to taki, że dojedziesz tam, gdzie zamierzasz jechać. Drugi - można spokojnie poczytać. Wziąłem do ręki Przegląd Sportowy. Czytam.

TENIS STOŁOWY. Najwyżej sklasyfikowany Polak w rankingu ITTF Jakub Kosowski oraz mistrzowie Polski z ubiegłego roku Daniel Górak i Xu Jie nie wystąpią w rozpoczynających się dziś w Białymstoku mistrzostwach kraju. - Na co dzień gram w Bundeslidze i nie występowałem w turniejach kwalifikacyjnych, nie mogę się więc zakwalifikować do mistrzostw - opowiada Kosowski, który w rankingu ITTF awansował na 73. miejsce i przeskoczył Lucjana Błaszczyka i Wanga Zeng Yi. Uratować 29-letniego reprezentanta Polski mógł jeszcze trener kadry Tomasz Krzeszewski, który może wedle uznania rozdysponować dwa miejsca w MP. - Postanowiłem je przyznać Błaszczykowi i Wangowi, którzy przed German Open byli najwyżej w rankingu ITTF. Napisałem jednak wniosek do związku, żeby w drodze wyjątku przyznano limit trzeciemu zawodnikowi. Niestety, prośba została odrzucona - wyjaśnia Krzeszewski. Góraka z udziału w mistrzostwach wyeliminowała kontuzja.

Wśród kobiet tytułu nie będzie bronić Xu Jie, której lekarz zalecił kilkutygodniowy odpoczynek. Wystąpi za to najlepsza polska pingpongistka Li Qian.

Nie wiem, jaka jest geneza obecności Azjatów w naszej reprezentacji pingponga, ale podejrzewam, że chodziło o to, żeby nie obijano nas na wszystkich możliwych imprezach. Żeby między reprezentacją Polski w pingponga a słowem "wp..." nie można było postawić znaku równości. Sukces za cenę braku poszanowania wszelkich zasad moralnych. Choć w tym wypadku wątpliwy, skoro będący najwyżej z Polaków Kosowski jest 73, choć dzielnie goni go inny polak Wang Zeng Yi. Więc po co ten cyrk? Nie wiem, jak Wy, ale jak przeczytałem zdanie "najlepsza polska pingpongistka Li Qian...", to myślę sobie - coś tu jest nie tak. Jedno absolutnie nie pasuje do drugiego. Oksymoron.

Nie wiem, ile dokładnie dni zostało do Euro? Coś ponad 365. Franciszek Smuda, który na początku kadencji zarzekał się, że będzie stawiał wyłącznie na Polaków, szeroką ławą sięga po naturalizowanych zawodników. Pamiętam jak wielką dyskusję wywołało nadanie polskiego obywatelstwa Olisadebe. Dziś jesteśmy skłonni rozdawać paszporty hurtowo. Gdy pojawia się wątek gry w reprezentacji Arboledy, większość jest raczej na tak, dzierżąc w rękach wyjątkowo cenny w tej sprawie argument "On mieszka w Polsce kilka lat, czuje się Polakiem, czego dowodem jest to, że jego dzieci chodzą do polskiej szkoły!". Ludzie mielą jęzorami bez zastanowienia, powtarzają te wszystkie brednie, jakie serwuje im większość komentatorów sportowych. I nie zwracają uwagi na żadne sygnały ostrzegawcze. Ktoś ostatnio na Weszło napisał, że z tą szkołą to zwykłe pierd... - dzieci "Mańka" śmigają do szkoły, w którym ich rówieśnicy klecą zdania po hiszpańsku. Wątpię też, aby Arboleda czuł się na tyle Polakiem, że w niedzielę jego żona robi na obiad rosół i schabowego, a on sam siedzi przed telewizorem, a z jego potężnej piersi wyfruwa "Leeeeeeeeć, Adaaam!!!".

Osobiście nie lubię Arboledy. Najbardziej za to, że postąpił po chamsku. Wypłakał się Super Expressowi, poskarżył jak go w Lubinie źle traktują, a na koniec oskarżył o rasizm Alę Kardasz, fantastyczną, niesamowicie pomocną i uczciwą osobę. Nie przeprosił. Nigdy tak naprawdę nie pałałem do niego jakąś wielką sympatią, bo wiedziałem, że do zjednania sobie publiki stosuje chwyty, hmm, wyjątkowo niskich lotów. Wypowiedzi o tym, jak kocha klub, miasto, kibiców, jacy oni wspaniali, te teatralne, niby nacechowane emocjami gesty w ich stronę. Szkoda, że nie powie kibicom Zagłębia, jak w przerwie mistrzowskiego sezonu celowo opuścił swój przyjazd z Kolumbii, a później próbował wymusić na Robercie Pietryszynie transfer na Ukrainę - chyba do Metalurga Donieck. Ukraińcy oferowali za Kolumbijczyka jakieś drobne (200 tysięcy dolarów, jak dobrze pamiętam), ale kusili go wysokimi zarobkami. Miłość do klubu i kibiców Arboleda po cichu chciał zamienić na ukraińskie dolary. Bojkotował treningi, nie pojechał nie pierwsze zgrupowanie do Pogorzelicy albo Koszalina. Podobnie było jak zgłosił się Lech. Wybuchło gwałtowne uczucie, niedawna "kochanka" poszła w odstawkę, wzniosłe i deklarowane publicznie uczucia zostały rzucone w kąt. Po cichu, rzecz jasna. Oczywiście, klub to wszystko tuszował. Gdyby wiedział, w jakiej atmosferze Manuel się pożegna, wątpię by ktokolwiek go krył.

Pamiętam jedno spotkanie na klubowej siłowni. Często się tam widzieliśmy. "Maniek" lubił popisywać się swoją muskulaturą - więc nikogo nie powinno dziwić, że czasami, po meczu, biega na gołe pudło w pizg.... Oczywiście, ma rację, na wielu, szczególnie na du..., jego umięśniony tors robi ogromne wrażenie. Wraz z kilkoma chłopakami z Młodej Ekstraklasy ustawiliśmy na jednym z urządzeń, w którym wyciskało się na klatkę piersiową, maksymalne obciążenie - 150 kg (rzeczywiste obciążenie było mniejsze, posiłkuję się cyferką jaka była zawarta na obciążeniu). Maniek tańczy w rytm muzyki, głośno śpiewa, pręży się. Wołamy go.

- Maniek, dasz radę to dźwignąć? - pytam. Arboleda uśmiecha się. Patrzy na mnie jak na debiutanta. Siada i próbuje. Pręży te swoje muskuły, pręży. Sprzęt, mimo że trzęsie się jak osika, ani drgnie. Nie podniósł ani razu. No, ale absolutnie go to nie peszy, pokazuje, że duży ciężar. Siadam ja. Prężę swoje o wiele mniej widoczne muskuły, prężę i...zaczynam. Raz, dwa, trzy, cztery, piąte z trudem, po szóstym koniec. Chłopaki w brecht, Arboleda się zmieszał.

- Wieśś...Ja z małymi ciężar... - próbuje wyjaśnić, że on ćwiczy z mniejszymi obciążeniami. Spoko.

Mój stosunek do Kolumbijczyka i ta historyjka z wyciskaniem, którą pewnie większość i tak uzna za zmyśloną, nie ma tak naprawdę nic do rzeczy. To, czy wp... schabowego, albo czy ogląda Małysza też. Albo to, do jakiej szkoły chodzą jego dzieci. Dla wielu są to wszakże argumenty (szkoła dzieciaków, to, że u nas jest kilka lat, że chce, że "Dziękuję Jezus, dziękuję F.Smuda"), które pomagają obronić zupełnie nieprzemyślaną tezę. EURO 2012 w Polsce. Arboleda w reprezentacji Smudy. Jest ogromne zapotrzebowanie społeczne na sukces. Bierzmy każdego, kto nawet po pijaku chlapnie, że chce grać dla polskiej kadry. Ch... z tym, że po EURO będzie spalona ziemia. I trzeba będzie zacząć budowę od nowa. Pieprzyć również wartości moralne. Bierzmy Perquisa, bierzmy Arboledę, bierzmy tego drwala z Brazylii, co kiedyś "Przegląd ..." polecał , bo potrafi porządnie pier... z wolnego. Weźmy jeszcze kogoś od Niemców, kto ma choćby brzmiąco polskie nazwisko, pogadajmy jeszcze z Aquafrescą, jemu teraz idzie trochę gorzej, może się rozmyślił. Albo nie, ch... z nim, atak mamy przecież mocny. No, ale obrona! A jak Arboleda wypadnie? Albo Perquis? To kto ewentualnie za nich? Wojtkowiak? No, nie, bądźmy poważni! Na Euro MUSI być sukces! MUSI, zrozumiano? Szukajmy dalej!! Do skutku!!

Franciszek Smuda znany jak Polska długa i szeroka z konsekwencji musi być konsekwentny. W obronie ma już Niemca, mieć będzie Francuza i Kolumbijczyka, czas na czwarte międzynarodowe "ogniwo". Kogo wyciągnie nam "Franz"? Osobiście życzyłbym sobie jakieś Wanga. Oczywiście, jakaś Li Qian to już w ogóle byłby kosmos, ale próba umiejscowienia kobiety w profesjonalnej i najeżonej współczesnymi gladiatorami piłce raczej nie przejdzie. Kilka lat temu próbowano to zrobić w Serie A, w Perugii, ale średnio wyszło. Qian odpada, ale jakiś Wang? Dlaczego nie? Z marketingowego punktu widzenia - strzał w dychę. No i będzie ciekawie. A ciemny naród jakoś to kupi. Wytłumaczy się im, że skoro mamy Azjatów w pingpongu, którzy stanowią o sile tamtejszej kadry, to można skopiować pozytywne i sprawdzone wzorce do najważniejszej drużyny narodowej. Euro w Polsce. MUSI być sukces! Polska MUSI wyjść z grupy!

Czytaliście "Czarodziejską górę"? Jest tam taki fragment, w którym pan Settembrini tak mówi do Hansa Castorpa: Niech Pan się przyjrzy Lutrowi! Niech Pan się przyjrzy jego portretom młodzieńczym i późniejszym! Co za czaszka, co za kości policzkowe, jak szczególnie osadzone oczy! Przyjacielu, to Azja!". Skoro luteranom nie przeszkadzało, że główny reformator to Azjata, to dlaczego miałoby przeszkadzać nam? Moja rada brzmi: szukajcie Azjatów! Najlepiej takich, którzy gdzieś grają i mają "polsko" brzmiące nazwisko. Oczywiście, takich raczej nie znajdziecie, więc polecajcie do PZPN kogo się da. Jesteście na mieście, w knajpie. Widzicie, że jakiś skośnooki potencjalny kandydat na piłkarza zamiast ryżu bierze ziemniaki? Zamiast sajgonek schaboszczaka? Oho, na pewno ma polskie korzenie! Bierzcie jego namiary!

Sam nad tym myślę... Najchętniej wziąłbym znakomitego Sun Jihaia, którego pamiętam z Manchesteru City. Są jednak dwa minusy - raz, że jest już mocno leciwy, dwa, że wrócił do Chin. Ciężko go będzie stamtąd wyciągnąć.... No to może... może ten gość, którego kilka miesięcy temu ludzie w Lubinie najpierw spili, a później ubrali w koszulkę Śląska i wypuścili w miasto? Jeżeli poprawi "grę głową", to dlaczego nie? Najważniejsze, że wódkę pije!

Chociaż osobiście myślę, że tym czwartym ogniwem będzie jakiś Peruwiańczyk, albo Argentyńczyk. Do pierwszego meczu na Euro ponad 365 dni. Niezwykle obrotny menago "Eugen" do tego czasu na pewno kogoś znajdzie...

***

O autorze: Urodziłem się w 1983 roku - rok po drugim największym tryufmie w dziejach polskiego futbolu i kilka miesięcy po drugiej w historii pielgrzymce pierwszego polskiego papieża do ojczystego kraju. Przez całe dzieciństwo, a może i później, byłem przekonany, że papież od zawsze był Polakiem, a nasza drużyna narodowa niezmiennie zalicza się do najlepszych na świecie. Wychodzę z założenia, że lepiej, żeby ludzie cokolwiek o mnie mówili, niż miałbym przejść przez życie szarym i właściwie niezauważonym. Jeśli coś mówią, to znaczy, że żyjesz. A przy okazji pozdrawiam serdecznie tych, którzy mówią o mnie źle.

Blog autora: http://tatakazika.blogspot.com

Komentarze (0)