Ten mecz pozwoli nam uwierzyć, że w Arce nie ma jakiegoś fatum - rozmowa z Maciejem Szmatiukiem, kapitanem Arki Gdynia

W miniony weekend Arka Gdynia przełamała trwającą od początku sezonu fatalną passę meczów bez strzelonej bramki na terenie rywala i wywiozła z Zabrza cenny punkt. - Ten mecz pozwoli nam uwierzyć, że w Arce nie ma jakiegoś fatum - przekonuje Maciej Szmatiuk, kapitan gdyńskiej drużyny.

Marcin Ziach: Swój powrót na Roosevelta może pan chyba zaliczyć jako udany.

Maciej Szmatiuk: Na pewno się udał, choć jakiś niedosyt jest, bo straciliśmy głupią bramkę i dwa punkty. Z drugiej strony zawsze wyjazdowy remis i punkcik są zdobyczą nie do pogardzenia. Dwa pierwsze mecze zakończyliśmy bez punktów, teraz udało nam się jedno oczko dopisać i mimo wszystko możemy się z tej zdobyczy cieszyć.

Przed tygodniem Zagłębie wyjeżdżało z Zabrza nie tylko bez punktów, ale też z bagażem pięciu bramek.

- Wiedzieliśmy, że Górnik jest solidną drużyną, której główną siłą jest kolektyw. Z tą drużyną będzie się mecze przegrywać, jeżeli się nie przeciwstawi walecznością i determinacją na boisku. Byliśmy przekonani, że jeżeli podejmiemy w tym meczu walkę, to jesteśmy w stanie coś ugrać. Zabrzanie są solidną drużyną, ale nie taką, która z miejsca będzie potrafiła wszystkich rozklepać, bo w tej drużynie też nie ma jakichś wielkich indywidualności. Kiedy nie można meczu wygrać, to trzeba go zremisować i siłą rzeczy ten remis na trudnym terenie musi być dla nas powodem do zadowolenia.

W pierwszej połowie Górnik kontrolował boiskowe wydarzenia, ale szczęście było po stronie Arki.

- Górnik miał optyczną przewagę, ale gra rywala opierała się na grze długimi piłkami i to wprowadziło w nasze szeregi obronne trochę zamieszania. Do tego sędzia trochę bardziej widział faule nasze, a często umykały jego uwadze te, które zabrzanie popełniali. Rywale skakali nam po głowach i plecach i nigdy nic nie było, a zaraz w drugą stronę rozlegał się gwizdek, że to my faulujemy. Druga połowa pokazała, że Górnik wcale nie jest taki straszny i szkoda, że nie udało nam się dowieźć prowadzenia do końca, bo okazja do zwycięstwa była naprawdę dobra.

Arka po raz pierwszy trafiała na terenie rywala i to chyba pozytyw, jaki obok punktu ze Śląska wywozicie.

- Ten mecz nas utwierdził w przeświadczeniu, że często trzeba strzelić dwie bramki, żeby mecz zremisować. Nie strzelając bramek ciężko myśleć o remisie na terenie rywala, nie mówiąc już o zwycięstwie. Mam nadzieję, że te trafienia pozwolą nam się odblokować i uwierzyć, że w Arce nie ma jakiegoś fatum, które uniemożliwia nam zdobywanie bramek na naturalnej nawierzchni, jak sobie to wielu zaczęło mówić. Te bramki muszą wreszcie zacząć dla nas wpadać.

Duże znaczenie ma też psychika, a dwie bramki strzelone na trudnym terenie na pewno podziałają na zespół mobilizująco.

- Ten wynik da nam powera na kolejne mecze rundy wiosennej i dodatkowo doda nam wiary we własne możliwości, bo po dwóch głupio przegranych meczach u siebie, kiedy bramki traciliśmy po własnych błędach, a nie po pięknych akcjach rywala nieco poczuciem wartości zachwiało. Wiedzieliśmy, że jesteśmy blisko zdobycia punktów w meczach z pretendentami, ale im bliżej końca, tym gorzej to wyglądało. Na pewno punkt wywieziony z terenu silnej drużyny, z czuba tabeli pozwoli nam złapać drugi oddech i uwierzyć, że nie mamy nic do stracenia.

Kiedy wsiadał pan do autokaru wiozącego drużynę Arki na Śląsk serce zabiło nieco szybciej?

- Może nie zabiło szybciej, ale na pewno była to podróż sentymentalna. Mieszkam w Sośnicy, trzy minuty od stadionu i to jest ciekawe, że trzeba przejechać sześćset kilometrów, żeby choć na chwilę wrócić do domu. Ale w piłce tak czasami bywa. Nie udało mi się na dłużej zakotwiczyć na Śląsku, ale nadarzyła się oferta z Gdyni i gram dla Arki, z czego się bardzo cieszę. Rozpędzamy się od początku rundy wiosennej i teraz nie pozostaje nam nic innego, jak grać i zdobywać punkty.

W Gdyni wciąż jest wiara w utrzymanie, czy kiepska pozycja w tabeli demotywuje?

- Wiara w utrzymanie ciągle jest. Tym bardziej, że jak wspomniałem wcześniej rundę zaczęliśmy od dwóch dobrych w naszym wykonaniu spotkań z Wisłą i Lechem, w których od rywala nie odstawaliśmy, ale zaważyły głupie błędy indywidualne i brak koncentracji. Każdy wierzy w końcowy sukces i my także wierzymy. Nikt z nas nie dopuszcza do siebie myśli, że może być coś nie tak.

Mecz z Zagłębiem może dać wam szansę odbicia się na dobre ze strefy spadkowej.

- Skupiamy się na tym spotkaniu i nikt z nas nie ma wątpliwości, że zagramy w tym meczu o trzy punkty. Będziemy mieli atut w postaci własnego boiska i naszych kibiców, więc chyba lepszej sposobności do pierwszego wiosennego zwycięstwa nie będzie. Zagłębie to trudny rywal i ten mecz nie będzie dla nas łatwiejszy niż trzy poprzednie. Jeżeli jednak odpowiemy ambicją na ambicję i walką na walkę stać nas na osiągnięcie dobrego wyniku w tym starciu.

Komentarze (0)