Łukasz Madej: Lech zepchnął nas do obrony, ale to my mieliśmy lepsze sytuacje

W piątek Śląsk zaliczył 13. spotkanie bez porażki, remisując na wyjeździe z Lechem Poznań 2:2. Wrocławianie mogli pokusić się nawet o zwycięstwo, ale w ostatnich minutach Łukasz Madej trafił w słupek.

Szymon Mierzyński
Szymon Mierzyński

- Gdyby dopisało mi szczęście, to zdobylibyśmy trzy punkty. Oprócz tej sytuacji była zresztą jeszcze jedna, którą miał Waldemar Sobota. Osobiście bardzo żałuję, że nie zdobyłem gola, bo to zawsze duża satysfakcja, jeśli udaje się trafić do siatki przeciwko drużynie, w której kiedyś się występowało - stwierdził Łukasz Madej.

Do przerwy bliżej zwycięstwa był Kolejorz, który prowadził 2:1. Jednak na początku drugiej połowy wrocławianie wyrównali po trafieniu Dariusza Sztylki. Dlaczego od tego momentu zaczęli grać bardziej defensywnie? - Trzeba pamiętać, że Lech miał atut własnego boiska, cały czas wspierali go kibice. Gospodarze musieli zaatakować i siłą rzeczy zepchnęli nas do obrony. Mimo to w ogóle nie stwarzali klarownych sytuacji, w przeciwieństwie do nas. My mieliśmy dwie okazje, po których powinny paść bramki. Niestety nie udało się, choć remis też nie jest złym wynikiem - dodał 29-letni pomocnik.

2,5 roku swojej kariery Madej spędził w Poznaniu. Jakie wrażenia wywarł na nim powrót do tego miasta? - Z Lechem zawsze będą wiązać się miłe wspomnienia. Jakby nie patrzeć, nie wszędzie zdobywa się Puchar Polski i Superpuchar, nie wszędzie też świętuje się sukcesy z 15 tysiącami ludzi na rynku - przyznał.

Podopieczni Oresta Lenczyka zgromadzili do tej pory 29 punktów. Warto dodać, że ostatnią porażkę ekipa z Dolnego Śląska poniosła 24 września ubiegłego roku, gdy uległa na wyjeździe Koronie Kielce 1:2.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×