Trudno nie zgodzić się z trzykrotnym królem strzelców. Wiślacy wyszli na prowadzenie w 26. minucie, kiedy w zamieszaniu pod bramką Jagiellonii Thiago Cionek kopnął piłkę w taki sposób, że ta poleciała za niego. Doskoczył do niej Andraż Kirm i z bliska wpakował do siatki. Drugiego gola dla gospodarzy Cwetan Genkow zdobył po błędzie Roberta Arzumanjana, który próbował przyjmować wybitą przez Sergeia Pareikę piłkę, ale zrobił to tak, że wystawił ją bułgarskiemu napastnikowi, który nie zmarnował prezentu.
- Złe wybicie Thiago Cionka, który - jestem przekonany - gdyby chciał tak zagrać, to na pięćdziesiąt prób ani razu by Kirmowi w ten sposób nie podał. Debiutujący Arzumanjan, który jest bardzo dobrym piłkarzem w naszej ekstraklasie, być może poczuł się trochę zbyt pewnie i próbował trudną piłkę przyjmować. No i skorzystał na tym napastnik Wisły - komentuje "Franek".
Doświadczony snajper sam też nie popisał się, kiedy w 76. minucie nie wykorzystał rzutu karnego. Z 11 metrów uderzył w środek bramki, ale lecący już w prawą stronę Pareiko zdołał odbić piłkę. Po interwencji bramkarza futbolówka nabrała takiej rotacji, że wydawało się, iż może jednak wpaść do bramki Wisły, na co zwrócił uwagę Frankowski: - Miałem podnieść piłkę pół metra wyżej i byłoby po temacie. A tak, Pareiko został bohaterem spotkania. Myślę jednak, że rzut karny nie zadecydował o naszej porażce, a inne błędy. Brak szczęścia, które opuściło mnie i drużynę od początku rundy wiosennej, znów dał znać o sobie - piłka toczyła się, toczyła, aż wyszła na korner.
Frankowski stwierdził, że wygrywając z jego Jagiellonią, Wisła w praktyce zapewniła sobie mistrzostwo Polski. - Jest dziesięć kolejek - dajmy nadzieję innym zespołom. Przyznać jednak trzeba, że Wisła tym zwycięstwem i wcześniejszymi spotkaniami zrobiła milowy krok w kierunku zdobycia tytułu - przyznaje "Franek", który podziela opinię obserwatorów, że drużyna Roberta Maaskanta gra do bólu skutecznie, ale mało przekonująco: - Rzeczywiście, spodziewamy się, że mistrz Polski będzie grał futbol piękny i ofensywny. Tym bardziej, że stadiony rosną, przychodzi na nie więcej kibiców i więcej jest pieniędzy w budżetach klubów. Ale cóż można Wiśle zarzucać, skoro wygrywa?