Anna Soboń: Wielu obserwatorów spotkania Pucharu Polski pomiędzy Podbeskidziem i Lechem było niemal pewnych, że spotkanie zakończy się zwycięstwem ekipy Kolejorza. Jednak wy utarliście niektórym nosa.
Adam Cieśliński: Tak już jakoś jest, że idzie nam w rozgrywkach Pucharu Polski całkiem nieźle. Odkąd trafiliśmy na GKS Bełchatów nikt na nas nie stawiał. Chyba wszyscy myśleli, że ekipa z I ligi nie może zajść aż tak daleko i pokonać po drodze kilka zespołów z Ekstraklasy. Nam się to udało, jednak Puchar Polski nie jest dla nas najważniejszy, bo koncentrujemy się na innym celu.
Awansie do Ekstraklasy?
- Dokładnie tak. To jest nasz cel numer jeden. Po meczu z Lechem Poznań nikt z nas już nie myśli o Pucharze Polski, bo mamy przed sobą bardzo trudne spotkanie z ŁKS Łódź i chcemy w nim osiągnąć jak najlepszy rezultat.
Nie jest tak, że jeśli chodzi o Puchar Polski to apetyt rośnie w miarę jedzenia?
- Wydaje mi się, że jednak nie w naszym przypadku. Oczywiście, że fajnie jest wygrywać i jeśli jest taka możliwość, to staramy się dopisywać do naszego konta kolejne zwycięstwa, jednak Puchar Polski nie jest dla nas najważniejszy.
Czy gracie w lidze czy w Pucharze Polski, wasz styl jest taki sam. Nawet w momencie gdy przegrywaliście z Lechem, nadal Podbeskidzie grało swoją piłkę - co w końcowym efekcie przyniosło zamierzony rezultat w postaci bramki.
- To jest właśnie to, co nas charakteryzuje. Mamy swój styl i realizujemy założenia przedmeczowe. Czy to w lidze czy w Pucharze Polski gramy swoją piłkę, która jest już chyba charakterystyczna. Mamy wpojona przez trenera grę ofensywną i tego się trzymamy. Wiadomo, że nie zawsze przynosi ona efekty, ale jak dotąd nie możemy narzekać, że to się nie sprawdza. W spotkaniu z Lechem wydaje mi się, że poznaniacy byli troszkę zaskoczeni, że wyszliśmy tak jak w lidze dwoma zawodnikami z przodu.
To był najtrudniejszy rywal z tych dotychczasowych?
- Hmm… Myślę, że ekipa Lecha Poznań to drużyna porównywalna z krakowską Wisłą, którą wyeliminowaliśmy wcześniej. Jak będzie tym razem, przekonany się po meczu rewanżowym w Bielsku-Białej.
Rezultat osiągnięty w Poznaniu to dobry wynik, który wcale nie stawia Podbeskidzia na straconej pozycji w walce o półfinał rozgrywek.
- Na straconej na pewno nie, tym bardziej, że my zawsze wychodzimy na mecz walczyć o zwycięstwo. Cieszę się, że udało mi się strzelić tę bramkę Lechowi, bo nasza sytuacja jest z pewnością lepsze przed rewanżem. Myślę też, że nikt się na tym etapie już nie spodziewał, że Podbeskidzie może osiągnąć z aktualnym mistrzem kraju korzystny wynik. My gramy na luzie, natomiast Lech ma jakby nóż na gardle jeśli chodzi o Puchar Polski i w kibice w Poznaniu liczą, że wyeliminuje zespół I-ligowy.
Jak to jest, że Adam Cieśliński strzela bramki w najtrudniejszych dla zespołu momentach? W czym tkwi ten fenomen?
- (śmiech) Nie wiem czy to fenomen, ale rzeczywiście tak się jakoś szczęśliwie składa, że trafiam wtedy kiedy tego najbardziej potrzebujemy - z czego należy się tylko cieszyć. Jednak ja osobiście nie jestem zadowolony z tej rundy w moim wykonaniu, bo miałem wiele sytuacji, które powinienem wykorzystać i zamienić na gole. Ciągle muszę nad sobą pracować, żeby ta skuteczność była lepsza, na czym skorzysta cała drużyna.