Nie poznawałem swojego zespołu! - komentarze po meczu Motor Lublin - GLKS Nadarzyn

Goście przełamali passę bez zwycięstwa na wyjeździe, która trwała od 18 września ubiegłego roku i wygrali 1:0. Obie strony zwróciły uwagę na fatalny stan murawy stadionu przy Al. Zygmuntowskich. - Mogę tylko podziękować gospodarzom obiektu - ironizował szkoleniowiec Motoru.

Paweł Patyra
Paweł Patyra

Tomasz Matuszewski (trener GLKS-u): Na przebieg spotkania ewidentnie wpływał stan boiska. Z tym, że była to przeciwność zarówno dla gospodarzy, jak i naszego zespołu. Akcji wielopodaniowych było rzeczywiście bardzo mało. Udało nam się strzelić bramkę w I połowie i zdobyliśmy 3 punkty, o które bardzo, bardzo, bardzo się staraliśmy. Myślę, że to jest kolejny krok w stronę utrzymania zespołu w II lidze.

Tadeusz Łapa (trener Motoru): W Łowiczu gospodarze potrafili przygotować boisko i Motor zagrał naprawdę dobre spotkanie, bo potrafi grać w piłkę. Po dzisiejszym można powiedzieć tylko tyle, że przeciwnik trafił raz w światło bramki i wywiózł trzy punkty. Po prostu tu nie dało się stworzyć jednej akcji! Goście zagęścili środek pola, by przerywać nasze akcje, Bardzo często przerywało je również boisko. Po stracie bramki nie było wyjścia, tylko długie podania w pole karne i próby wykorzystania jakiegoś błędu. To się przydarzyło i po sytuacji Marka Fundakowskiego można było uzyskać wyrównanie. Niestety, była to za mała ilość sytuacji, żeby myśleć o dobrym rezultacie. Mogę tylko podziękować gospodarzom obiektu, bo praktycznie od przyjazdu z Łowicza chodziliśmy i prosiliśmy, żeby przygotować boisko, chociaż przejechać wałem, żeby piłka nie skakała. Niestety nie udało się tego zrobić do dziś. Jak to się przełożyło na mecz, to trener drużyny przeciwnej już w pierwszym zdaniu zwrócił uwagę na ten problem. Dla nas te punkty były niesamowicie ważne, tym bardziej, że w starciu z sąsiadem w tabeli.

Rafał Niżnik (pomocnik Motoru): Można tylko podziękować MOSiR-owi, że się postarali... Na tej murawie nie idzie grać piłką, a długie podania nie zawsze przynoszą efekt. Wszystko sprzeciwia się przeciw nam, co mecz wypada jakiś zawodnik. Brakuje nam już pięciu piłkarzy z podstawowego składu i naprawdę nie mamy wesołej sytuacji. Tym bardziej, że kadra nie jest za szeroka. Do tego dochodzi boisko, gdzie nie można wymienić trzech podań. Miejmy nadzieję, że pozbieramy się do soboty i będziemy walczyć o trzy punkty. Jeszcze nic straconego, gramy dalej!

Przemysław Żmuda (obrońca Motoru): Sam nie poznawałem naszego zespołu. W trzech meczach, gdzie punktowaliśmy gra wyglądała całkiem inaczej. Niestety przyszło takie spotkanie, jak dzisiaj. Muszę to głośno stwierdzić, że za płytę odpowiedzialny jest MOSiR, a na tym boisku nie da się grać w piłkę. Futbolówka wyprawiała niespodzianki, w każdej chwili mogła skoczyć w inną stronę. Pomijając ten fakt, przyszedł gorszy dzień. Złapała nas zadyszka po tym maratonie. Cieszę się, że już w sobotę gramy następne spotkanie. To będzie najlepszy moment do rewanżu.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×