Tomasz Wróbel (tym razem nie po gang bangu): Pożal się Boże, chwyciliśmy się za głowy

Pomocnik GKS-u Bełchatów, Tomasz Wróbel nie ma w tym sezonie szczęścia do wizyt w Krakowie. Po jesiennej dramatycznej porażce 2:3 z Cracovią przy Kałuży 1 przyznał, że czuł się jak "dziwka po gang bangu". Teraz w spotkaniu z Wisłą Kraków (1:3) przy Reymonta 22 niesłusznie wyleciał z boiska z czerwoną kartką za faul na Maorze Meliksonie.

W listopadowym meczu z Pasami Wróbel został zmieniony, kiedy Brunatni prowadzili 2:0 i wydawało się, że nikt nie odbierze im zwycięstwa. Tymczasem po jego zejściu Cracovia strzeliła w kilka minut trzy bramki i sięgnęła po komplet punktów. Skrzydłowy GKS-u wyznał wtedy na naszych łamach: - Proszę powiedzieć, że ja się czuję, jak dziwka wydymana po jakimś gang bangu. To są moje słowa.

- Teraz jestem troszkę mniej zdenerwowany, więc takich słów nie będę używał. Wtedy zaszły bardziej nietuzinkowe okoliczności. Tamta porażka to było coś niesamowitego i naprawdę się tak czułem, więc powiedziałem to, co myślę - mówi nam Wróbel.

Kolejnej wycieczki pod Wawel jednak rónież nie będzie miło wspominał. GKS przegrał 1:3, a on sam w 49. minucie został przez sędziego Marcina Szulca ukarany czerwoną kartką. - Może nie zostaliśmy skrzywdzeni przez sędziego, ale żółta kartka za to wejście to był "max", co sędzia powinien zrobić. Nie wiem jednak do końca, kto tę decyzję podjął - czy sędzia główny, czy sędzia boczny? Sędzia boczny mógł tak się zachować, ponieważ od razu kilkanaście osób na niego siadło i wykrzykiwało swoje racje. Dostawałem już kilka czerwonych kartek, ale za bardziej brutalne wejścia. To wejście nie miało na celu zrobienia krzywdy temu chłopakowi - tłumaczy pomocnik GKS-u.

Cały koszmar gości w piątkowym meczu zaczął się od tego, że po dobrej pierwszej połowie, kilkadziesiąt sekund po przerwie stracili bramkę na 1:0, a chwilę później również Wróbla. - Założenia trenera na drugą połowę były inne. Mieliśmy zacząć inaczej, niż zaczęliśmy, a zaczęliśmy tak, że pożal się Boże. Chwyciliśmy się za głowy i to była tragedia w naszym wykonaniu. W pierwszej części mieliśmy dwie dobre sytuacje i gdyby lepiej dołożylibyśmy głowę albo nogę, ten mecz mógłby wyglądać inaczej - zastanawia się Wróbel.

Po tej porażce bełchatowianie mogą spaść nawet na 10. lokatę w tabeli ekstraklasy i do miejsca gwarantującego udział w eliminacjach Ligi Europejskiej mogą tracić już pięć punktów. - Nie ma co mówić o pucharach, bo liga jest tak spłaszczona, że albo gra się o puchary, albo o utrzymanie. Mamy na tyle dobry zespół, że myślę, że ta druga opcja nie wchodzi w grę. Podchodzimy jednak z szacunkiem do wszystkich rywali - zastrzega wychowanek Rozwoju Katowice.

Wróbel zgodził się z tezą, że Wisła trafiła w "10" z zimowymi transferami i przychyla się do opinii, że Biała Gwiazda jest bardzo blisko wywalczenia swojego 13. w historii mistrzostwa Polski: - Wyniki mówią same za siebie, więc można powiedzieć, że transfery wypaliły. Wisła to silny zespół, o czym świadczy na przykład też to, że taki chłopak jak Łukasz Garguła siedzi na ławce rezerwowych. Piłka jest taką dyscypliną, że wszystko może się zdarzyć, ale to zwycięstwo na pewno przybliżyło Wisłę do mistrzostwa.

Komentarze (0)