To wynik tego, że zawieszeni za kartki byli Radosław Sobolewski i Patryk Małecki. Wilk zastępował w składzie tego pierwszego, a do roli zmiennika "Małego" przez cały miniony tydzień przygotowywany był Wojciech Łobodziński. Kiedy jednak "Łobo" został zawieszony przez klub ze względu na czynny udział w aferze korupcyjnej, jego miejsce zajął Białorusin Michaił Siwakow.
- Akurat my zawodnicy, którzy znajdujemy się w tej drużynie, jesteśmy do tego przyzwyczajeni, ponieważ na co dzień mamy ze sobą kontakt i dla nas to nie ma znaczenia, czy jest to obcokrajowiec, czy piłkarz z Polski - komentuje tę niecodzienną sytuację Wilk i dodaje: - Domyślam się jednak, że dla kibiców może to być trudny i dziwny moment. Dla nas jednak nie jest to nic nadzwyczajnego.
W piątkowym meczu z Brunatnymi po raz pierwszy w tym sezonie trójkę pomocników tworzyli Wilk, Tomas Jirsak oraz Michaił Siwakow. Długo trwało zanim ten tercet złapał wspólny język na boisku. - Rzeczywiście przez pierwszych kilkanaście minut trudno było oswoić się z takim ustawieniem na boisku. Myślę jednak, że z biegiem czasu wyglądało to coraz lepiej, a w drugiej połowie udało się już całkowicie opanować sytuację analizuje Wilk, któremu pasowało to, że Wisła grała swój mecz już w piątek, przed spotkaniami swoich rywali: - W piątki gra się najlepiej, bo potem spokojnie w fotelu można oglądać swoich rywali.
Starcie z bełchatowianami wiślacy rozstrzygnęli praktycznie w ciągu pierwszych 10 minut po przerwie, kiedy najpierw Maor Melikson pokonał Łukasza Sapelę, a następnie za faul na nim z boiska wyleciał Tomasz Wróbel i Cwetan Genkow podwyższył prowadzenie gospodarzy. Wilk twierdzi jednak, że trener Robert Maaskant w przerwie nie zastosował żadnych specjalnych środków: - Ta rozmowa nie różniła się od innych, które trener prowadzi w trakcie spotkań. Szczegółów nie mogę tutaj zdradzać, bo to zostaje w szatni, ale to była zwykła pogawędka.
Dla wychowanka Polonii Warszawa piątkowy mecz był okazją do szybkiej rehabilitacji po samobójczym golu z Koroną Kielce, który odebrał Wiśle komplet punktów. Wykorzystał ją, ustalając wynik spotkania na 3:1 dla wicemistrzów Polski. - Teraz udało się trafić w odpowiednią bramkę. Miałem jednak dużo szczęścia - bramkarz wyrzucił mi piłkę pod nogi, więc moja zasługa w tym niewielka - mówi.
Przed Wisłą teraz spotkanie ze Śląskiem Wrocław, którego serię meczów bez przegranej w niedzielę zakończyła Korona, wygrywając przy Oporowskiej 1:0. Wilk przekonuje, że piłkarze nie patrzą na rywali przez pryzmat kolejnych pass: - Wszystkie takie serię zwycięstw lub nieprzegranych spotkań są fajne przede wszystkim dla dziennikarzy. My natomiast za bardzo się w to nie zagłębiamy. Dla nas to po prostu kolejny mecz, kolejny przeciwnik. To czy przegrał ostatnio pięć spotkań, czy wygrał nie ma dla nas znaczenia.