Mizerna skuteczność Widzewa. Bełchatowianie mają pretensje do sędziego

W 26. kolejce ekstraklasy piłkarze łódzkiego Widzewa zremisowali na własnym stadionie z rywalem z regionu - GKS Bełchatów, 1:1. Nie jest to satysfakcjonujący wynik zarówno dla jednych, jak i drugich, ponieważ środowy rezultat nie rozwiązał problemów żadnej ze stron patrząc na tabelę. Podopieczni trenera Michniewicza zwracali po meczu uwagę na brak skuteczności, natomiast bełchatowianie mają pretensje do sędziego spotkania, który nie uznał bramki zdobytej przez Dawida Nowaka w 82. minucie.

- Wielka szkoda, że to spotkanie zakończyło się remisem. Wierzyliśmy w to, że dowieziemy prowadzenie do końca meczu i zgarniemy trzy punkty. Niestety ta sztuka się nie udała. Mieliśmy dużo dogodnych sytuacji do strzelenia kolejnych bramek, ale po raz kolejny zabrakło skuteczności - powiedział tuż po zakończeniu spotkania obrońca Widzewa, Sebastian Madera.

Z powyższą wypowiedzią zgodził się kolega z formacji - Jarosław Bieniuk. - Te sytuacje, których nie wykorzystaliśmy w meczu, są dla nas bardzo deprymujące. Wyprowadzamy mnóstwo kontrataków, nawet takich "2 na 1", a nie zdobywamy bramek. Nie liczę strzałów z dystansu, których również próbowaliśmy. Powinniśmy tu prowadzić 2 albo 3 do 0, a tak daliśmy Bełchatowowi nadzieję na wywiezienie jakichkolwiek punktów i oni ją wykorzystali - mówił rozgoryczony "Palmer".

Najwięcej sytuacji dla Widzewa zmarnował czołowy snajper zespołu - Darvydas Šernas. Po meczu z Jagiellonią, w którym zdobył dwa gole, wydawało się, że Litwin zapomniał o swojej strzeleckiej niemocy. Tak się jednak nie stało. - Myślę, że Šernas ma dużo pretensji do siebie, że nie wykorzystał tych sytuacji, jakie miał. Mogły nam one dać dwa punkty więcej i poszlibyśmy dzięki temu w górę tabeli. Naszym zadaniem na przyszłość będzie zastanowienie się nad tym co zrobić, żeby strzelać w tak dogodnych sytuacjach, których było dużo. Chodzi zwłaszcza o te klarowne np. sam na sam z bramkarzem, które także zdarzyły się w tym spotkaniu - stwierdził szkoleniowiec Widzewa, Czesław Michniewicz.

W nie najlepszym nastroju po końcowym gwizdku był również vis-à-vis trenera Widzewa, Maciej Bartoszek. Zdaniem szkoleniowca GKS... - Moim chłopakom zabrakło pewności siebie w drugiej części pierwszej połowy. Przecież dobrze weszli w mecz i kontrolowali grę. Spotkanie dobrze się układało, aż nagle coś pękło. Wszystko się posypało, a do tego straciliśmy jeszcze bramkę. Później pokazaliśmy jednak charakter. Cały czas powtarzam moim zawodnikom, że potrafią grać i mogą wygrać z każdym. Trzeba to tylko udowodnić i podeprzeć ambicję umiejętnościami - wyjaśnił trener Bartoszek.

Bełchatowianie mieli podczas gry sporo pretensji do sędziego, Dawida Piaseckiego. Arbiter ze Słupska nie uznał bramki Dawida Nowaka z 82. minuty, a w końcówce spotkania nie pozwolił piłkarzom GKS na wykonanie stałego fragmentu niedaleko pola karnego Widzewa. - Z perspektywy ławki w sytuacji kiedy piłka jest grana w kierunku dwóch naszych zawodników, gdzie Kuświk jest wysunięty, a Nowak wbiega z drugiej linii, nie ma mowy o żadnym spalonym. Nie mam pojęcia co sędzia miał tak naprawdę na myśli. Być może odgwizdał spalonego Kuświka. Powstrzymam się od oceny tej decyzji - powiedział szkoleniowiec GKS. - Gdyby sędzia szedł z duchem walki na boisku, to pozwoliłby nam wykonać ten ostatni stały fragment gry w końcówce spotkania - dodał na zakończenie swojej wypowiedzi.

Źródło artykułu: