Marcin Ziach: Z ekstraklasowej Polonii Bytom abdykował pan do drugoligowego Zagłębia. Z miejsca pojawiły się komentarze, że ekstraklasa to dla Roberta Góralczyka za wysokie progi.
Robert Góralczyk: Nie mnie to oceniać. Wynik sportowy w jakimś stopniu to zweryfikował, ale trzeba pamiętać, że w Bytomiu było wiele czynników zewnętrznych, które jeżeli tej pracy nie utrudniały, to na pewno nie czyniły jej łatwiejszą.
Na starcie swojej pracy w roli pierwszego trenera przyszło panu zapłacić frycowe.
- Piłka nożna to taki sport, w którym często decydują małe rzeczy. Wystarczy stracona bramka, błąd sędziego, czy zmarnowana sytuacja napastnika, by z samej góry spaść na dno. Wiadomo, że jeżeli zespół gra nieskutecznie i seryjnie marnuje sytuacje, to trener w jakimś stopniu za to odpowiada, ale przecież nie wybiegnę na boisko i nie odmienię losów spotkania. A z ławki czasami ciężko jest cokolwiek zmienić.
Wiosna w Bytomiu i jej końcowy efekt, to pana największa klęska w dotychczasowej karierze?
- Nie postrzegałbym tego w ten sposób. Wynik sportowy jest, jaki jest i nie da się ukryć, że ja, wraz z moim sztabem szkoleniowym, przyczyniłem się w jakimś stopniu do tego spadku. Na przełomie kwietnia i maja, jak się wydawało, utrzymanie było na wyciągnięcie ręki, ale tej szansy nie wykorzystaliśmy. W Polonii było wiele spraw pozasportowych, które utrudniały pracę i na pewno też miały wpływ na to, że wynik sportowy był taki, jaki był. Co tu dużo mówić, zabrakło trzech czy czterech punktów do utrzymania…
Skąd pomysł, by przygodę z trenerką w ligowym wydaniu kontynuować w Sosnowcu?
- Pojawiła się propozycja z Zagłębia, a mam świadomość tego, że przez dobrą pracę w Sosnowcu będę miał szanse odbudować wizerunek nieco nadszarpnięty spadkiem Polonii. Póki co pracuję w klubie nieformalnie, ale mam nadzieję, że w najbliższych dniach wszystko zostanie doprecyzowane.
Polonia i Zagłębie bardzo się od siebie różnią? Według głosów wypływających z klubów, w obu przypadkach cięcia mają być rygorystyczne.
- W Bytomiu praca była mimo wszystko na trochę inną skalę, bo gra w ekstraklasie rządzi się swoimi prawami. Klubom łatwiej jest przetrwać pod kątem ekonomicznym i finansowym. Dwie ligi niżej, gdzie gra obecnie Zagłębie, jest to siłą rzeczy na trochę niższym pułapie. Działacze postanowili się bliżej przyjrzeć temu, co ma kluczowy wpływ na funkcjonowanie tego klubu, by nie doprowadzić do sytuacji, która później będzie bez odwrotu. Z perspektywy budowy silnego Zagłębia dobrze, że ktoś w klubie zdecydował się na takie refleksje i działacze czynią starania, by klub nie popadł w finansowy kryzys.
To nie będzie się raczej przekładać na poprawę wyniku sportowego, bo kilka ważnych w poprzednim sezonie ogniw Stadion Ludowy już tego lata opuściło.
- Chciałoby się mieć nieograniczone możliwości finansowe, dzięki którym zespół wzmocniłoby kilku bardziej doświadczonych zawodników i być może byłaby szansa, by w przyszłym sezonie powalczyć o coś więcej. Realia jednak są, jakie są i musimy budować zespół na podstawie młodych zawodników, którzy w Zagłębiu chcą grać. Widać po nich, że mają talent i chcą go w tym klubie rozwijać. A jeśli chęci podeprą ciężką pracą, to na pewno w Sosnowcu grać będzie ciekawa drużyna.
Na głośne transfery do Zagłębia tego lata chyba nie ma co liczyć.
- Nie wydaje mi się. Raczej będziemy skupiali się na szlifowaniu talentów, które w przyszłości będą głośnymi transferami, ale w drugą stronę. Nie spodziewałbym się jakichś głośnych nazwisk, z pierwszych stron gazet. To ciągnie za sobą odpowiedniej wysokości koszty i większe ekonomiczne wyzwania. Takich możliwości w tym sezonie w tym klubie raczej nie będzie.
Pierwszy tydzień pana pracy w Zagłębiu dobiega końca, a umowy jak nie było, tak nie ma.
- W czwartek odbędzie się walne zebranie akcjonariuszy i wiele bieżących spraw powinno się rozstrzygnąć. Myślę, że na początku lipca pojawi się konkretna wizja tego, jak realia w Zagłębiu będą w najbliższym sezonie wyglądać i pewnie wtedy też podpiszę kontrakt. Póki co, pracuję bez umowy, ale nie mogłem przez to zmarnować pierwszych dni okresu przygotowawczego, bo do swoich obowiązków podchodzę profesjonalnie i z pełnym zaangażowaniem.
Na trenerskiej karuzeli pana nazwisko przewijało się często. Podobno były oferty z Kielc, Katowic, Tychów…
- Były jakieś nieformalne zapytania, ale większość tych doniesień trzeba traktować jako zwykłe spekulacje prasowe. Jak wspomniałem, zanim zgłosiło się Zagłębie przewijały się jakieś tematy zatrudnienia, choć niekoniecznie z klubów z tych miast, o których pan wspomniał. Z tymi klubami akurat nie miałem kontaktu, ale potem pojawił się sygnał z Sosnowca – najbardziej konkretny ze wszystkich, jakie otrzymałem. Zanim podjąłem się pracy w Zagłębiu długo rozmawialiśmy o tym, jak działacze widzą przyszłość klubu i to ostatecznie przekonało mnie do tego, że warto spróbować.
Cel minimum Zagłębia na przyszły sezon, to powtórka piątej pozycji, na jakiej zespół zakończył rozgrywki w minionym sezonie?
- Naszym celem jest przede wszystkim stabilizacja organizacyjna i kadrowa. Chcemy uniknąć sytuacji, jaka miała miejsce w poprzednim sezonie, że zarówno zimą jak i po zakończeniu rozgrywek z klubem żegna się kilkunastu zawodników. Myślę, że jeżeli z tych młodych chłopaków uda się stworzyć szkielet drużyny, to być może pozwoli to zbudować zespół, który będzie spełniał oczekiwania, jakie wobec Zagłębia mają kibice. Nie mówię od razu o walce o awans, ale spokojną grę na pozycjach, które będą gwarantowały spokojny ligowy byt, dające szanse walki o miejsce w czołówce. Tak uznana marka nie może sobie zakładać celu, jako walka o utrzymanie.
Odważna deklaracja z pana ust, że Zagłębie za rok będzie już w pierwszej lidze z pana ust zatem nie padnie.
- Podjęliśmy się projektu, który zakłada fazową pracę przez dwa lata. W tym sezonie mamy stworzyć silne podstawy, zbudować kręgosłup tej drużyny. Za rok, kiedy klub być może zostanie dodatkowo wsparty finansowo i kadra wzmocniona zawodnikami z ligowym doświadczeniem będziemy mogli powiedzieć, że gramy o to, czego w Sosnowcu wszyscy pragną, czyli co najmniej miejsce w pierwszej lidze.
A jeśli jednak sposobność walki o zaplecze ekstraklasy nadarzy się już teraz?
- Nie wybiegajmy tak daleko. Skupiamy się na dobrym przygotowaniu do ligi, która startuje już za miesiąc. Wcześniej zagramy jeszcze w Pucharze Polski i tych rozgrywek też nie potraktujemy po macoszemu. Co się w przyszłym sezonie wytworzy, ja sam nie wiem. Musimy się skupić na budowie silnej drużyny, którą będzie stać na walkę o trzy punkty w każdym kolejnym meczu. Tym bardziej, że przeciwnicy czekają nas nie byle jacy, bo liga wydaje się być w tym sezonie relatywnie silna. Jest kilka zespołów, które na pewno od początku ruszą do tej batalii o pierwszą ligę, a reszta będzie plasować się gdzieś w środku i w każdym momencie, będzie mogła do tej czołówki dobić.