18 sierpnia 1991 roku siedemnastoletni wówczas Tomasz Frankowski znalazł się w kadrze meczowej Jagiellonii Białystok na mecz z GKS Bełchatów. Jak się później okazało, dostał nawet szansę pokazania się w końcówce meczu. - To już było coś, choć o graniu nie myślałem, ale na dziesięć minut przed końcem trener dał znać, ze wchodzę. Zmieniłem 33-letniego Siergieja Sołodownikowa. W jakiejś relacji przeczytałem, że nie było widać różnicy, że młokos zastąpił weterana. Do dziś nie mam pojęcia, czy był to komplement na zasadzie "młody godnie zastąpił starego", czy raczej stwierdzenie, że młody podobnie jak stary niczego na boisku nie wniósł - powiedział dla Przeglądu Sportowego Frankowski.
Po debiucie w meczu z GKS Frankowski na kilka miesięcy zniknął ze składu Jagiellonii. Na domiar złego przytrafiły mu się problemy z kręgosłupem. Na pierwszą bramkę musiał czekać do meczu w Pucharze Polski z Widzewem Łódź. - Wszedłem na boisko przy stanie 0:3 i zdobyłem bramkę przewrotką. To było coś, a strzeliłem nie byle komu, bo w bramce Widzewa stał Piotr Wojdyga - wspomina na łamach Przeglądu Sportowego Frankowski.
W pamięci kibiców pozostał również przegrany mecz z 29 sierpnia 1992 roku z Ruchem Chorzów. Doskonałe okazje w tym meczu zmarnował... Michał Probierz. Szansę gry dostali również młodzi zawodnicy. Oprócz Frankowskiego na boisku pojawili się Marek Citko i Jacek Chańko. Trener Ryszard Karalus był krytykowany za swoje posunięcia. Kiedy w październiku tego samego roku Jagiellonia przegrała u siebie z Szombierkami Bytom 2:3, w mediach na Karalusa posypały się gromy. Jak się później okazało, trener miał rację. Właśnie w meczu z Szombierkami Frankowski zdobył swoja pierwszą bramkę ligową w barwach białostockiej drużyny.
Źródło: Przegląd Sportowy.