Dla 28-letniego pomocnika był to trzeci w karierze występ przeciwko klubowi, w barwach którego wypłynął na szerokie wody ligowej piłki. W poprzednim sezonie, jeszcze jako zawodnik Górnika Zabrze, miał okazję mierzyć się z Koroną dwukrotnie. Pierwsze starcie zakończyło się wygraną 14-krotnych mistrzów Polski, a w drugim o jedną bramkę lepsi byli kielczanie. Tym razem w starciu byłego klubu Bonina z tym obecnym padł remis, goli zabrakło.
- Wiedzieliśmy, że Korona będzie grała z kontry póki nie strzelimy jej bramki - mówi Bonin, pytany o ocenę przebiegu poniedziałkowego meczu. - To spotkanie, jeśli chodzi o cechy wolicjonalne, stało na podobnym poziomie jak derby Warszawy, jedna i druga drużyna walczyła. Z Legią musieliśmy odrabiać straty, w meczu z Koroną na podobną sytuację pozwolić sobie już jednak nie mogliśmy, bo wiedzieliśmy, że rywal wówczas się cofnie - wyjaśnia doświadczony pomocnik.
Walka przebieg meczu zdominowała jednak kompletnie, kibice porywającej gry nie doświadczyli, a trybuny mogli opuszczać znużeni przebiegiem spotkania. Fani zgromadzeni na stadionie przy Konwiktorskiej na dobrą sprawę emocjonować mogli się jedynie popisami sędziego Pawła Pskita, który w sumie zawodnikom obu drużyn pokazał aż dziewięć żółtych kartek. - Ja pracy arbitra oceniał nie będę. Każdy widział, jak sędziował i każdy sam może wystawić mu notę - ucina Bonin, pytany o szczodrego arbitra.
28-latek ostatni mecz w barwach Korony rozegrał w sezonie 2008/09 i nie kryje, że od tamtego czasu w Kielcach sporo się zmieniło. - Wtedy graliśmy jedną z lepszych piłek w Polsce, była efektowna i efektywna. Zmieniła się więc przede wszystkim boiskowa jakość, teraz Korona dysponuje młodym zespołem popartym kilkoma doświadczonymi zawodnikami. O punkty walczą, wydzierają je i mają ich sporo - wyjaśnia Bonin. Drużyna Leszka Ojrzyńskiego w tabeli wyprzedza Polonię o dwa oczka.