- W konsekwencji straciliśmy zawodnika silnego, który potrafi przytrzymać piłkę, zastawić się. Wiadomo, że po takiej stracie gra się trochę inaczej. Było widać, że nam później brakło tego przetrzymania. Wiadomo, że nie zawsze przy 0:0 można być w huraoptymizmie. Później przegrywaliśmy i nie mieliśmy nic do stracenia. Jednak remisując lepiej jest to utrzymać, niż zaryzykować i stracić bramkę. Okazało się to nie trafione i przegraliśmy. - przyznał po spotkaniu Sebastian Madera.
Rosły obrońca Widzewa rozegrał dobre spotkanie, choć to z jego winy Widzew stracił bramkę, czego nie wyrzeka się sam zawodnik. - Moje konto rozlicza się na zero z tyłu i niestety ta stracona bramka zamazuje obraz całego meczu. Po prostu zabrakło rozejrzenia się, czy ktoś jest za moimi plecami. Za bardzo skupiłem się na piłce i ta piłka przeszła. Myślę, że to był mój błąd. Mógłbym szybciej zareagować, spojrzeć do tyłu i wówczas nic by się nie stało - powiedział załamany zawodnik.
Widzew bardzo dobrze wszedł w poniedziałkowe spotkanie. Podopieczni Radosława Mroczkowskiego w początkowej fazie meczu kilkakrotnie zagrozili bramce rywali. Blisko zdobycia bramki był Nika Dzalamidze, który w prostej sytuacji nie potrafił pokonać bramkarza ŁKS-u. Czy gdyby młodzieżowy reprezentant Gruzji trafił do siatki, mecz potoczyłby się inaczej? - Nie będziemy gdybać. Mecz się potoczył, tak jak się potoczył. Tyle. Czekamy teraz na kolejny mecz - powiedział.
Derbowe spotkanie ściągnęło na trybuny tysiące kibiców, którzy z całych sił pomagali swoim ulubieńcom. - Kibice jak zwykle stworzyli dobre widowisko. Chcieliśmy się im za to odpłacić dobrym graniem, ale niestety nie udało się. Chcieliśmy jak najlepiej - zakończył.