Olimpia Grudziądz, Zawisza Bydgoszcz, Sandecja Nowy Sącz, Korona Kielce, Górnik Zabrze - co łączy te drużyny? Wszystkie one występują na szczeblu centralnym; w T-Mobile Ekstraklasie, lub na jej zapleczu, i wszystkie pożegnały się już z rozgrywkami Pucharu Polski. Wspólny był też ich egzekutor - Gryf Wejherowo.
Trzecioligowiec z Pomorza jest absolutną rewelacją tegorocznej edycji rozgrywek Pucharu Polski. Podopieczni Grzegorza Nicińskiego idą w pucharowej batalii jak burza i już są w ćwierćfinale. - To największy sukces w 90-letniej historii tego klubu - nie ukrywa szkoleniowiec Gryfa.
Złożona w głównej mierze z nastolatków wejherowska drużyna udowodniła, że jej wcześniejsze triumfy nie były przypadkowe i we wtorkowym meczu pozbawiła złudzeń o walce o siódmy w historii klubu Puchar Polski podopiecznych Adama Nawałki. Od samego początku boiskowe wydarzenia kontrolował Gryf, ale wejherowianie nie potrafili swojej przewagi w pierwszej połowie udokumentować bramką. Niepodważalnie najjaśniejszym punktem Górnika był w tym meczu Boris Pesković, który wielokrotnie ratował swój zespół przed pogromem.
Słowak skapitulował tylko raz, kilkadziesiąt sekund po wznowieniu gry w drugiej połowie. Po składnej akcji Gryfa z piłką na 20. metrze od bramki Górnika znalazł się Mateusz Toporkiewicz, ładnie przymierzył i piłka zatrzymała się dopiero w siatce zabrzańskiej bramki.
Sensacja? Bynajmniej. Wejherowianie po objęciu prowadzenia wcale nie zamierzali składać broni, w dalszym ciągu mając mecz pod kontrolą. Górnik sprawiał wrażenie drużyny będącej myślami zupełnie gdzie indziej. Kto wie, czy nie przy piątkowych Wielkich Derbach Śląska z Ruchem Chorzów. Patrząc na "wyczyny" drużyny Trójkolorowych w tym meczu kibice z Roosevelta na myśl o zbliżającym starciu z będącymi w ostatnich tygodniach w bardzo dobrej dyspozycji Niebieskimi mogą co najwyżej modlić się o remis. A kto gra o remis...
Wracając do meczu w Wejherowie, najbliżej doprowadzenia do wyrównania był w 78. minucie Prejuce Nakoulma. Napastnik z Burkina Faso wprowadzony na boisko po przerwie nieznacznie chybił jednak celu. Górnikowi nie pomogła nawet zagrywka taktyczna Nawałki, który dziesięć minut po przerwie rzucił na boisko wszystko to, co w ofensywie miał najlepsze i grał trzema nominalnymi napastnikami. Obok "Prezesa" na placu gry pojawił się Tomasz Zahorski, a w wyjściowej jedenastce wybiegł Daniel Gołębiewski.
Górnik na dobrą sprawę zaczął grać dopiero w ostatnim kwadransie meczu. Zabrzanie grali jednak bez pomysłu na sforsowanie zwartych szyków obronnych wejherowian. Gryf ciągle szukał okazji na podwyższenie prowadzenia. Na siedem minut przed końcem meczu tylko kapitalna interwencja Peskovicia uratowała śląski zespół przed stratą drugiej bramki.
Ostatecznie mecz zakończył się bez sensacji i Gryf Wejherowo w pełni zasłużenie awansował do ćwierćfinału pucharowych rozgrywek. Pogrążony w głębokim kryzysie Górnik po meczu do Zabrza wróci samolotem, choć równie dobrze zabrzanie powinni wracać na piechotę. Mieliby dzięki temu wiele czasu do przemyśleń. Taka gra drużynie T-Mobile Ekstraklasy po prostu nie przystoi. Nawet takiej, która pewnym krokiem zmierza ku degradacji.
Gryf Wejherowo - Górnik Zabrze 1:0 (0:0)
1:0 - Toporkiewicz 46'
Składy:
Gryf: Ferra - Kostuch, Kochanek, Felisiak, Politowski, Kołc, Szymański, Gicewicz, Krzemiński, Wicki (64' Szudrowicz), Toporkiewicz (86' Tatarczuk).
Górnik: Pesković - Olkowski, Banaś, Szymura, Magiera (75' Pazdan), Thomik (55' Nakoulma), Marciniak, Przybylski, Jonczyk (54' Zahorski), Wodecki, Gołębiewski.
Żółta kartka: Przybylski (Górnik).
Sędzia: Piotr Siedlecki (Warszawa).