- Cieszymy się z tego zwycięstwa, wszyscy wiemy jak było to istotne spotkanie. Ale od następnego dnia akcja Wisła Kraków. Nie ma czasu na świętowanie. ŁKS cały czas jest w trudnej sytuacji. Fajnie, że możemy sobie dopisać kolejne trzy punkty, ale tych punktów, jak weryfikowała później liga, potrzeba co najmniej 30. Oczywiście nie liczymy jednak tych punktów, tylko staramy się być do każdego meczu optymalnie przygotowani, maksymalnie skoncentrowani. Chcemy zdobyć jak najwięcej oczek, aby potem spokojnie dotrwać do końca sezonu - powiedział tuż po meczu piłkarz Łódzkiego Klubu Sportowego.
Jedynego gola w poniedziałkowym spotkaniu zdobył Marcin Mięciel, dla którego było to pierwsze trafienie w obecnym sezonie rozgrywek T-Mobile Ekstraklasy. Napastnik ŁKSu przełamał się w najlepszym możliwym momencie - w meczu z lokalnym rywalem. - Myślę, że Marcin otrzymywał wsparcie od każdego zawodnika na każdym treningu i meczu, bo miał on świadomość tego, że mu nie szło. Cały zespół jednak stał za nim murem, łącznie z trenerem. W końcu to przyniosło zamierzony efekt. Dzisiaj gol z główki w jego wykonaniu był fantastyczny. Czapki z głów przed Marcinem Smolińskim i Marcinem Mięcielem, a także przed całym zespołem, który pokazał niesamowite zaangażowanie. Można teraz optymistycznie patrzeć w przyszłość - stwierdził Łukasiewicz.
Kluczowym momentem dla przebiegu 61. derbów Łodzi była sytuacja z 54. minuty, kiedy to z boiska za drugą żółtą kartkę po dyskusyjnym starciu wyleciał napastnik gospodarzy, Piotr Grzelczak. - Nie chcę się wypowiadać w sprawie Grzelczaka. Sędzia podejmuje decyzje i to on odpowiada za to, jak prowadzi grę. Myślę, że arbitrzy lepiej widzieli to zdarzenie, niż ja, bo piłkarz koncentruje się na piłce. Zagrania dokładnie nie widziałem. Po tej kartce rzeczywiście byliśmy w łatwiejszej sytuacji. Trzeba było to połączyć jedynie z cierpliwą grą. Mogło się to komuś nie podobać, że graliśmy wszerz grając w przewadze jednego zawodnika, ale takie były założenia, żeby jak najwięcej razy przerzucać piłkę przez środkową strefę ze skrzydła na skrzydło i doprowadzać do tego, że Widzew w pewnym momencie zgubi się z przesunięciem i będziemy mogli spokojnie wprowadzić piłkę w okolice pola karnego, i dośrodkować ją. W taki sposób padła między innymi bramka - skomentował sytuację podopieczny trenera Michała Probierza.
Zdaniem zawodnika ŁKSu jedną z najważniejszych postaci tego meczu był także szkoleniowiec gości, który odpowiednio zmotywował swoich piłkarzy przed bardzo ważnym, jak nie najważniejszym, meczem tego sezonu. - Trener nigdy nie daje po sobie znaku, że ma jakiekolwiek obawy. Mocno stoi na ziemi, wierzy w nas, wierzy w zespół. Przez to, że zarażeni jesteśmy tą wiarą, przekazujemy ją sobie nawzajem. Przyjechaliśmy tutaj pewni siebie i nie zamierzaliśmy się bronić. Zagraliśmy otwarty mecz i udało nam się wygrać. Zrealizowaliśmy wszystkie nasze cele, a trener swoją postawą udowodnił, że zasługuje na miano cichego trenera tego spotkania - stwierdził Łukasiewicz.
- Wszyscy zostawili tutaj serducho, łącznie z rezerwowymi. Każdy chciał bardzo pomóc i to jest piękne, że tworzymy fajny kolektyw, który walczy i może przeżywać tak piękne chwile jak teraz - cieszył się pomocnik biało-czerwono-białych.