Oślizło dla SportoweFakty.pl: Wierzę, że Górnik znów będzie wielki

Jest prawdziwą ikoną Górnika Zabrze i polskiej piłki nożnej. Z klubem z Zabrza zdobył osiem tytułów mistrza Polski i sześć krajowych pucharów. Swoją świetną decyzją podczas losowania w półfinałowym spotkaniu Pucharu Zdobywców Pucharów zapewnił Górnikowi awans do finału tych elitarnych rozgrywek, eliminując wielką AS Romę, której barwy wówczas reprezentował Fabio Capello. Stanisław Oślizło, bo o nim mowa, w wywiadzie udzielonym portalowi SportoweFakty.pl opowiada o powodach obniżenia się poziomu polskiej piłki, swojej najlepszej życiowej decyzji i przemyśleniach dotyczących Polskiego Związku Piłki Nożnej.

Marcin Ziach: Czy wierzy pan, że Górnik Zabrze będzie wielki jak przed laty, kiedy gromił wszystkich nie tylko na polskich, ale także europejskich boiskach?

Stanisław Oślizło: - Wierzę. Jestem optymistą, inaczej by mnie tutaj nie było. Ciężko mi powiedzieć, czy Górnika będzie stać już teraz na nawiązanie do sukcesów, jakie ja z moimi kolegami osiągałem w latach 60-70, potem młodsze pokolenia w latach 80-tych, ale myślę, że jeżeli w zbliżającym się sezonie Górnikowi uda się uplasować w ścisłej czołówce tabeli, na czwartym lub piątym miejscu, na pewno będę zadowolony.

Czy obecna drużyna Górnika przypomina tę mistrzowską z lat 70-tych?

- Tamta drużyna należała do ścisłej czołówki tabeli. W latach gdy ja w Zabrzu grałem najniższym miejscem, jakie drużyna zajęła była druga lokata, która na dziś dzień jest pobożnym życzeniem. Zakładamy jednak, że jeżeli drużyna uplasuje się w przedziale miejsc

1-5, to każde lepsze od piątego miejsce na pewno będzie dodatkową mobilizacją i powodem do dumy, z tego co się robi.

Polska liga zmieniła się od tych czasów na plus, czy na minus?

- Wydaje mi się, że wówczas było więcej drużyn walczących o tytuł mistrzowski, bo rywalizacja Górnika z Legią Warszawa, Ruchem Chorzów, Zagłębiem Sosnowiec czy Wisłą Kraków powodowała, że ogólny poziom tych spotkań był lepszy. Teraz zbliżający się sezon może chyba być gwarantem nawiązania do tych sprzed lat, bo o mistrzostwie myśli Wisła, Legia, Lech i powolutku już Górnik Zabrze. Zmiany personalne, jakie nastąpiły w zespołach latem znamionują, że poziom tej ligi może się znowu troszkę podnieść.

Kibice drużyny mistrzowskiej i walczącej dzisiaj o powrót do czołówki są podobni?

- Dziś kibice zdecydowanie przerastają tych, którzy na mecze chodzili za czasów tego mistrzowskiego Górnika. Co prawda ilościowo jest podobnie, bo zarówno na naszych spotkaniach przy Roosevelta, jak i dzisiaj jest komplet, ale tak żywiołowo i energicznie reagującej publiki jak obecnie, Górnik przed laty nie miał. Jest to na pewno bardzo duże wsparcie dla chłopaków, którzy walczą na boisku i dodatkowy bodziec dodający sił, podnoszący adrenalinę.

Jak wspomina pan ten pamiętny mecz Górnika z Romą? Kibiców do dzisiaj on emocjonuje...

- Na pewno ten mecz z Romą utkwił mi w pamięci. Jest to wspaniała historia nie tylko Górnika Zabrze, ale całej polskiej piłki, która także w moim życiu zapisała się dużymi zgłoskami. Rozegraliśmy trzy spotkania z wielką Romą, zdobywcą Pucharu Włoch, którą prowadził wielki trener Hellenio Herrera i jestem przekonany, że nawet bez losowania, bez rzutu monetą można by było przyznać, że Górnik był w tej potyczce drużyną zdecydowanie lepszą. My prowadziliśmy, a Roma wyrównywała po rzutach karnych i wreszcie sprawiedliwości stało się zadość. W trzecim spotkaniu w Strasburgu wygrałem losowanie i Górnik znalazł się w finale europejskich rozgrywek pucharowych.

Którą stronę monety wówczas pan wybrał? Orła czy reszkę?

- To był żeton, z jednej strony zielony, z drugiej czerwony. Szybko wskazałem palcem na stronę zieloną, bo to jak wiadomo kolor nadziei i był to wybór jak najbardziej słuszny. Chyba najlepszy w moim życiu (śmiech).

Dlaczego Górnikowi nie wyszedł ten finał z Manchesterem City? Mówiło się o braku koncentracji w drużynie przed meczem...

- Do dzisiaj pozostaje wielki niedosyt, bo byliśmy zespołem, który powinien tą edycję Pucharu Zdobywców Pucharów wygrać, ale czynniki poprzedzające finał spowodowały nasze niepowodzenie. Jakie były przyczyny? Pierwsza taka, że tydzień przed finałem musieliśmy się jeszcze potykać w trzecim spotkaniu z AS Romą w pełnym wymiarze, czyli 90 minut plus 30 minut dogrywki. Potem powrót do Polski, dwa dni pobytu w Zabrzu i wsiadaliśmy w samolot do Wiednia, więc nie były to sprzyjające okoliczności do przygotowania się do tak ważnej potyczki. Oczywiście dodatkowym powodem była fatalna aura, padał deszcz, a my nie byliśmy przygotowani na to sprzętowo. Anglicy byli lepiej przystosowani do takich warunków. Generalną przyczyną naszej porażki był chyba zły dobór taktyki przez trenera Matyjasa. W pierwszej połowie spotkania, gdy trener ustawił zespół na defensywę, straciliśmy dwie bramki i mimo, że drugą odsłonę wygraliśmy 1:0, to końcowy wynik korzystniejszy był dla Anglików.

Jest pan jedną z ikon polskiego futbolu. Jak oceni pan to, co dzieje się obecnie wokół polskiego futbolu? Korupcja, problemy z licencjami, degradacje – to chyba nie działa dobrze na rozwój polskiej piłki?

- Dziwię się, że władze PZPN tak opieszale podchodzą do tego, co się dzieje w polskim futbolu. Oczywiście korupcja, jakieś tajemnicze układy, a na kilka dni do startu ekstraklasy nie wiemy, kto w niej zagra. Jest to dla mnie rzecz niepojęta. Nie potrafimy brać przykładu z innych, gdzie Włosi w podobnym przypadku szybko zareagowali, szybko się uporali, a w Polsce drąży się tą sprawę, dyskutuje się, odwołuje. Tak być na pewno nie powinno.

Czy według pana prezes PZPN Michał Listkiewicz powinien ustąpić z zajmowanego stanowiska?

- Prezes jest wielkim przełożonym tej polskiej piłki i wszyscy jak nie patrzeć, w jakiś sposób mu podlegamy, nie mniej sposób w jaki reagował i reaguje na to, co się w polskim futbolu dzieje na pewno mi nie odpowiadają.

Mówi się, że fotel prezesa PZPN powinien objąć ktoś spoza tego słynnego "układu warszawskiego". Czy to jest według pana sposób na uleczenie polskiej piłki?

- Gdyby się pojawił człowiek na odpowiednim poziomie, znający kryteria i realia polskiej piłki, człowiek o wielkiej charyzmie, to na pewno nie tylko ja, ale i inni delegaci na zjazd PZPN by go poparli. Jak do tej pory, ja nie widzę takiej osoby.

Może nowym prezesem PZPN powinien zostać Stanisław Oślizło, człowiek o nieskazitelnej opinii nie tylko w Polsce, ale znany i poważany również w Europie?

- Byłby to na pewno ogromny zaszczyt, że ktoś moją kandydaturę zaproponował, ale jest to absolutnie nierealne. Nie wyobrażam sobie, by prezesem został człowiek spoza centrali - Warszawy, który by sobie poradził na stanowisku prezesa PZPN.

Jaka jest recepta na dobrą formę, jaką pan prezentuje? Mimo swoich 71 lat nadal aktywnie uczestniczy pan w życiu Górnika, jest pan rzecznikiem klubu, a także można zobaczyć pana na boisku w stroju piłkarskim...

- Trzeba to kochać. Nie ma innej recepty na to, że mając tyle lat ile mam, z przyjemnością zakładam strój Górnika Zabrze i z dumą wychodzę na murawę. Na tyle ile można kopię piłkę i będę to robił tak długo, jak będzie mi zdrowie na to pozwalać.

Może warto spróbować sił w drużynie trenera Ryszarda Wieczorka?

- Nie, nie, na pewno nie (śmiech). Trzeba by było odjąć mi trochę lat. Może nazwisko byłoby w porządku, pozycja na boisku także, ale wiek ma swoje prawa (śmiech).

Jakie jest obecnie największe marzenie Stanisława Oślizło?

- Troszeczkę bawię się trofeami Górnika Zabrze, ostatnio powstał nowy sztandar klubu, na którym znajduje się 14 gwiazdek symbolizujących jak łatwo się domyśleć tytuły mistrza kraju, a moim takim cichym marzeniem jest żebym na ten sztandar niebawem mógł doprawić piętnastą gwiazdkę...

Już w tym sezonie?

- Jeżeli nadarzy się okazja, to dlaczego nie? Myślę, że trzeba kuć żelazo póki gorące.

Czego mógłbym panu rzecznikowi na zakończenie życzyć?

- Prosiłbym, żeby życzył mi pan zdrowia, bo na pewno samozaparcia mi nie brakuje, energii w aktywnym działaniu tutaj w Górniku, a przede wszystkim żeby sztabowi trenerskiemu i zawodnikom życzyć piętnastego mistrzostwa Polski, bo tego i ja bym sobie z całego serca życzył.

Komentarze (0)