Miejsce Lechii jest na pewno wyżej - II część rozmowy z Rafałem Ulatowskim, trenerem Lechii Gdańsk

W drugiej części rozmowy dla portalu SportoweFakty.pl Rafał Ulatowski opowiada o swoich najbliższych planach odnośnie Lechii Gdańsk. Mówi też o zbliżających się meczach ligowych, w tym o spotkaniu w Warszawie.

Michał Gałęzewski: Odbył pan już rozmowę z trenerem Kafarskim odnośnie zespołu?

Rafał Ulatowski: Umówiliśmy się prywatnie na spotkanie. Pierwsze dni były dla mnie bardzo napięte organizacyjnie, bo chciałem jak najczęściej i jak najdłużej przebywać z piłkarzami. Po sobie wiem, że spotkania na początku są bardzo bolesne, a wszystko zagoi czas. Na pewno spotkam się z trenerem Kafarskim, bo cenię Tomka nie tylko jako trenera, ale i jako człowieka.

W zespole jest tylko kilku młodych zawodników, wychowanków Lechii. Jak pan widzi współpracę z grającą w III lidze drugą drużyną Lechii i z zespołem Młodej Ekstraklasy?

- Na pierwszym moim treningu mieliśmy trzech piłkarzy z drugiego zespołu. Znam Tomka Untona, a rozmowę z nim zostawiłem sobie na ten tydzień. Każdy trener lubi mieć dobrych piłkarzy, a lepiej dla klubu jak są nimi wychowankowie. Nie ukrywam, że jeżeli będę widział w którymś młodym zawodniku potencjał, aby wszedł do pierwszego zespołu, to tak uczynię. Dla mnie ważna jest opinia trenera Untona.

Legia to z pewnością rywal wymagający, jednak kibice pamiętają ubiegłoroczny mecz Lechii w Warszawie. Wierzy pan, że da się to powtórzyć?

- Gdybym nie wierzył, to bym tutaj nie przychodził. Gdybym miał prawo do życzeń do złotej rybki, to powtórzenie tamtego wyniku z Łazienkowskiej byłoby moim pierwszym życzeniem. Wszystko jest w naszych nogach, ale przede wszystkim w głowach. Piłkarze muszą wiedzieć, że są stworzeni do tego, aby wygrywać mecze, zdobywać bramki i atakować. Nad tym pracowaliśmy przez pierwsze dni ubiegłego tygodnia i od poniedziałku pracujemy z powrotem nad tym samym.

Czekają was później trzy mecze u siebie, na "remis arenie", którą w ten sposób ochrzcili dziennikarze i kibice. Odczarujecie ten stadion?

- Marzę o tym, żeby wygrać pierwszy mecz, przywitać się z kibicami zwycięstwem. To jest jednak futbol, rzecz, w której nie można czegokolwiek przewidzieć. Gramy u siebie z Ruchem, Polonią i Jagiellonią, dwa pierwsze zespoły znajdują się aktualnie w pierwszej czwórce, a Jagiellonia również jest bardzo dobrym zespołem. Wszystko przed nami. Ja chcę, żeby wszyscy liczyli się z Lechią, jak to miało miejsce w zeszłym sezonie. Miejsce Lechii jest na pewno wyżej niż obecna pozycja w tabeli.

Lechia często grała lepiej z zespołami teoretycznie lepszymi. Widać to było choćby w Krakowie, czy we Wrocławiu, gdzie mimo porażki gorsza nie była. W spotkaniach z niżej notowanymi zespołami nie ma sytuacji, akcji, bramek. Zna pan na to receptę?

- Nie znam, ale jeżeli tak jest naprawdę, to mogę się tylko cieszyć, że gramy na koniec sezonu z zespołami dobrymi. Nie wydaję sądów dlaczego było tak, a nie inaczej. Czas trenera Kafarskiego jest już poza zespołem, teraz ja mam swój moment, aby przekazać tym chłopcom coś nowego, aby o Lechii mówiło się tylko z szacunkiem, a nie z racji tego, że jak pan powiedział gra swoje mecze na cudownym stadionie, a jest on nazywany "remis arena".

Na tą chwilę widzi pan zupełnie inną koncepcję zespołu i można się spodziewać wielu roszad w składzie, czy wręcz przeciwnie?

- Muszę coś zmienić, bo to nie jest tak, że chcę przyjść i kontynuować stricte tą samą myśl co Tomek Kafarski. Jesteśmy innymi trenerami, zwracającymi uwagę na co innego. Roszady będą, ale za wcześnie, aby mówić jakie. Janicki przyjechał w dobrej dyspozycji po meczu z Niemcami i jestem pełen optymizmu. Czekam na powrót Andriuskeviciusa, Pawłowskiego i dopiero później będę mógł powiedzieć, czy ci piłkarze, o których myślę na teraz, wyjdą na Łazienkowskiej, czy nie.

Trener Kafarski był zatrudniony też jako dyrektor sportowy. Pan ma pełnić tylko funkcję trenera. Pojawiły się już pierwsze myśli w pańskiej głowie, aby wzmocnić skauting, czy wprowadzić stanowisko dyrektora sportowego? Jedna osoba zajmująca się wszystkim ma bardzo trudne zadanie...

- Jestem umówiony z prezesami na temat wizji naszych celów na rundę wiosenną dopiero po zakończeniu tej rundy. Zobaczymy jakie będziemy mieli miejsce w tabeli i jakimi będziemy dysponować środkami, aby ewentualnie pozyskać nowych ludzi czy do działalności sportowej, czy organizacyjnej. Ja nie ukrywam, że mi pasuje rola trenera. Bycie dyrektorem sportowym to na dzisiaj nie jest to, co mnie pociąga. Ja wracam do pracy na boisku, bardzo lubię tych piłkarzy, których mam i chcę być z nimi jako trener.

Andrzej Kuchar jest zupełnie innym typem właściciela niż choćby Józef Wojciechowski. Jest pan zadowolony z tego, że ewentualne potknięcia właściciel Lechii Gdańsk będzie traktował jak naukę?

- Nie chcę myśleć o sobie, że ktoś będzie musiał darować mi moje potknięcia, bo prezes jest ludzkim człowiekiem, czy zna się na sporcie. Piłka nożna to biznes polegający na jednym - na wygrywaniu meczów. Może być super prezes, bardzo dobry trener, ale jak nie wygrywa meczów, to będzie musiał pożegnać się ze swoją misją. Myślę o tym w ten właśnie sposób, a jak rzeczywistość nas pokieruje? To jest niewiadoma. Na pewno łatwiej będzie mi rozmawiać z panem Kucharem, niż z poprzednimi prezesami, z jakimi miałem do czynienia. Jest on czynnym trenerem klasy mistrzowskiej i brawo za to, że w biznesie jest taka osoba.

Komentarze (0)