ŁKS od 10. minuty prowadził ze Śląskiem Wrocław. Łodzianie przez prezentowali się dobrze i nie zanosiło się na to, że spotkanie mogą przegrać. Orest Lenczyk dokonał jednak zmian, które zmieniły losy tej potyczki. I tak w 78. minucie gola zdobył Przemysław Kaźmiercza, a potem celnym strzałem popisał się Marek Wasiluk. Ostatecznie więc w Łodzi zwyciężyli wicemistrzowie Polski. - Myślę, że rozegraliśmy dobry mecz. Ze Śląskiem na pewno zasłużyliśmy na remis mimo wszystko, że ta gra Sląska, szczególnie w środkowej strefie, była bardziej dojrzała. Może nie utrzymywali się aż tak długo przy piłce, jak w innych meczach. My im na to nie pozwoliliśmy. Na pewno nie przynosi ujmy przegrać z zespołem, który jest liderem, który jak na polskie warunki ma bardzo dobry zespół - powiedział Ryszard Tarasiewicz.
- Mogliśmy podwyższyć na 2:0, bo mieliśmy sytuacje. Jakbyśmy strzelili tego gola to sądzę, że tego meczu byśmy nie przegrali. Nie chcę mówić, że byśmy wygrali. Na pewno byśmy tego spotkania nie przegrali - podkreślił trener.
Opiekun beniaminka T-Mobile Ekstraklasy nie miał do swoich zawodników pretensji o stratę pierwszego gola, ale o drugiego już tak. - Można mieć większe pretensje przy stracie drugiej bramki. Wiedzieliśmy, że stałe fragmenty będą groźne. Chcieliśmy temu zapobiec. Mówiliśmy, że przy rzucie wolnym jak będzie zawodnik Śląska bez krycia to najbliższy musi go wziąć na krycie indywidualne, bo tak kryjemy. Moment nieuwagi, brakuje trochę szczęścia - zauważył szkoleniowiec.
Tarasiewiczowi podobała się jednak gra jego drużyny, która realizowała założenia taktyczne, czego brakowało w poprzednich pojedynkach. - Na pewno rzeczy ani piłkarze, ani trener nie ma bezpośrednio wpływu. Zagraliśmy bardzo konsekwentnie i z dużą wiarą, zaangażowaniem. W porównaniu do Śląska jesteśmy na dwóch różnych biegunach. Nie ma co porównywać. Chcieliśmy wygrać, ale nawet ten punkt byłby taką rekompensatą za naprawdę ciężką sytuację tego klubu z taką tradycją - dla tych zawodników, którzy mają sytuację naprawdę nieprzyjemną. Trochę boli ta porażka - skomentował "Taraś".
- Może ja byłem trochę w mecz zaangażowany, ale nie wydaje mi się, żeby szczególnie w drugiej połowie Śląsk miał z akcji jakąś sytuację bramkową. W pierwszej dwie, trzy wrzutki. Wydaje mi się, że my byliśmy bliżsi strzelenia drugiej bramki niż Śląsk wyrównania, a później zwycięstwa. Tak to jednak jest - dodał były trener Jagiellonii Białystok.
Niedzielny mecz na ławce rezerwowych rozpoczął Sebastian Szałachowski. Na boisku pojawił się on po godzinie gry. - Nie wystawiłem od pierwszej minuty Sebastiana Szałachowskiego, bo wcześniej ten zawodnik nie dał mi tyle satysfakcji, żebym mógł go wystawić w tym spotkaniu - wyjaśnił trener.
Tarasiewicz poprzednio był szkoleniowiec Śląska Wrocław. Jest on mocno związany z tym klubem. W niedzielę przed rozpoczęciem spotkania podszedł on do ławki rezerwowych WKS-u i przywitał się ze wszystkimi. - Jak graliśmy z Jagiellonią to też podszedłem do ławki rezerwowych. Nie zawszę to robię. Akurat jakby dalej była ławka to może być tego nie robił, bo by powiedzieli, że pomyliłem ławki i idę nie w tym kierunku. Akurat przed meczem wpadliśmy na siebie z trenerem Śląska, przywitałem się. Następnie drugim razem podszedłem do ławki rezerwowych i też się przywitałem, ale usłyszałem, że nie wiem czy to robię dla kamer. Nieważne. Akurat nie miałem takiego zamiaru - podsumował Ryszard Tarasiewicz.