Zagłębie Lubin: Droga do przedawnienia

Sprawa KGHM Zagłębia Lubin dotycząca korupcji w polskiej piłce nie zaczęła się 27 grudnia 2007 roku, kiedy Wydział Dyscypliny wszczął postępowanie wobec tego klubu. Cała sytuacja zaczęła się dużo, dużo wcześniej. Niewiele osób już pamięta sezon 2002/2003. Wówczas Miedziowi dokonali świetnych - tak wówczas uważano - transferów, które miały sprawić, że Zagłębie było walczyć o najwyższe cele. Miało.

W tym artykule dowiesz się o:

Wiślacki zaciąg

Do Lubina w lecie 2002 roku trafili piłkarze z Wisły Kraków, która wówczas rządziła w lidze. Piłkarze ci dostali lukratywne kontrakty zarabiając dużo więcej od grających od wielu sezonów w Zagłębiu zawodników. Zrobił się podział na "stare" i "nowe" Zagłębie, ale mimo wszystko Miedziowi gromili każdego w sparingu. Przyszła liga i w pierwszym meczu podopieczni Adama Nawałki rozbili Pogoń Szczecin 5:0. Ostatnią bramkę zdobył debiutujący wówczas w lidze Grzegorz Bartczak, dzisiaj reprezentant Polski. Mówiło się nawet po tamtym meczu, że Zagłębie będzie walczyć o mistrzostwo. Jednak w kolejnych spotkaniach było już słabiutko i w efekcie Miedziowi wylądowali w strefie barażowej.

Ustawiony baraż

W barażu o pozostanie w lidze Zagłębie zmierzyło się z Górnikiem Łęczna i wówczas zaczęły się dziać dziwne rzeczy. W Łęcznej prezent rywalom sprezentował Bogdan Zając idealnie wykładając piłkę Pawłowi Bugale. Górnik wykorzystał sytuację i ostatecznie wygrał 1:0. Rewanż w Lubinie zaczął się dla Zagłębia bardzo dobrze, ponieważ gola zdobył Arkadiusz Klimek. Później było już tylko gorzej. Ponownie w roli głównej wystąpił Bogdan Zając, który na spółkę z bramkarzem Jarosławem Krupskim sprezentował kolejny podarunek dla Górnik Łęczna i ponownie skrzętnie skorzystał z niego Paweł Bugała. Jeszcze w pierwszej połowie ten sam Zając wydaje się, że celowo zagrał piłkę ręką we własnym polu karnym, ale sędzia tego nie zauważył. Adam Topolski (zmienił wcześniej Nawałkę na stanowisku trenera Zagłębia) widząc co się dzieje, zmienił w przerwie tego obrońcę, ale mimo wszystko Miedziowi przegrali 1:2 i spadli do pierwszej ligi. Do płaczącego wówczas na murawie Ireneusza Kowalskiego podbiegł jeden z uradowanych zawodników Górnika Łęczna i w przypływie emocji wypowiedział zdanie, które rozwścieczyło piłkarza Zagłębia. Kowalski rzucił się na niego z pięściami. Zawodnik Łęcznej miał ponoć powiedzieć, iż nie wszystkim zawodnikom z jego drużyny chciało się grać. Kilka lat później wyszło na jaw, że baraż został po prostu ustawiony.

Sezon 2002/2003

To właśnie w nim Zagłębie dopuściło się korupcyjnych procederów. Prokuratura ustaliła, że są niezbite dowody na cztery mecze. Po latach zatrzymano wówczas już byłego prezesa Miedziowych Jerzego F., który miał dla klubu z Lubina ustawić mecze. Również Zbigniew M. grający w tamtym sezonie w barwach Zagłębia miał postawione zarzuty korupcyjne, lecz kilka tygodni temu sąd cywilny oczyścił go całkowicie z zarzutów. Miedziowi ostatecznie po rocznej banicji awansowali z powrotem do ekstraklasy. Dzisiaj wiadomo, że zrobili to w nie do końca sportowy sposób.

Wyznanie Dziurowicza

Po słynnym już wywiadzie w Gazecie Wyborczej z Piotrem Dziurowiczem, prezesem GKS-u Katowic, rozpoczęła się walka z korupcją w polskiej piłce. Wszyscy kibice doskonale znają samochód "Fryzjera" i jego zapasowe koło. To był początek walki z korupcją. W efekcie tego zatrzymano do dnia dzisiejszego grubo ponad 100 osób: działaczy, trenerów, sędziów, obserwatorów czy nawet członków PZPN. Prokuratura stopniowo dostarczała dokumenty Wydziałowi Dyscypliny, który karał kluby tak jak mu się podoba. Przez kilka lat nie wypracował regulaminu karania klubów. Wreszcie los padł na Zagłębie Lubin i Widzew Łódź. Oba zespoły jednocześnie stanęły przed obliczem WD.

Wszczęcie postępowania

Postępowanie w sprawie Zagłębia oraz Widzewa rozpoczęło się według informacji Polskiego Związku Piłki Nożnej 27 grudnia 2007 roku. Do Warszawy udały się delegacje obu klubów i obie strony od początku wzajemnie komplementowały się. Wydział Dyscypliny chwalił Zagłębie oraz Widzew za współprace i chęć samoukarania się. Problemy zaczęły się, gdy trzeba było wydać ostateczny werdykt. Zagłębie i Widzew nie godziły się na karę degradacji. Zaczęła się wojna na słowa, która przeniosła się do mediów, gdzie na łamach prasy obie strony wzajemnie zadawały sobie ciosy. Wreszcie Wydział Dyscypliny uznał, że to koniec przepychanek i najpierw ukarał Widzew karą degradacji za 12 ustawionych spotkań. Tydzień później za 9 meczów taką samą karę dostało Zagłębie. Oba kluby nie zgadzały się w zupełności z orzeczeniem WD i odwołały się do Trybunału Piłkarskiego. Widzew przegrał walkę z TP, ale Zagłębie osiągnęło to, co chciało. Trybunał uznał rację Zagłębia i nakazał Wydziałowi Dyscypliny ponowne rozpatrzenie sprawy Miedziowych, ale tylko cztery mecze miały być brane pod uwagę, a nie dziewięć, bo na pozostałych pięć nie było dowodów.

Postępowanie, kara, odwołanie

Wydział Dyscypliny pod przewodnictwem Adama Gilarskiego i tym razem nie miał wątpliwości: Zagłębie za cztery ustawione mecze zostało zdegradowane do drugiej ligi (dzisiaj pierwsza liga). Miedziowi nadal nie godzili się z karą, więc ponownie odwołali się do Trybunału Piłkarskiego, lecz ten tym razem nie przychylił się do argumentów Zagłębia. Miedziowi już bez większej wiary poszli w ślady Widzewa i także odwołali się do ostatniej instancji, a więc Trybunału Arbitrażowego przy PKOl.

Szok i zdezorganizowane rozgrywki

Sędziowie Trybunału Arbitrażowego przy PKOl wysłuchali argumentów Widzewa oraz Zagłębia i wyrok mieli wydać tydzień później, dwa dni przed rozpoczęciem ligi. Mało kto spodziewał się takiej bomby. Sędziowie uznali bowiem, że zarzuty w sprawie obu klubów przedawniły się! Na rozprawie Widzewa pojawił się wysłannik PZPN, który kilka minut wcześniej nie mógł pojawić się w sali, kiedy przebywali w niej przedstawiciele Zagłębia. Rzecznik prasowy PZPN Zbigniew Koźmiński próbował ratować honor Związku twierdząc, że PZPN nic nie wiedział o rozprawie Zagłębia. Tak czy siak, sprawa Widzewa została definitywnie zakończona, a Miedziowi musieli poczekać do 22 sierpnia. Prezes Zagłębia Paweł Jeż dzień później w wywiadzie udzielonym serwisowi SportoweFakty.pl powiedział: - Czytałem uzasadnienie Widzewa i mogę być spokojny o Zagłębie. To oznacza, że Trybunał uzna także racje Zagłębia, bo i tego klubu zarzuty przedawniły się w związku z przepisami PZPN, które obowiązywały, kiedy czyny korupcyjne zostały popełnione. Każdy wie, że prawo nie działa wstecz. Prawie każdy. Jednak decyzje Trybunału Arbitrażowego odbiły się szerokim echem w całej Polsce, ale także i w Europie. Wszyscy za cel obrali sobie Zagłębie, które zdezorganizowało rozgrywki, co jest oczywiście nieprawdą. W efekcie tego wszystkiego, Ekstraklasa S.A. oraz PZPN niemal na pewno zadecydują, że liga będzie liczyć 16 zespołów, czyli tak jak dotychczas. W czwartek Trybunał wyda orzeczenie nie tylko w sprawie Zagłębia, ale i Korony Kielce, a to oznaczać będzie, iż w pierwszej lidze znajdzie się Arka Gdynia oraz Piast Gliwice, który jednak najprawdopodobniej rozegra baraż z Jagiellonią Białystok. Zagłębie po kilkumiesięcznej walce dopięło swego. Działacze Widzewa po werdykcie PKOlu głośno wypowiadali słowa "Zatriumfowało prawo", a w czwartek to samo będą mogli powiedzieć przedstawiciele Zagłębia i Korony. Szkoda jednak, że wszystko się stało w takich okolicznościach. Można było już dawno rozwiązać te sprawy i dzisiaj śledzilibyśmy losy na murawie, a nie na kolejnych posiedzeniach różnych instancji odwoławczych.

Źródło artykułu: