Z podium corocznego rankingu nie schodzi już od pięciu lat. W 2007 i 2008 roku znalazł się tuż za plecami Cristiano Ronaldo, by w ostatnich trzech sezonach przyćmić wszystkich niepowtarzalną, majestatyczną postawą. Przyćmić do tego stopnia, że rodacy widzą w nim następcę Diego Maradony (mimo że początkowo wypierali się Messiego, bo ten wcześnie opuścił kraj i dorastał w słynnej szkółce La Masii, nigdy też nie zagrał w argentyńskiej Primera Division), a eksperci z całego świata perorują czy nie jest to przypadkiem największy piłkarski geniusz, jaki kiedykolwiek stąpał po ziemi.
Lionel Messi - wzór do naśladowania i dla początkujących adeptów, i dla zawodowych sportowców. Skryty, cichy i spokojny poza boiskiem, unikający rozgłosu, skandali, zmącenia psychicznego, pielęgnujący w sobie odrobinę dziecka. Na najmniejszym skrawku murawy przeobraża się w mężczyznę, emanującego pewnością siebie, odwagą i obdarzonego wyjątkowymi umiejętnościami, kategorycznie odmawiającego sobie odpoczynku, bo wciąż uprawiający futbol z predylekcji - ma na swoim koncie osiemnaście trofeów, w tym dwa zwycięstwa w Klubowych Mistrzostwach Świata (2009, 2011 - w obu przypadkach sam pieczętował sukces) i trzy w Lidze Mistrzów.
Argentyńczyk z Barceloną - której zawdzięcza wiele, bo to ona jako pierwsza dostrzegła w nim wielki talent, ona obdarzyła go troską i zadbała o zdrowie (o jego problemach ze wzrostem pisano już wielokrotnie), a obecnie stworzyła system niemal doskonały, w którym Pchła odnajduje się niczym ryba w wodzie - osiągnął już wszystko. Triumfował we wszystkich wartościowych rozgrywkach (poza Ligą Europejską, ale jej nawet nie zasmakował), mimo to pozostaje nienasycony, głodny gry.
Z taką wydajnością - co kiedyś było nie do pomyślenia, wszakże nękały go kontuzje - i skutecznością może pobić kilka historycznych rekordów. Już teraz wspina się do czołówki najlepszych strzelców wszech czasów Primera Division (powątpiewać można, czy uzyska zbliżony współczynnik do Telmo Zarry, autora 251 goli... w 277 meczach!), w Lidze Mistrzów depcze po piętach niegdyś snajperom najwyższych lotów, dziś w większości emerytom.
Messi odbierając trzecią Złotą Piłkę zrównał się z gwiazdami wcześniejszych epok - Marco van Bastenem (1988, 1989, 1992), Johanem Cruyffem (1971, 1973, 1974) i Michelem Platinim. Niemniej tylko on i Platini wygrywali ten plebiscyt przez trzy lata z rzędu. Pochodzący z Rosario zawodnik dokonał tego rekordowo szybko, bo w wieku zaledwie 24 lat (były kapitan "Trójkolorowych" miał 30).
– To dla mnie wielki honor dołączyć do takich piłkarzy jak Platini, Cruyff i Van Basten. Tak naprawdę nie dotarło do mnie jeszcze to, co się stało. Chcę przeżywać tę chwilę, gdyż jest wspaniała. Myślę teraz o moich kolegach z Barcelony i reprezentacji Argentyny. Gdyby nie oni, to nic bym nie osiągnął. Ta nagroda należy także do nich oraz do naszego trenera Pepa Guardioli - mówił gracz FC Barcelony.
- Złota Piłka to nie tylko mój sukces, to zwycięstwo całej FC Barcelony. Jednak najbardziej chciałbym się nią podzielić z moim przyjacielem Xavim, który po raz trzeci zajął trzecie miejsce. To on i reszta kolegów z drużyny mają decydujący wpływ na to jak gram. Dzięki nim mogę grać tak jak lubię. Teraz razem zrobimy wszystko, aby grać jak najlepiej i zdobywać kolejne trofea – kontynuował w swoim stylu.
Gdyby jego kolekcja była wzbogacona o złoty medal mistrzostw świata z Argentyną, aktualnie nie byłoby żadnych wątpliwości, komu przysługuje miano piłkarza wszech czasów. Wszelkie dyskusje ucinano by już w zarodku. Zresztą podczas uroczystej gali wręczenia nagród sam Michel Platini stwierdził: - Lionel Messi musi zdobyć mistrzostwo świata, aby być uznanym najlepszym piłkarzem wszech czasów.
- Messi zawsze będzie wielki - z wygraną lub bez w mistrzostwach świata. Jednak triumf na mundialu to bez wątpienia coś wyjątkowego. To pozostaje w świadomości ludzi - dodał Francuz, obecnie prezydent UEFA.
Ale reprezentacja to zupełnie inne środowisko, inna atmosfera, inny schemat, wreszcie zupełnie inni partnerzy. Messi wygrał mistrzostwo świata do lat 20 w 2005 roku, a trzy lata później zwyciężył na olimpiadzie w Pekinie. Z seniorami nie błysnął ani na mistrzostwach świata w RPA (szóste miejsce), ani na zeszłorocznym Copa America, po którym spadła na niego lawina krytyki.
Oczekiwania wobec niego są ogromne, zwłaszcza że od 1990 roku Argentyńczycy mimo kilkakrotnie medalowych nadziei, nie stanęli na podium, nie otarli się choćby o brąz. Narastająca frustracja, pasmo niepowodzeń, gdy po sukcesy sięgał odwieczny przeciwnik Brazylia, sprawiła, że Albicelestes upatrują w Messim wybawcę. Swą misję wkrótce 25-letni futbolista spełni, gdy wyniesie drużynę narodową na piedestał. I wtedy samotnie zasiądzie na tronie.