Orest Lenczyk analizuje porażkę z FK Teplice

Piłkarze Śląska Wrocław przegrali pierwszy mecz sparingowy w zimowym okresie przygotowawczym. Od wicemistrzów Polski lepsza okazała się czeska drużyna FK Teplice.

Artur Długosz
Artur Długosz

Aktualny lider T-Mobile Ekstraklasy przegrał 1:3 z czeską drużyną FK Teplice. Wrocławianie jako pierwsi objęli prowadzenie, ale potem dali sobie strzelić trzy gole. - Trafiliśmy na przeciwnika, który bardzo dobrze biegał, walczył i grał na pograniczu faulu. My graliśmy dwoma, trzema grupami zawodników. Pozmienialiśmy troszkę ustawienie, aby zobaczyć, jak będą się prezentować piłkarze z rywalem mimo wszystko dobrym. Szczególnie w pierwszej połowie wiatr przeszkadzał w normalnej grze. Okazało się, że po stracie gola z absolutnie problematycznego rzutu karnego pewna nerwowość się w grę wkradła. Jeżeli chodzi o to, co ważne w tym momencie, to chłopcy powalczyli, podjęli rękawicę, nie dawali się. Później straciliśmy bramkę w sytuacji, w której stoper popełnił błąd. Odrabialiśmy to przy wymianie sześciu zawodników. Mieliśmy przewagę, ale jak zwykle nadzialiśmy się na kontrę i przeciwnik nam strzelił trzeciego gola - skomentował Orest Lenczyk, trener Śląska Wrocław.

- W sumie bardzo nam zależy na najbliższym meczu z drużyną z Pilzna, a w tym spotkaniu dobrze, że wyeksploatowaliśmy wszystkich zawodników. Odpoczniemy w poniedziałek i potem pogramy składem oraz ustawieniem takim, które będzie nam dawało większą szansę zgrania zawodników - dodał doświadczony trener.

Sami piłkarze drużyny wicemistrza Polski podkreślali, że zmierzyli się z trudnym przeciwnikiem. - Rywale grali wysoko, ciężko było przedostać się pod ich bramkę. Staraliśmy się grać piłką, w przeciwieństwie do Czechów, którzy kopali ją tylko do przodu, licząc na to, że coś tam wpadnie. Moim zdaniem wynik nie odzwierciedla tego, co się działo na boisku - zaznaczył Sebastian Dudek.

Wiele kontrowersji wywołała sytuacja, w której przeciwko Śląskowi arbiter odgwizdał rzut karny. - Uważam, że nie było mowy o rzucie karnym, ale trudno, stało się. Druga bramka padła po błędzie, gdy piłka przeskoczyła komuś nad nogą, a trzecia po kontrze, gdy rzuciliśmy wszystko na jedną szalę. Mieliśmy swoje sytuacje, szkoda, że ich nie wykorzystaliśmy. Zdarzają się jednak takie mecze, że nie wszystko wychodzi - dodał Dudek.

- Na murawie, na której dzisiaj graliśmy, ciężko nam było w pełni pokazać to, co ćwiczymy od pewnego czasu, czyli utrzymywanie się przy piłce i atak pozycyjny - podkreślił natomiast Piotr Ćwielong.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×