Resortowy minister powinien znać się na tym, co robi - rozmowa ze Zbigniewem Bońkiem

- Wydaje się, że jeśli umowy są podpisywane na poziomie ministerstw, to trzeba je respektować. To brzydko brzmi, jeśli taka poważna instytucja mówi: jak chce pieniądze, musi iść do sądu - powiedział w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Zbigniew Boniek.

Kinga Popiołek: Już w środę piłkarskie otwarcie Stadionu Narodowego...

Zbigniew Boniek: - Nareszcie, nareszcie!

Portugalia to dobry rywal na taką inaugurację?

- Uważam, że taki sam, jak wielu innych. Jest to drużyna, która zagra w mistrzostwach Europy, będzie miała swoje szanse, marzy po cichu, aby być czarnym koniem imprezy. Można powiedzieć, że mają też ku temu możliwości, gdyż piłkarzy dobrych im nie brakuje. Na pewno nie będzie to mecz, gdzie wszyscy będą gryźli trawę, bo to nawet nie wypada - stadion nowy, boisko nowe. Ale na pewno będzie trochę jakości, więc będzie przyjemnie.

Pokusiłby się pan o wytypowanie wyniku tego meczu?

- Raczej nie, wydaje mi się, że w tego typu spotkaniach towarzyskich to nie jest rzeczą najważniejszą.

A co z Robertem Lewandowskim?

- Według mnie, to jest pewne, że nie zagra, bo jeśli na dwa dni przed meczem zawodnik odczuwa jakieś bóle w mięśniu dwugłowym i ma jakiś mały obrzęk, to szansa na to, że zagra, jest właściwie zerowa. Byłoby to absolutnie nieracjonalne i niesłuszne, żeby zdrowie piłkarza tego pokroju ryzykować w meczu o pietruszkę. Trzeba wypróbować jakąś alternatywę, jak będziemy grali bez niego, bo taka sytuacja może się przydarzyć podczas Euro i musimy być na to przygotowani, nie możemy być zaskoczeni.

Kto może stanowić alternatywę dla tego zawodnika?

- Wydaje mi się, że z tego składu, jaki powołał Franek (Smuda - przyp. red.), jedynym wyjściem jest Jeleń na szpicy, bo Smuda gra jednym zawodnikiem w ataku, i pewnie w drugiej połowie wejdzie Grosicki, a to by było trochę szkoda. Grosicki jest takim zawodnikiem, który w tym systemie, jakim gra Franek: 4-2-3-1, bardziej by mi pasował na lewą albo prawą stronę, nie jako pierwszy napastnik. Natomiast podejrzewam, że Jeleń całego meczu nie wytrzyma.

Widzi pan wśród zawodników następcę Lewandowskiego?

- Jeśli nie będzie grał Lewandowski, to będą grali inni. Reprezentacja może ucierpieć na tym, ale nie ma ludzi niezastąpionych i siła kadry nie może zależeć tylko od jednego piłkarza. Jeśli siła całej drużyny zależy od jednego zawodnika to znaczy, że jest ona słaba.

Atak nie jest jedynym newralgicznym punktem, bo problem może się pojawić na pozycji bramkarza.

- Jak mamy Szczęsnego, to problemu nie ma. Problem mógłby się pojawić, ale to jest takie gdybanie. Natomiast Franek jasno określa sytuację i mówi, że Boruca nie powoła, czyli nie ma tego tematu i nie ma co mielić językiem. Ale jeszcze zobaczymy, bo Franek różne rzeczy mówi w różnym okresie.

Czy kwestie sportowe nie powinny być jednak postawione najwyżej?

- Franek jest odpowiedzialny za reprezentację, on o wszystkim decyduje i jeżeli nie pasuje mu Boruc do koncepcji i go nie chce, to ma do tego święte prawo. Natomiast jeśli by się okazało, że w czasie Euro, czy też przed turniejem Szczęsny nabawi się jakiejś kontuzji, wejdzie jakiś drugi bramkarz, który będzie puszczał gapy, to odpowie za to Smuda. To jest jego wybór.

Od oficjalnego otwarcia Stadionu Narodowego minął miesiąc, teraz nastąpi piłkarska inauguracja. W tym czasie o stadionie wiele się mówiło, najczęściej źle o całym projekcie. Czy to było potrzebne?

- To jest takie typowo polskie zjawisko, kiedy wszyscy do siebie strzelają. Policja do strażaków, strażacy do policji, ktoś tam do Kaplera, Kapler do kogoś... To była taka wymiana strzałów, która nie miała żadnego sensu. Stadion jest, stoi, jest piękny i wspaniały. Oczywiście, były pewne opóźnienia, co wydaje mi się przy tego typu inwestycji rzeczą całkowicie normalną. Też są opóźnienia przy budowie autostrad, portów lotniczych, kolei i wszyscy mówią, że to jest normalne. Tutaj też kilka opóźnień było, ale stadion stoi i naprawdę dobrze wygląda.

Stadion Narodowy jest, jednak prezydent Warszawy, Hanna Gronkiewicz-Waltz stwierdziła, iż powinny być na nim rozgrywane jedynie mecze międzynarodowe, nie zaś pojedynki klubowe, jak Superpuchar Polski.

- Nie wiem, czy tylko mecze międzynarodowe powinny być rozgrywane, nie chcę tutaj polemizować z panią Gronkiewicz-Waltz. Jednak wydaje mi się, że finał Pucharu Polski, to jest absolutnie wyjątkowa impreza, która powinna być rozgrywana tylko i wyłącznie na tym stadionie. A to już jest piłka klubowa. Oczywiście Superpuchar rozgrywany 11 czy tam 15 lutego to jest dla mnie chory pomysł. Takie przedstawienie powinno otwierać rozgrywki w danym kraju i powinno się odbyć na tydzień przed inauguracją ligi. Ja bym to zrobił na boisku drużyny, która zdobyła tytuł mistrza Polski, bo to jednak jest jakiś prestiż i walczy się o puchar.

Tym bardziej, że wszystkie prace były kończone dosłownie na styku.

- Tak, bo trawę położono na dzień przed meczem i pojawiły się jakieś dla mnie niezrozumiałe historie. Dlatego to spotkanie się nie odbyło.

Jednak gdyby na Narodowym miały być rozgrywane tylko zawody międzynarodowe, to chyba szkoda, że taki obiekt nie byłby w pełni eksploatowany.

- Na szczęście to nie jest moim problemem. Problemem jest to, że taki obiekt musi mieć około 15-20 imprez rocznie, żeby mógł na siebie zarobić, żeby nie był kosztem pokrywanym z budżetu państwa. Oczywiście na takie imprezy trzeba sprzedać bilety, muszą przyjść ludzie, zatem muszą to być rzeczy atrakcyjne. Nie wiem, jaka jest koncepcja, jaka jest strategia, kto o tym myśli, a kto nie i nie chcę się wypowiadać na ten temat.

Niedawno minister Joanna Mucha powiedziała, że jest zainteresowana panem, jako swoim doradcą.

- Nie mam tu czego komentować, bo nigdy się tym publicznie nie chwaliłem, ani o niczym takim nie mówiłem...

Czyli nie było takich rozmów między państwem?

- Prywatnie się spotkaliśmy, ale nie doszło do tego, że jestem doradcą pani minister. Nie muszę nic dementować, za to wypadałoby, aby uczyniła to pani minister. Natomiast, jakbym ja był doradcą pani minister, to powiedziałbym jej, że niewypłacenie premii, czy postawienie znaku zapytania nad premią dla pana Kaplera absolutnie nie przystoi ministrowi sportu, bo Polska jest krajem prawa. Wydaje się, że jeśli umowy są podpisywane na poziomie ministerstw, to trzeba je respektować. To brzydko brzmi, jeśli taka poważna instytucja mówi: jak chce pieniądze, musi iść do sądu. To ja też od jutra przestanę płacić i powiem: jak chcesz pieniądze, idź do sądu. To nie jest najlepszy przykład. Wiedziano, co podpisano. Pani minister objęła stanowisko po kimś i powinna się bardziej uczepić poprzedników niż Kaplera. Chociaż, żeby było jasne, Kapler nie jest osobą z mojej bajki. Uważam, że to jest facet, który popełnił sto tysięcy błędów, a pierwszym podstawowym jest to, że nie zagwarantował sobie i nie zainteresował się tym, żeby na Stadionie Narodowym była siedziba PZPN-u. Taka siedziba dodałaby obiektowi życia i tlenu, działoby się tam wiele rzeczy, można by przeprowadzać różne kursokonferencje, treningi wszystkich reprezentacji, stadion żyłby. Niestety, poróżnili się o jakieś kwestie finansowe, co jest rzeczą śmieszną. Kapler nie jest z mojej bajki, ale publiczne podważanie jest polską hipokryzją, którą karmią się tabloidy. Nie podoba się to górnikowi, hutnikowi, ale przy inwestycji wartej 2 miliardy, premia w wysokości 500 tys. zł nie jest tak dużo. Oczywiście nie wiem, czy bym mu dał, czy nie, nie wiem, jak bym to zrobił, ale jeśli taki kontrakt jest podpisany, to dla mnie źle to wygląda, że minister rządu polskiego może mówić: my nie wypłacimy.

A pan nigdy nie myślał o sobie w roli ministra sportu?

- Mam wiele sympatii dla pani Joanny, dlatego nie będę się na ten temat wypowiadał. Wydaje mi się jednak, że pani Joanna nie może się na mnie obrazić, ani na nikogo innego, jeśli powiedziałbym, że resortowy minister powinien znać się na tym, co robi. Nie wyobrażam sobie, żeby minister sprawiedliwości, zdrowia, czy jakikolwiek inny, nie zdawał sobie sprawy z tego, co go czeka i jakie stanowisko obejmuje. Oczywiście pani Joanna mówi, że jest zdolna i się szybko nauczy, więc miejmy nadzieję, że będzie dobrze.

Ile czasu dałby pan minister Joannie Musze na naukę?

- Jestem takim człowiekiem, który życzy ludziom dobrze i pani Joannie również życzę jak najlepiej.

Łódzkim zespołom chyba też życzy pan jak najlepiej, skoro chciałby pan, aby Widzew z ŁKS-em się połączyły.

- To nie do końca tak. Powiedziałem, że jeżeli Łódź marzy o wielkim futbolu, to wielki futbol może powstać wtedy, gdy dwie legendy i historie tego miasta połączą się w jedno. To nie jest żadne zamykanie Widzewa czy ŁKS-u, na świecie takie rzeczy się zdarzają: wielkie koncerny, banki, firmy się łączą po to, żeby była jedna, mocniejsza. Mnie się wydaje, że jeśli w Łodzi myślą o Champions League, Lidze Europejskiej czy jakichkolwiek sukcesach, to synergie są takie, że mogą sobie pozwolić na jeden klub. Mogę, oczywiście, się mylić, nie apeluję do tego, żeby się łączyły te kluby, bo jeśli nie chcą, to ich się nie zmusi. Myślę w sposób racjonalny, co by zrobić, aby w Łodzi była wielka piłka. Ileś tam lat temu nie było ani Widzewa, ani ŁKS-u, pewnie za sto lat już ich może nie być, bo i nas nie będzie. Można wytyczyć pewne standardy i utrzymać tradycję, tylko że w innej formie. Jeśli młoda dziewczyna wychodzi za mąż, to przyjmuje nazwisko męża. I traci coś z tego? Wszystko zależy od tego, w jaki sposób się patrzy na sprawę: pozytywnie, czy negatywnie. Poza tym, u nas jest takie zakłamanie - przeprowadzono nawet ankietę odnośnie do mojej wypowiedzi, wszyscy byli przekonani, że tylko ja mam takie zdanie, tymczasem okazało się, że większość ludzi myślących, też jest za tym. To również dla rodziców byłoby znacznie lepiej patrząc przez wzgląd na dzieci, nie byłoby podziału miasta na dwie części. Rzuciłem hasło do przemyślenia, nie wszyscy muszą się z tym zgadzać, nie musi do tego dojść. Nie uważam, żeby to był najgorszy pomysł, jaki mi w życiu przyszedł do głowy.

Źródło artykułu: