Pierwsza połowa ćwierćfinałowego rewanżu Legii z Gryfem Wejherowo przypominała sytuację sprzed kilku dni, z derbów Warszawy: niewiele sytuacji podbramkowych oraz żadnych strzałów zwieńczonych golem. - Nie da się ukryć. Graliśmy z drużyną, która cofnęła się i w zasadzie cały czas próbowała grać z kontry. Nie potrafiliśmy znaleźć sposobu na to, by rozmontować ich skomasowaną obronę i to był chyba główny problem - analizował w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Michał Żewłakow. - Nie chciałbym, żebyśmy robili teraz tragedię wokół siebie i my, zawodnicy, musimy być na to odporni, bo wiadomo, że po takim meczu pewnie wyleje się na nas fala krytyki, ale takie jest życie sportowca. Są takie dni i takie mecze, kiedy człowiek przeciera oczy ze zdziwienia nie wierząc w to, że tak można grać. Jak najszybciej w kolejnym meczu trzeba pokazać, że to był tylko taki okres kilku dni, czy tygodnia, bo Legia potrafi grać w piłkę i mam nadzieję, że w starciu z GKS-em to udowodnimy - wyraził nadzieję nasz rozmówca.
Po meczu w szatni Wojskowych nastroje były dalekie od radosnych a trener Maciej Skorża musiał posłużyć się krótkim, acz ostrym przemówieniem. - Myślę, że to normalne, iż po takim meczu człowiek jest i zły, i zawiedziony, i chciałby jak najszybciej zagrać kolejne spotkanie. Ale z drugiej strony to też coś takiego w ciągu sezonu czy rundy może jest potrzebne, żeby nie popaść trochę w samozachwyt i nie zadowalać się tym, co było do tej pory. Zobaczymy, jak zareagujemy. Myślę, że jesteśmy na tyle dojrzali, że to był ostatni mecz w takim wykonaniu w tym sezonie - przyznał Żewłakow.
Czy bojową atmosferę uda się przekuć w wyniki bez spuszczania głów? - Tu nie ma co robić tragedii, przecież tak naprawdę to awansowaliśmy do półfinału. Tu chodzi o styl. Taka drużyna jak Legia, szczególnie gdy gramy mecz ćwierćfinału Pucharu Polski, przychodzą kibice - nie może ich raczyć taką padliną, powiem szczerze. Ten mecz już się zakończył, nic na to nie poradzimy. Możemy ewentualnie kolejnymi spotkaniami sprawić, że o tym zapomną - zapewnił obrońca Legii.
W 76. minucie boisko opuścił Nacho Novo, który chwilę wcześniej nie wykorzystał sytuacji sam na sam. Schodząc z murawy żegnany był gwizdami przez kibiców drużyny z Łazienkowskiej. Czy w szatni Hiszpan również spotkał się z wyrazami niezadowolenia? - Nie ma żadnych pretensji ani animozji: jesteśmy jedną drużyną i każdy zawodnik jest dla nas istotny. Chcielibyśmy, żeby Nacho grał na swoim najwyższym poziomie, chociaż widać po nim, że sam w jakiś sposób jest zawiedziony i zły. To jest zawodnik, który grał już na takim poziomie, że dobrze wie, jak ma się zachować i myślę, że też zareaguje odpowiednio - wyjaśnił Żewłakow.
Czasu na analizę meczu z Gryfem nie ma zbyt wiele, bowiem już w sobotę Legię czeka kolejna ligowa potyczka. Jednakże piłkarze prowadzeni przez Macieja Skorżę nie mają zbyt dużego komfortu, gdyż zaledwie punkt przewagi nad pozostałymi ekipami T-Mobile Ekstraklasy na to nie pozwala. - Nie patrzymy na to, co się dzieje za nami. Musimy patrzeć na to, na co my mamy wpływ. Mamy o tyle dobrą sytuację, że ciągle wszystko zależy od nas. Wygrana w tym meczu na pewno w jakiś sposób uspokoi sytuację, a z drugiej strony ta kolejka jest interesująca, bo Wisła gra w Chorzowie, Lech gra ze Śląskiem, więc wszystko w tabeli może ulec zmianie. My chcemy wygrać i potem będziemy obserwować, co dzieje się dalej - zakończył Michał Żewłakow.