Karna droga Ruchu do finału (wideo)
Aby dostać się do finału Pucharu Polski Ruch musiał wyeliminować swojego imiennika ze Zdzieszowic i dwa zespoły z Krakowa oraz jeden z Łodzi. Chorzowianie dwa razy wyrzucali za burtę rozgrywek drużyny prowadzone przez Michała Probierza.
Ciernista była droga piłkarzy Ruchu Chorzów do finału Pucharu Polski . Chorzowianie aż do półfinałów nie mogli narzekać na los, ale niektórzy rywale napsuli Niebieskim sporo krwi.
Zaczęło się od meczu na wyjeździe, czyli... u siebie z ŁKS. Łodzian objął wówczas Michał Probierz, a spotkanie w związku z remontem obiektu ŁKS przeniesiono na Cichą. W regulaminowym czasie goli nie było, a na początku dogrywki rzut karny wykonywali rozgrywający dobry mecz łodzianie. Jednak "jedenastkę" strzelaną przez Tomasza Nowaka w świetnym stylu wybronił rezerwowy wówczas bramkarz Niebieskich Michal Pesković. Dziesięć dni później Słowak był już podstawowym bramkarzem Ruchu i bluzy z numerem jeden do dnia dzisiejszego nie oddał. Gola na wagę awansu zdobył w 105. minucie Paweł Abbott, który po trafieniu przeciwko byłemu klubowi nie okazywał radości.W ćwierćfinale chorzowianie mierzyli siły w dwumeczu z imiennikiem ze Zdzieszowic. W pierwszym spotkaniu, przez długi czas wiele wskazywało na niespodziankę. Drugoligowiec na początku meczu objął prowadzenie. Jednak ostatni kwadrans należał wyraźnie do chorzowian, którzy wykorzystali zmęczenie przeciwnika i zaaplikowali gospodarzom cztery gole, z czego jeden z rzutu karnego. W rewanżu dwukrotnie Zdzichy "ukłuł" Andrzej Niedzielan, a gości stać było jedynie tuż przed przerwą na trafienie Daniela Rychlewicza.
W półfinale doszło do dwumeczu z Wisłą Kraków. Chorzowianie znowu musieli się mierzyć z drużyną z Krakowa i po raz kolejny naprzeciwko Niebieskich stanął zespół prowadzony przez Michała Probierza. Podobnie jak w meczu z Cracovią, tak i teraz, kilka dni przed meczami w Pucharze Polski obydwa zespoły zmierzyły się ze sobą w ekstraklasie.