Dzięki punktom zdobytym w pojedynku z Flotą szczecinianie nie stracili kontaktu z liderującymi Piastem oraz Termalicą. Wynik derbów oraz sytuacja w tabeli na półmetku pierwszoligowej wiosny mogą być dla Pogoni powodem do zadowolenia, biorąc pod uwagę ostatnie wyczyny zespołu.
- Spotkanie z Flotą było teoretycznie bojem o nasze "być albo nie być" w czołówce. Wiosna ułożyła się nam kiepsko, ale po dwóch remisach zobaczyliśmy światełko w tunelu i czekaliśmy na przełamanie w sobotę. Już nie patrzyliśmy nawet, że były to derby i mecz z zespołem niepokonanym przez Pogoń od iluś tam lat. Po prostu odbieraliśmy mecz jako arcyważny, liczyliśmy na punkty i udało się to zrealizować - komentował Bartosz Ława.
Derby przy Twardowskiego nie zachwyciły ani sportowym poziomem, ani emocjonującym przebiegiem. Przeciętnie zaprezentowali się zwłaszcza Wyspiarze, którzy po raz pierwszy w historii regionalnych potyczek z Pogonią, zostali skrytykowani za swoją postawę.
- Flota była tą samą drużyną, która przyjeżdżała do Szczecina w poprzednich sezonach. Zmienił się wyłącznie wynik - przeczył odczuciu kibiców kapitan Pogoni. - Nie potrafili wygrać, ani nawet zremisować, ale zagrali tak jak zawsze: agresywnie i ostro. Przeciwstawiliśmy się im tym razem dokładnie taką samą bronią, czego efektem są punkty - dodał doświadczony pomocnik.
Pogoń w ostatnich minutach wyraźnie wycofała się do defensywy, broniąc z trudem zdobytego prowadzenia. - Podświadomie wiedzieliśmy, że koniecznie musimy wygrać. Na niejednym stadionie działo się tak, że drużyna lepsza prowadziła jednym golem i wykopywała piłkę po autach. Za wszelką cenę potrzebowaliśmy punktów i już tylko czekaliśmy na ostatni gwizdek - usprawiedliwiał grę w końcówce Ława.
Rezultat sobotniego meczu podbudował psychicznie niedawnego lidera. Drużyna, po trzech ekspresowych kolejkach, wreszcie będzie mogła przepracować cały tydzień pod okiem trenera Ryszarda Tarasiewicza. Pogoń zaatakuje szczyt tabeli w sobotę, gdy zmierzy się w Ząbkach z Dolcanem.
- Oby karta odwróciła się na dobre i limit naszych błędów został wyczerpany. Obserwujemy wyniki innych drużyn i wiemy, że gdybyśmy grali tak jak jesienią, to teoretycznie moglibyśmy mieć awans w kieszeni - przypomniał były zawodnik Arki.
- Z drugiej strony rywale z czuba też nie grają tak, jak się od nich oczekuje i dzięki temu nie spadliśmy w okolicę piątego czy nawet siódmego miejsca. Każdy chce awansować, ale seryjne wygrywanie nikomu nie wychodzi. Przez to I liga jest ciekawsza. Generalnie zaplecze T-Mobile Ekstraklasy jest specyficznym frontem. Piłkarze, którzy tutaj jeszcze nie grali, od progu byliby zaskoczeni - zapewnił Ława.